Pola znaczeniowe, na których toczy się bitwa to: zabijanie, zło, relacje państwo – religia. Są to jednak kwestie tak kolosalne, że wiele wysiłku wymaga nawet pogrupowanie argumentów, a co dopiero ich ocena. Wydaje się też, że istota problemu wciąż pozostaje przed nami zakryta. Skoro nie potrafimy postawić odpowiedniego pytania, to błędem jest poszukiwanie odpowiedzi. Stąd w wymiarze społecznym istotą sporu zdaje się właśnie to, że pytania pozostają w tyle za odpowiedziami. Tu źródło ma głęboka wzajemna niechęć obu stron konfliktu, pozbawione granic dyskontowanie przeciwnika, poczucie intelektualnej i moralnej wyższości jednej strony nad drugą. Z oddalenia „kulturową wojnę” wydają się toczyć moralni „perwersi” (lewica) z „fundamentalistami” (prawica). Jednak tylko pod tym warunkiem możemy wspólnie poszukiwać odpowiedzi we wspólnym państwie i społeczeństwie, jeśli spróbujemy dylemat Chazana właściwie sproblematyzować. Pytania jednoczą wszystkich, odpowiedzi – tylko niektórych.

Ilustracja: Justyna Krzywicka
Ilustracja: Justyna Krzywicka

Problem pierwszy: zabijanie

Kluczowym aspektem sporu jest to, że obie strony dyskutują nie tyle o tym, czy i kiedy zabicie człowieka jest dopuszczalne, co o tym, czym jest samo zabijanie. Strona prawicowa nie ma wątpliwości, że terminacja ciąży jest zabójstwem, podczas gdy druga strona temu przeczy. Płód ludzki jawi się w sporze inną, ontologicznie niezależną formą bytu. Nie jest upodmiotowiona i nie powinna jej przysługiwać ochrona prawna.

W debacie tej pilniejszą kwestią jest zagadnienie dopuszczalności zabójstwa. Pytanie powinno zatem brzmieć: kiedy i dlaczego zabójstwo może być aprobowane? Wszak obie tradycje niuansują to zagadnienie. Kościół dopuszcza zabójstwo w obronie koniecznej, w obronie ojczyzny, a nawet nie potępia kary śmierci. Jeśli zatem obie tradycje przyjmą, choćby dla potrzeb przeprowadzenia dowodu, że aborcja jest zabójstwem, to właściwe pytanie brzmi: czy zawsze zabicie dziecka poczętego jest niedopuszczalne? Gdzie umocowanie mają normy, zgodnie z którymi można zabić napastnika, wroga bądź przestępcę, a nie można spędzić płodu? Jak stosunek do tychże norm dzieli adwersarzy?

Problem drugi: zło

Uwagę zwraca także swoista teodycea lewicowa, której trudno jest bronić, ale też nie można jej pominąć. Oto lewica pragnie świata bez niesprawiedliwości społecznej, bez wykluczenia, bez społecznych stygmatów… To światłe i humanitarne zamierzenie decyduje się jednak osiągnąć w zadziwiający sposób. Na pytanie o to, jak sprawić, aby ludzie nie czynili zła odpowiada: osoba „A” przestanie czynić zło „a”, jeśli „a” przestanie być uważane za zło… Genialną w swej prostocie i jakże rewolucyjną receptą okazuje się zatem rekonstrukcja systemu znaczeń. Jego skutkiem ma być odciążenie aksjologiczne. Pozwoli ono zdjąć z ludzi bagaż niepotrzebnych wahań, rozterek i cierpień moralnych. Ludzie będą szczęśliwsi. Czy będą rzeczywiście „lepsi” – tego dyskurs lewicowy nie rozstrzyga. Ma to związek z jego aperfekcjoryzmem moralnym – człowiekowi nie daje się tu żadnych wytycznych etycznych, wzorca cnót osobistych, idei moralnej doskonałości itp. Jest to jednak pozorna humanizacja relacji społecznych ufundowana na odebraniu człowiekowi tego, co dla niego najbardziej swoiste: poczucia powinności, dylematów sumienia, sprzeciwu. Humanizm bez humanum… Casus Chazana pozwala zatem sformułować ważne pytanie. Co należy ignorować: prawo czy sumienie? W obecnym porządku prawnym coś łamane być musi.

