Widmo katolicyzmu ekstremalnego i fundamentalnego krąży nad Polską. Katolicyzmu reprezentowanego przez dzisiejszych wykluczonych, zwanych także „permanentnie obrażonymi”, „wiecznie oburzonymi”. Rekrutują się oni w znacznej części spośród wiernych słuchaczy Radia Maryja, widzów telewizji Trwam, obrońców krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego, a także pseudokibiców, którzy chętnie staną po tej stronie, jeśli tylko święci się zadyma. Ta część polskiego społeczeństwa, nieustannie oburzona i obrażona tym, że jej stanowiska nie reprezentują media głównego nurtu, że jej racje nie są powszechnie uważane za jedynie słuszne, po latach rzekomego wykluczenia postanowiła przystąpić do ataku.

Katolicka służba zdrowia

Zaczęło się od głoszenia, że tzw. ideologia gender rozbija rodziny, niszczy społeczeństwo, sprawia, że dzieci niepewne swojej płci uwodzą księży. Gdy już powieszono wszystkie okoliczne psy na gender, feministkach i paniach przedszkolankach, przyszedł czas na pierwszy naprawdę poważny krok – zrobienie porządku w polskiej medycynie. Pomijając smutny fakt, że polska służba zdrowia nie ma się najlepiej, przebywa zwykle na chorobowym albo cierpi na depresję i w związku z tym każe pacjentom długo na siebie czekać, to jednak powinna mieć katolickie sumienie. I o to sumienie walczą dziś wykluczeni.

Problem w tym, że „inspirowani Duchem Świętym” lekarze z prof. Chazanem na czele zaczynają głosić prawdy niezgodne z wynikami badań medycznych – że antykoncepcja hormonalna prowadzi do nowotworów oraz inna rewelacja, objawiona dopiero niedawno, że dzieci poczęte metodą in vitro rodzą się z wadami genetycznymi. Wobec takich wiadomości należałoby pomyśleć o zmianie podręczników do nauki medycyny. Pozostaje jednak pytanie, co jeśli lekarz, kierując się własnym sumieniem i oświeceniem przez Ducha Świętego, działa niezgodnie z polskim prawem, naruszając przy tym dobro osobiste i prawa pacjenta? To już poważniejsza sprawa. Bo z jakiego porządku prawnego należy sądzić taką osobę? Kierować się prawem cywilnym, kanonicznym czy boskim? A jeśli boskim, to ze Starego czy Nowego Testamentu? Metoda „oko za oko” czy „nadstaw drugi policzek” będzie lepsza?

Nie widziałem, protestuję

Po medycynie czas na kulturę. W końcu to tu gnieździ się źródło wszelkiej zarazy – od demonicznych artystów, po ich obrazoburcze dzieła. Przykład nasuwa się sam: „Golgota Picnic” pojawił się w najlepszym momencie, bo już brakowało igrzysk, przy których tłum wykluczonych mógłby się rozerwać. To nie pierwszy raz, kiedy odprawiane są modlitwy w intencji niedopuszczenia społeczeństwa polskiego do oglądania bezeceństw.

W świeckim państwie w XXI wieku samozwańczy prorocy mówią reszcie społeczeństwa, jak ma żyć. A w razie odstępstwa czy niezgody na ich moralność czeka nas piekło – nie to po śmierci, tylko tu, na ziemi. | Katarzyna Kazimierowska

Obecnie to ten właśnie spektakl rani uczucia katolików. Słyszymy zewsząd: obraża nas to, jesteśmy urażeni, jesteśmy oburzeni. A mówią to ludzie, którzy nie widzieli przedmiotu oburzenia. Nie mają pojęcia, o czym ten przedmiot traktuje. Dowodzi nimi arcybiskup, który w imię świętej krucjaty przeciwko świństwom nawołuje do zamieszek. Robi to w świeckim kraju, gdzie wolność wypowiedzi artystycznej gwarantuje konstytucja. I nikt mu nie zwraca specjalnie uwagi. Trochę się w mediach szumu narobiło, to tyle. Władza ugnie się przecież przed wykluczonymi, bo w końcu niedługo wybory, nie ma co siać niepokojów społecznych. I co nam premier zrobi? Zresztą, jak wyczytałam na jednym z forów internetowych: „Kto głosuje na Tuska, ten rani Jezuska”!

Szatańskie ćwiczenia

Idźmy jednak dalej. Po kulturze trzeba zająć się kulturą fizyczną. Z jakąkolwiek kulturą nie ma na pewno nic wspólnego diabelska joga i jej pochodne. A skoro joga też nas obraża, to jogi nie chcemy. W Poznaniu już się zwołują przeciwko bezpłatnym zajęciom z szatańskich ćwiczeń. Można tak w nieskończoność. Jeszcze wiele rzeczy obrazi katolików, tych jedynie słusznych reprezentantów polskiego społeczeństwa, którzy lepiej wiedzą, co nam wolno, a czego nie.

Zaskakujące, że miłosierni chrześcijanie tak szybko gotowi są pierwsi rzucić kamieniem w tych, którym odmawiają prawa do gwarantowanej wolności słowa i czynów zgodnych z prawem. Chrześcijańska moralność w wersji polskiej zaczyna coraz bardziej stawać się symbolem wynaturzenia i agresji. Czy tak chcemy być postrzegani na świecie? Polak zawsze krygował się przed innymi, wolał udawać gęś, a nie swoim językiem mówić, uważał, jak go postrzegają na salonach, czy mu słoma z butów nie wystaje. Wystarczyło ledwie 25 lat wolności od traumy i już czujemy się pewniej. Szkoda, że w tym zacietrzewieniu i przekonaniu o własnej racji uderza się w wolność słowa i wyrażania twórczości artystycznej czy wręcz zdrowie i życie innych. Jest czymś niezwykłym, że od kilku lat w Polsce to właśnie katolicka moralność zaczyna dzielić Polaków. W świeckim państwie w XXI wieku samozwańczy prorocy mówią reszcie społeczeństwa, jak ma żyć. A w razie odstępstwa czy niezgody na ich moralność czeka nas piekło – nie to po śmierci, tylko tu, na ziemi.