Alexandre_Yersin_1
Aleksander Yersin

„Religia, społeczeństwo, natura; oto trzy pola bitwy człowieka – pisał w 1866 roku we wstępie do «Pracowników morza» Wiktor Hugo – Te trzy zmagania są jednocześnie jego trzema potrzebami; musi wierzyć, stąd świątynia; musi tworzyć, stąd miasto; musi żyć, stąd pług i okręt. Te trzy sposoby radzenia sobie z rzeczywistością zawierają w sobie jednak trzy wojny. Wszystkie trzy są źródłem tajemniczego trudu życia. Człowiek boryka się z przeszkodami pod postacią zabobonu, uprzedzenia i żywiołu”. „Pracownicy morza” mieli ilustrować trzecie z powyższych zmagań – wieczną batalię z siłami natury, którym w powieści opór stawiali marynarze i rybacy z normandzkiej wyspy Guernsey.

Ponad stulecie później historię Hugo o dzielnym rybaku Gilliatcie wystawił w formie amatorskiego spektaklu dyrektor jednego z francuskich szpitali psychiatrycznych. Placówka mieściła się w dawnym lazarecie dla obłąkanych marynarzy. Widownia składała się z grupy pacjentów oraz przykutego na pewien czas do łóżka syna dyrektora. Nazwisko tego ostatniego zna dzisiaj cała literacka Francja. Małym chłopcem, który z zachwytem przyglądał się perypetiom ludzi morza, był Patrick Deville – obecnie jeden z bardziej znanych prozaików znad Sekwany.

Literacka podróż wzdłuż równika

Deville_Dzuma_cholera_okladkaCo wspólnego, oprócz teatralnego epizodu z okresu dorastania, mają ze sobą „Pracownicy morza” Hugo i osoba Deville’a? Bezpośrednio niewiele: trudno w pisarstwie tego ostatniego odnaleźć literackie ślady wielkiego romantyka. Deville swoją prozatorską karierę zaczynał w Wydawnictwie Minuit, które publikowało pisarzy raczej oszczędnych w słowach. Do czołowych autorów wydawnictwa należał między innymi Beckett, z młodszego pokolenia – Jean Echenoz i Jean-Philippe Toussaint. Deville – podobnie jak oni – używa lapidarnych zdań, pisze niemal w sprawozdawczy sposób, unika psychologizowania i nadmiernej afektacji. Jest na antypodach romantycznego stylu.

Pomimo to nie należy lekceważyć lektur z dzieciństwa. Kilkanaście lat po swoim powieściowym debiucie Deville rozpocznie oryginalny i obliczony na lata literacki eksperyment. Zajmie się pisaniem o tym, co wcześniej z pasją analizował Hugo: pod jego lupą znajdzie się wiek XIX, stulecie, które ze zdwojoną mocą zabrało się do walki z siłami natury. Książki Deville’a zaludnią autentyczne postacie awanturników i naukowców, fantastów i geniuszy, straceńców i wąsatych wizjonerów-samotników w korkowych kapeluszach, czarnych surdutach i laboratoryjnych fartuchach, uzbrojonych w nowoczesne karabiny, laski dynamitu lub mikroskopy. Wszyscy – podobnie jak Pierre Loti, który pojawi się przynajmniej w dwóch książkach Deville’a – będą przemierzać dalekie, egzotyczne krainy. Tłem ich podróży zawsze będzie morze, pocięte na wszystkich szerokościach geograficznych trasami liniowców i łodzi parowych. Wiek węgla i stali, tak bardzo racjonalny i ufny w zdobycze nauki, pod piórem Francuza okaże się okresem na wskroś romantycznym.

Sam Deville też przebierze się w strój podróżnika, a raczej w końcu wykorzysta to, że jest w podróży niemal całe dorosłe życie. Pisarz zagraniczną przygodę zaczął tuż po studiach, wyjeżdżając w wieku zaledwie 23 lat na placówkę dyplomatyczną do jednego z krajów Zatoki Perskiej. Później jeszcze kilkakrotnie zmieniał zawód i miejsce pobytu. Mieszkał kolejno w Algierii, Nigerii, Maroku i na Kubie. Okresowe powroty do Francji wykorzystywał na przygotowanie do druku swoich powieści. Pod koniec lat 90. podróżowanie pozwoli mu w końcu znaleźć własny sposób narracji: mieszankę relacji z podróży, reportażu historycznego i literackiej fikcji.

