Jednym z wyzwań, które stanęło przed nowym ukraińskim prezydentem Petrem Poroszenką, opisywanym na łamach „Kultury Liberalnej” tydzień temu, jest zapewnienie stabilności i bezpieczeństwa w państwie. Do tego celu prowadzą różne drogi. O kompromisie jako jednej z nich mówił sam Poroszenko dwa tygodnie temu podczas swojej mowy inauguracyjnej. O drugiej mówić już nie mógł, bo któż by o tym mówić chciał… Gdy wysyła się ludzi na śmierć – na Ukrainie nie można robić z tego publicznego show. To nie Rosja.
Nic jednak nie zapowiada, by nawet najbardziej zdecydowane dążenie do kompromisu ze strony ukraińskiego prezydenta mogło prowadzić do bezkrwawego rozwiązania konfliktu na wschodniej Ukrainie. Petro Poroszenko musi przeprowadzić pacyfikację i odzyskać kontrolę nad tym terytorium. Siły separatystyczne można jednak porównać do „puszki Pandory”. Na ich czele stoją ludzie z przeszłością kryminalną, trafiło do niech wiele broni z Rosji, nikt już sprawuje realnej kontroli. Nie sprawuje jej również Władimir Putin, który zresztą nigdy nie był szczerym zwolennikiem kompromisu. Aby w Doniecku zapanował spokój i można było podjąć rozmowy dotyczące przyszłości regionu, trzeba najpierw zlikwidować ogniska separatyzmu. Przywódcy prorosyjskich rebeliantów znają tylko język przemocy. Na takie dictum można im tylko odpowiedzieć tym samym. I kropka. Musimy pogodzić się więc z tym, że ludzie będą nadal ginąć w Doniecku, Mariupolu czy Słowiańsku.
Sytuację ukraińskich przywódców „ułatwia” również to, że to nie oni rozpętali spiralę przemocy. Czterdzieści dziewięć ofiar zestrzelenia samolotu nad Ługańskiem – to nie oni, broń z Rosji- to nie oni, spalone budynki – to nie oni.
Ogromnym problemem Unii Europejskiej jest to, że bez względu na to, co zrobi Poroszenko, musimy go popierać. Po pierwsze, dokonaliśmy już wyboru- stając po jego stronie podczas zaprzysiężenia. Przewodniczący Rady Europejskiej, prezydenci Polski i Niemiec znajdowali się na sali posiedzeń Rady Najwyższej w Kijowie i przyklaskiwali programowi Poroszenki. Po drugie, Unia sama wyznaje te zasady, o których mówił prezydent Ukrainy. Gdyby ktoś opanował ratusz w Manchesterze czy Kaiserslautern i ogłosił powołanie tam Republiki Ludowej Midlands czy Południowej Nadrenii -tamtejsze władze spacyfikowałyby go bez zastrzeżeń i nikt nie rozmawiałby o autonomii kulturowej lub politycznej. Ukraina jest powszechnie uznanym państwem i nawet Rosja udaje, że uznaje jej wschodnie granice.
Po trzecie, Poroszenko wykonuje widoczne (a nie tylko widowiskowe) gesty wobec miejscowej ludności. Wiadomo już, że nikt nie będzie ograniczał miejscowych zwyczajów i specyfiki. Możemy być także pewni, że z Ukrainy przybędzie tylko to, co dobre. Donieck nigdy nie świecił dla reszty Ukrainy przykładem. To stamtąd brała swój początek dyktatura, która zniszczyła kraj i spowodowała rewolucję. Demokracja ma się obecnie na Ukrainie całkiem nieźle, a reformy są faktem – Donieck może na tym jedynie skorzystać.
Krew będzie się jednak lać. A my możemy jedynie zacisnąć zęby i wspomagać legalny rząd Ukrainy.