Problem trzeci: relacje: państwo – religia

Mowa, że spór dotyczy relacji laickie państwo – Kościół (względnie religia katolicka). Jednak przede wszystkim zauważyć należy rozdźwięk pomiędzy laickim państwem, a katolickim społeczeństwem. Ignoruje się fakt, że to społeczeństwo –deklarujące się w większości jako katolickie – utrzymuje laickie państwo, w tym jego służbę zdrowia. Odpowiedź lewicy opiera się głównie na podważaniu polskiego katolicyzmu jako konwencjonalnego, jedynie nominalnego, płytkiego. Tak, jakby opinia była argumentem.

Rozwiązaniem mogłoby być przeprowadzenie referendum dotyczącego kwestii bioetycznych i uznanie jego wyników za reprezentatywne dla polskiego społeczeństwa, któremu państwo winno służyć. Wówczas znieślibyśmy też nieco fałszywy problem katolicyzmu jako zmiennej niezależnej. Tak, jakby wśród przedstawicieli innych religii, osób areligijnych czy wręcz wrogich religii nie było również przeciwników aborcji.

Referendum ma jednak tę istotną słabość, że – zwłaszcza w tak trudnych kwestiach społecznych – byłoby niczym plebiscyt prawdy. Prawda jako wynik konsensusu jest zaś nie do przyjęcia dla katolików. Również wszelkie wywiedzione z takiej perspektywy normy prawne. Chyba że – czego nie można wykluczyć – referendum wykazałoby, że w kwestiach bioetycznych poglądy polskiego społeczeństwa i Kościoła katolickiego są zbieżne. Wówczas w rozumieniu katolików służyłoby ono prawdzie, nie zaś ją ustanawiało.

Problem czwarty: katolicy a prawo świeckie

Czy to jednak nie oznacza, że jedyne dopuszczalne przez katolików prawa, które są oni gotowi uznać, to te zgodne z tzw. prawem naturalnym i doktryną Kościoła? Czy można jednocześnie podważać świeckość państwa i tolerować istnienie świeckiego prawa tam, gdzie jest to wygodne? Co prawda, uczestnicy sporu, zachowując gotowość do łamania zasad laickiego państwa wówczas, gdy jest ono niezgodne z rozumieniem wartości, jednocześnie pozwalają funkcjonować tym, którzy te świeckie zasady respektują. Czy jednak to wystarczy jako oddanie cesarzowi, co cesarskie? Czy działanie takie nie będzie prowadzić do społecznej obstrukcji.

Problem piąty: kategorie łączne i rozłączne

Organizujemy spór wokół osi państwo – Kościół, gdyż nawykowo traktujemy katolicyzm i lewicowość jako kategorie rozłączne. Jednak nie są one takimi. Jeśli jestem katoliczką, to nie mogę być muzułmanką. Bycie katoliczką i bycie muzułmanką to kategorie rozłączne. Katolicyzm i lewicowość do takich nie należą. Katolik może zatem mieć bardziej lub mniej lewicowe poglądy, podobnie jak przedstawiciel lewicy może mieć poglądy zbieżne z myślą i doktryną Kościoła katolickiego. Zresztą prawo naturalne, o ile istnieje, ma charakter ponadreligijny. Zatem podział na broniących świeckości państwa lewicowców i broniących prawa naturalnego prawicowców może być bardziej skomplikowany niż zakładamy.

Problem szósty: konsensus czy adekwatność?