Po raz pierwszy ten hybrydowy sposób snucia opowieści pisarz zastosuje w „Pura vida” (2004), książce poświęconej perypetiom północnoamerykańskiego lekarza i prawnika Williama Walkera, który w połowie XIX wieku zaangażował się w wojnę domową w Nikaragui. Deville wyruszy jego śladem. W San Salvador pozna dawnych guerillos z Frontu Farabunda Martíego, a w stolicy Nikaragui spotka się z sandinistami. Będzie studiował życiorysy Bolivara i Francisco Morazána. Prześledzi historię Hawany, Santiago i Montevideo. Zgromadzi artykuły i doniesienia prasowe z epoki. Wszystko to pozwoli mu swobodnie poruszać się na papierze po całej Ameryce Południowej – zarówno w czasie, jak i w przestrzeni. Kilka lat później, cały czas trzymając się blisko równika, Deville jeszcze dwa razy zmieni miejsce literackiego śledztwa, przenosząc się wciąż na wschód. Bohaterem drugiej powieści-reportażu będzie Pierre Savorgnan de Brazza, eksplorator Konga, trzeciej – Henri Mouhot, odkrywca Angkor Wat w Kambodży. W ten sposób powstaną „Equatoria” (2009) i znakomita „Kampuchéa” (2011). Rok po tej ostatniej wydawnictwo Seuil opublikuje jeszcze jedną powieść Deville’a – „Dżumę i cholerę” osnutą wokół losów Aleksandra Yersina, bakteriologa i ucznia Pasteura.

Szczęśliwie historię słynnego uczonego może prześledzić również polski czytelnik. Jej świetny przekład na język polski autorstwa Jana Marii Kłoczowskiego właśnie trafił na księgarskie półki.

Gdzie życie, skoro nigdzie nie można się ruszyć?

Dlaczego wybór Deville’a padł właśnie na Yersina? Z jednej strony to wymarzony literacki bohater: genialny mikrobiolog, który już jako student zostaje jednym z członków grupy badawczej Ludwika Pasteura, ówczesnego guru naukowego i nie tylko naukowego świata. Młody Yersin świetnie się zapowiada. Jeszcze przed obroną pracy dyplomowej odkrywa bakterie gruźlicy rzekomej. Jeździ na wykłady do samego Kocha. Jest skupiony, uważny i żądny wiedzy. Być może pomaga mu w tym protestanckie wychowanie, które odebrał w skromnym rodzinnym domu w szwajcarskim kantonie Vaud. Fanny, jego matka, skrzętnie o to zadbała.

Alexandre_Yersin_2To wszystko jednak mało jak na powieściowy materiał. Prawdziwe życie Yersina dopiero się rozpocznie. W wieku dwudziestu sześciu lat jedzie do Normandii badać zakażone gruźlicą dzieci. Po raz pierwszy widzi morze. Jest zachwycony. „Pełen entuzjazmu – notuje Deville – z myślą o Fanny, która jest jego jedyną czytelniczką, pisze coś na kształt Lotiego lub «Pracowników morza» Hugo – opowieść o żeglarzach odkrywających nowe plemiona” (s. 29). Późniejszy życiorys Yersina to ciągła próba spełnienia marzenia o dalekich podróżach, które rozbudziło w nim zimne, normandzkie wybrzeże. „Bez żalu opuszczę Paryż – pisał do Fanny w przytaczanym przez Deville’a liście – Ten cały teatr mnie nudzi, światowym towarzystwem wręcz gardzę, a poza tym gdzie życie, skoro nigdzie nie można się ruszyć” (s. 29). Yersin zatrudnia się jako lekarz pokładowy i wyrusza do Sajgonu. Tam odkrywa Nha Trang, niewielką osadę nad malowniczą zatoką, gdzie zbuduje swoje małe imperium. Przemienia się w eksploratora. Bada życie Mojów w indochińskiej dżungli, urzeczony ich pierwotnym komunizmem – i jako pierwszy wytycza lądowy szlak z wybrzeża Annamu do Phnom Penh w Kambodży. Pociąga go wszystko, co nowe. Zanim zajmie się jedną dziedziną nauki, już nęci go następna. Etnologia? Proszę bardzo. Kartografia? Czemu nie. Mechanika, architektura, astronomia – nic nie ma przed nim tajemnic, wszystko przychodzi mu z łatwością. Jako pierwszy przywozi do Hanoi automobil. Sadzi na swojej farmie nowe gatunki roślin, zbija pieniądze na kauczuku, a potem chininie; uczy się agronomi i chemii. Krąży między Europą a Indochinami. Eksperymentuje z leczniczym Erythroxylum coca, z którego uzyskuje się kokainę. Udaje mu się stworzyć płynny koncentrat o ciemnobrązowej barwie, któremu nadaje nazwę „Kola-Cannelle”. „Gdyby tylko złożył wniosek o patent”, wzdycha Deville (s. 119). W międzyczasie Yersin dokonuje swojego największego odkrycia, które uwieczni jego imię w annałach nauki. W czasie wielkiej epidemii w Hongkongu udaje mu się wyizolować pałeczkę dżumy, co otworzy drogę do opracowania szczepionki. Jest 1895 rok. Yersinia pestis wchodzi na stałe do medycznego słownika. Czy to mało jak na jedną biografię?

A jednak Yersin jest jednocześnie przeciwieństwem bohatera-awanturnika. Nie ma nic wspólnego z Perkenem, który w „Drodze królewskiej” Marlaux wyprawia się po skarby Angkoru, ani z ex-oficerem spahisów Mayreną, samozwańczym królem Marią I, który w środku wietnamskiej dżungli przez krótki okres władał plemieniem Sedangów. Yersin wśród Wietnamczyków jest znany jako cichy doktor Nam. Jego życie to obliczenia, pomiary, badania, uprawy i hodowle. Żadnych kobiet, żadnych ekscesów. Jak napisze Deville, „Yersin lubi porządek i luksus, albowiem luksus to spokój” (s. 38).

