Genichiro Yagyu słynie w Japonii z serii zabawnych i pouczających książek na tematy anatomiczne. W Polsce niestety ukazał się jak dotąd tylko „Strupek”, wkrótce możemy spodziewać się „Piersi”. A to dopiero dwie pozycje z tej nieco dziwacznej serii – Yagyu rozprawił się m.in. z dziurkami w nosie, włosami, stopami…

strupek _okladka_150dpi

Dziwne tematy? Nie dla dzieci! Żadnego z moich testerów (lat 4–10) tematyka nie zdziwiła ani trochę. Rysunki także nie wydawały im się „brzydkie”, co zarzuciła książce jedna ze znajomych mam. Rzeczywiście są specyficzne. Bardzo proste, wydaje się, że każdy potrafiłby tak rysować, a nawet lepiej. Dominuje kolor pomarańczowy, autor zaś (jednocześnie ilustrator) posługuje się jeszcze tylko trzema uzupełniającymi barwami. Za to wydanie książki jest nader poręczne – kwadratowy format w twardej oprawie, najwygodniejszy chyba do czytania z dzieckiem na głos, ramię w ramię, bo w „Strupku”, niczym w komiksie, nie da się oddzielić tekstu od ilustracji. Szkoda tylko, że chociażby na okładce tytułowy „bohater” nie został wykonany z innego, szorstkiego materiału, tak by czytelnik mógł zbadać strupek sensorycznie. Choć chyba każdy zna ów fenomen z autopsji.

strupek_12_800px

Wydaje się, że autor znakomicie wie, co dzieci intryguje. Dajmy na to piersi, owłosienie, dłubanie w nosie albo tytułowe strupki. Każdy z moich „testerów” czytał książkę z wielkim zaciekawieniem (najmłodszemu, rzecz jasna, przeczytano na głos). Młoda kolekcjonerka strupków samodzielnie wertowała strony, studiując wnikliwie ilustrację za ilustracją. Tematyka dotyczy bowiem wszystkich przedziałów wiekowych. W końcu każdy miewa czasem te przedziwne skorupki na ranach tartych i drapanych. Ręka w górę, kto potrafi oprzeć się pokusie zerwania tego… no właśnie – co to właściwie jest? „Zaschnięta krew”? „Brud”? A może „grudka wieprzowego mięsa”? Takie hipotezy stawiają pokiereszowani bohaterowie ilustracji. Śmieszne, zastanawiające, może i mylące, ale do czasu. Na kolejnych stronach czerwona czcionka komiksowa (zapisane są nią kwestie bohaterów, którzy borykają się z problemem strupków) stopniowo zostaje wyparta przez czarną – bardziej poważną, rzeczową i naukową. Nawet rysunki stają się poważniejsze (ale tylko niektóre). Dowiadujemy się nareszcie, z czego i po co są strupki, a także czy można je zrywać. Starsze dzieci otrzymują miniwykład anatomiczno-medyczny całkiem na serio, a jednocześnie z przymrużeniem oka (rzeczony Strupek w pewnym momencie nawet przemawia!).

strupek_14_800px

Genichiro Yagyu znakomicie trafił w ciekawską naturę dziecka. Poruszył temat życiowy, powszechny i trudny w okiełznaniu – zdawkowe „nie zrywaj strupka, nie wolno” dzieciom, przynajmniej moim, nie wystarczy. One muszą temat zgłębić i zbadać empirycznie. A oto z odsieczą spieszy „Strupek” – nie moralizuje, nie straszy, tłumaczy. Pokazuje, że ciekawość dzieci i ich zachowanie są jak najbardziej naturalne. Mam wielką nadzieję, że dzięki wiedzy ze „Strupka” młodsza córka nie nabawi się w przyszłości blizn po ospie (szkoda, że nie tłumaczono Yagyu na polski kilka lat wcześniej…).

„Strupek” ma jeszcze jedną cechę, którą bardzo cenię – do książki można wracać wiele razy. Bo przecież strupek znika i pojawia się na nowo. I od nowa kusi.

Książka:

„Strupek”, tekst i ilustracje Genichiro Yagyu, tłum. Karolina Radomska-Nishii, Wydawnictwo Tako, Toruń 2014.