Nie tak dawno pisałam o deklaracji wiary lekarzy: „Przyjmuje się tu jako bezdyskusyjną jego [prawa – przyp. aut.] pewną koncepcję. Oto prawo ma charakter konsensualny i proceduralny.  Oznacza to, że jest ono wynikiem konsensusu społecznego, a więc pewnego uśrednienia i kompromisu obejmującego także dziedzinę wartości i że zatem wszyscy obywatele winni się do niego stosować. To zaś oznacza stosowanie się do procedur. Za konsensualnym rozumieniem prawa stoi również konsensualna i utylitarna koncepcja prawdy. Tak pojmowane prawo (jako konsensus + procedury) nie wypowiada się o dobru. Właściwa mu kategoria to zaś słuszność (rozumiana jako zgodność z procedurami). Tymczasem katolicyzm przyjmuje adekwacyjną teorię prawdy, a więc uznaje, że zachodzić może i powinien pewien realny stosunek pomiędzy tym, co istnieje, a wydawanym na ten temat sądem”. Pojęcia prawdy nie da się więc negocjować, kształtować jej znaczenia w sposób indywidualny. Ta uwaga ma znaczenie i tutaj. Otóż charakterystyczne dla światopoglądu lewicowego silnie konsensualne rozumienie prawa wyklucza wszelkie formy radykalizmu moralnego (czy po prostu konsekwencji), jako mogące przekraczać ową ugodę, będąc zawsze pewnym uśrednieniem. Nacisk na procedury oznacza przede wszystkim troskę o ich kompletność. Tak, aby przepisy zdolne były objąć jak największy obszar społecznej rzeczywistości. To logiczne: społeczeństwo, które nie pokłada nadziei w dobru, a pokłada ją w normach, musi wygenerować taki ich system, aby ten mógł ową wartość zastąpić. Tak oto zamiast kręgosłupa moralnego (siłą rzeczy wewnętrznego), otrzymujemy rodzaj zewnętrznego moralnego rusztowania. Chwiejnego i niestabilnego.

Konkluzje

Starcie, które śledzimy w polskich mediach, ma w sobie coś ostatecznego, jakby obie strony mówiły: „tak dłużej być nie może. Zabij mnie, bądź daj się zabić”… Ma ono cztery filary: zabójstwo – zło – prawo – religia. Najpilniejsze pytania, wokół których powinniśmy wspólnie stanąć, to:

Czy zabójstwo zawsze jest złe? Czy to, co złe może być dopuszczalne prawem? Czy prawo winno zabezpieczać ludzkie możliwości czynienia zła? Jakie stanowisko mogą tu zająć katolicy? Tu osią dyskusji może być koncepcja autonomii czynu, fundamentalna dla obu stron.

Czy prawo powinno (bądź nie powinno) wypowiadać się o dobru? Czy powinno (nie powinno) zawierać w sobie elementy programu etycznego? Jeśli tak, to jakiego? Czy istnieje prawo etycznie indyferentne, niezależne? Czy prawo, które nie wypowiada się o dobru naprawdę nic o dobru nie mówi? Wszak brak dydaktyki jest też dydaktyką… Tu osią sporu jest filozofia prawa, a zwłaszcza jego rola normotwórcza i formacyjna. To odsyła bezpośrednio do kwestii sumienia, które podlegać winno stałej formacji. Nie tylko chyba u katolików.

Czy istnieje prawo naturalne? Co o nim wiemy? W jakim zakresie może nas ono zjednoczyć? Wszak tak na prawo naturalne i stanowione, jak na światopogląd prawicowy i lewicowy można spojrzeć jak na kontinua. Wszyscy gdzieś na obu tych kontinuach lądujemy. Dobrze byłoby wiedzieć, kto stoi obok nas. Nie musi to być sąsiad ani parafianin.

Wyprowadzenie sporu poza religię zmniejszyłoby istotnie poziom napięcia. Emocje i myślenie nie lubią swego towarzystwa. Przełom zatem mógłby nastąpić wówczas, gdyby głos zabrali lekarze, którzy nie będąc katolikami, także nie wykonują aborcji. Dlaczego jednak milczą?

 

Tytuł, śródtytuły i skróty pochodzą od redakcji.