Trzy książki dla dzieci narobiły sporo zamieszania w statecznym Singapurze. Pierwsza z nich: „Z Tango jest nas troje” autorstwa Petera Parnella i Justina Richardsona z ilustracjami Henry’ego Cole’a – wydana również w Polsce – opowiada prawdziwą historię pary homoseksualnych pingwinów z nowojorskiego ZOO, które wspólnie wysiedziały i wychowały pingwiniątko. Kolejne kontrowersyjne pozycje to „The White Swan Express” z historiami adopcji dzieci, m.in. przez homoseksualne pary, czy „Who’s In My Family” o nienormatywnych rodzinach.
Książki te, umieszczone zgodnie z przeznaczeniem w dziale dla młodych czytelników, pod koniec czerwca wzbudziły oburzenie kilku obywateli, którzy złożyli oficjalną skargę. National Library Board (NLB), instytucja zarządzająca singapurską Biblioteką Narodową, Archiwum Narodowym i siecią 25 miejskich bibliotek, skargę uznała za zasadną i nakazała wycofanie i zniszczenie wszystkich egzemplarzy książek naruszających tradycyjny obraz rodziny. Decyzję wsparł swoim autorytetem Minister Informacji i Komunikacji, Yaacob Ibrahim, który stwierdził, że stanowisko NLB jest właściwe, ponieważ „odzwierciedla istniejące normy społeczne, a nie ma je podważać czy zmieniać”.
Minister chyba nie do końca miał rację. Gdy informacja o planowanym zniszczeniu książek pojawiła się w mediach, odezwało się bardzo wiele głosów potępiających „palenie zakazanych ksiąg”, a przed biblioteką zebrało się kilkuset rodziców demonstracyjnie czytających dzieciom historię gejów-pingwinów. Presja była na tyle silna, że kilka dni temu NBL zmieniła swoje zdanie i nakazała przeniesienie drażliwych tytułów z działu dziecięcego do działu ogólnego. Minister zaś skomentował, że niechęć do niszczenia książek to przejaw „zakorzenionego w naszej kulturze głębokiego szacunku dla słowa pisanego”.
Dyskusja o homoseksualizmie staje się w Singapurze – wielorasowym i wielokulturowym mieście-państwie – coraz głośniejsza i gorętsza. Gdzie jak gdzie, ale tam geje mają prawo czuć się dyskryminowani, ponieważ w Mieście Lwa wciąż obowiązuje prawo z 1938 r., a dokładnie Paragraf 377A Kodeksu Karnego, uznający kontakty homoseksualne (oralne i analne) za przestępstwo podlegające karze więzienia do lat dwóch. Policja co prawda nie organizuje nocnych nalotów na mieszkania par homoseksualnych, ale teoretycznie mogłaby to robić. Odziedziczony po brytyjskiej pruderii zakaz „kontaktów niezgodnych z naturą” – dotyczący również heteroseksualnych partnerów – przestał obowiązywać dopiero w 2007 r. Singapurscy geje i lesbijki coraz odważniej przyznają się do swojej inności i od 2009 r. organizują coroczny marsz mniejszości – „Pink Dot”. Tegoroczna manifestacja zgromadziła aż 26 tys. ubranych na różowo uczestników (stając się jednym z najliczniejszych zgromadzeń obywatelskich w historii Singapuru). Aktywność mniejszości seksualnych sprawiła, że nastąpił ekumeniczny cud – wspólne działanie chrześcijan i muzułmanów. Wyznawcy obu religii, pragnąc uwidocznić swój protest wobec gejowskiej manifestacji, zainicjowali akcję „WearWhite” polegającą na przywdzianiu białych strojów symbolizujących czystość i wartości rodzinne. Rząd zachował dystans wobec obu stron, wzywając jedynie do przestrzegania prawa i wzajemnego szacunku.
Na początku lipca trzech gejów złożyło wniosek do Sądu Najwyższego o zniesienie paragrafu 377A, argumentując, że łamie on gwarantowaną przez konstytucję ochronę prawną, równą dla wszystkich obywateli. Decyzja będzie znana za kilka miesięcy, ale mało kto wierzy, że sędziowie odważą się zmienić status quo. Wyniki zeszłorocznego badania opinii społecznej pokazują bowiem, że społeczeństwo singapurskie pozostaje konserwatywne. 47 proc. z 4 tys. ankietowanych odrzuca „gejowski styl życia”, 26 proc. go akceptuje, a 27 proc. pozostaje neutralne; 55 proc. sprzeciwia się małżeństwom jednopłciowym, a popiera je 21 proc. Jak widać, mieszkańcy Singapuru, mimo postępującej globalizacji, bogactwa i ważnej pozycji swego miasta jako centrum finansowo-logistycznego, nie przyjęli od postępowego Zachodu progejowskich sympatii i wciąż różnicują związki na „homo” i „hetero”, preferując te ostatnie. Co jednak nie oznacza, że zgadzają się na cenzurę i nie mają ochoty przeczytać książeczki o gejowskim związku pingwinów.