Żywoty równoległe

Spokój nie oznacza jednak braku namiętności. Deville zdaje się świetnie o tym wiedzieć. Panowie naukowcy w czarnych surdutach są niczym żołnierze na froncie i reprezentują jedną z najsilniejszych obsesji epoki. W tym czasie „natura nie jest jeszcze wymagającą opieki kruchą staruszką – jak zauważy narrator „Dżumy i cholery” – lecz budzącym grozę wrogiem, którego trzeba pokonać” (s. 72). Wyniki tej walki widać gołym okiem. W połowie XIX wieku do Azji płynęło się trzy miesiące. W roku 1940 Yersin pokonuję tę odległość samolotem w ciągu ośmiu dni. Deville przedstawia tę zmianę za pomocą zgrabnej metafory: „W ciągu życia jednego człowieka dynia stała się melonem, a potem mandarynką” (s. 54).

"Mon éléphant et son cornac" - Reportage de Yersin chez les Moïs
Aleksander Yersin, Lang Biang 1893 r.

Poza tym cicha armia zamkniętych w laboratoriach brodaczy, do której należał również Yersin, ma w sobie coś poetyckiego. Tak jak wynalazki, których nazwy – wzięte najczęściej od nazwisk konstruktorów – co i rusz pojawiają się w „Dżumie i cholerze”. Ich katalog przypomina zestawienie dzieł sztuki zapomnianych artystów: filtr do wody Chamberlanda, mikroskop Zeissa, elektrometr Wulfa, palnik Bunsena. Egzotyzm nauki, jej hermetyczny, niezrozumiały dla zwykłego zjadacza chleba wokabularz pociąga Deville’a prawie tak samo jak egzotyzm zamorskich krain. Zresztą język naukowych odkryć – co francuski pisarz skrzętnie odnotuje – świetnie rymuje się z awangardową poezją początku XX wieku. „Przypomina się fragment wiersza Cendrarsa”, napisze komentując przytoczony w książce cytat z broszury Yersina i André Lamberta na temat uprawy chinowców (s. 161).

Nic więc dziwnego, że Deville, który we wszystkich swoich reportażowych powieściach skrupulatnie śledzi miejsca, gdzie krzyżują się życiowe ścieżki najważniejszych aktorów epoki, obok biografii Yersina szkicuje inny równoległy żywot – biografię Artura Rimbaud, zbuntowanego poety, który wybrał los podróżnika. „U obu ta sama żądza wiedzy i ucieczki (…) zamiłowanie do słonecznych poranków i morskiej żeglugi, do botaniki i fotografii. (…) Obydwaj, na dwóch krańcach świata, co pięć minut wpadają na nowy pomysł. Importowanie osłów z Syrii do Etiopii lub krów z Normandii do Indochin. Przygoda nauki, «nowe szlachectwo! Postęp, świat idzie do przodu!»” (s. 80).

Gdyby Yersin czytał Baudelaire’a

Czytelnik też daje się porwać przygodzie, ale Deville to nie Verne ani nowy Loti. „W Dżumie i cholerze” nie ma mowy o naiwnej fascynacji naukowym postępem i egzotyką. Deville o wszystkim pisze z perspektywy człowieka, który wie, co wydarzyło się w XX wieku. Pasjonująca podróż śladami Yersina to jednocześnie podszyta melancholią opowieść, dla której tło stanowi kolonizacja i wyścig zbrojeń na starym kontynencie. „Dżuma i cholera” nie jest więc ani hołdem dla osiągnięć nauki, ani hołdem dla geograficznych odkryć i przyjemność czerpana z lektury książki z mapą Europy i Indochin w dłoni szybko staje się dwuznaczna.

Co nam zatem zostaje z wierzącego w postęp XIX wieku? Być może to, co każe podziwiać samego Yersina i co – paradoksalnie – mało kojarzy się z epoką, która zrodziła masowe ruchy i ideologie: nie tyle postęp, ile sama wiara, a więc upór i przekonanie o znaczeniu jednostkowego losu. „Gdyby [Yersin – P.K.] czytał Baudelaire’a – napisze w „Dżumie i cholerze” Deville – podpisałby się pod opinią, że prawdziwy postęp może dokonać się tylko w jednostce i dzięki jednostce” (s. 161).

To bardzo romantyczny i jednocześnie bardzo ekskluzywny sposób myślenia. Ale czyż nie za to uwielbiamy powieściowych bohaterów? W życiorysie Yersina znajdujemy poza tym coś jeszcze. Coś, co niezmiennie fascynuje w biografiach słynnych naukowców, odkrywców i mężów stanu – połączenie konsekwencji, ciężkiej pracy i odrobiny szczęścia. Dobrze ujął to Deville: „Podobnie jak my Yersin stara się stworzyć ze swojego życia piękną i harmonijną całość. Tylko że jemu to się udaje” (s. 120).

 

Książka:

Patrick Deville „Dżuma i cholera”, przeł. Jan Maria Kłoczowski, Wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2014.