Morał polega na tym, by nie dawać się więcej wciągać w nieetyczne i łamiące podstawowe prawa człowieka, choć uzasadniane wyższą koniecznością lub racją stanu „równopartnerskie” porozumienia z USA. Obecne usprawiedliwienia i wypieranie się odpowiedzialnych za te decyzje polityków, takich jak szef SLD Leszek Miller czy były prezydent Aleksander Kwaśniewski, są nie tylko motywowane brakiem odwagi do tego, by oczyścić Polskę z zarzutów, lub strachem przed śmiercią publiczną czy Trybunałem Stanu, ale wyglądają również na zatajanie i dorabianie usprawiedliwień do decyzji, która była od początku błędna – zarówno prawnie, politycznie jak i etyczne. Prawnie, ponieważ polska konstytucja i konwencje europejskie, które Polska ratyfikowała, zakazują tortur. Politycznie, ponieważ nie widać jakichkolwiek korzyści politycznych wynikających ze współpracy. No chyba, że są tak tajne i niewidoczne, że nigdy się o nich nie dowiemy. Z kolei etycznych wad takiego porozumienia z Amerykanami chyba nikomu tłumaczyć nie trzeba.
Medialne wypowiedzi polskich polityków sprowadzają się do tego, by tej sprawy w ogóle sądownie nie wyjaśniać. Oczywiście, tak by było dla nich najlepiej. Oto standardy państwa prawa. | Rafał Wonicki
Zdumiewające jak łatwo polscy politycy dali się w tę współpracę wciągnąć – i do tej pory nie chcą się przyznać, że to, co wydawało się dla nich na początku słodkim smakołykiem (czytaj: współpraca w tajnej operacji z Amerykanami), okazało się – jak stwierdził Europejski Trybunał Praw Człowieka – zwykłym łamaniem prawa. W tej sytuacji jak na dłoni widać, co znaczy dla tych polityków prawo państwowe. Okazuje się, że żyjemy w państwie, gdzie politycy prawo lekceważą. Uznają bowiem, że od prawa państwowego zawsze jest coś ważniejszego. Albo stoi ono niżej niż prawo boskie, jak chcą niektórzy prawicowi politycy, albo – jak dla polityków lewicy zamieszanych w sprawę więzień w Starych Kiejkutach – uważają, że istnieje cała lista wyższych racji, które usprawiedliwiają łamanie podstawowych standardów demokratycznych.
Załóżmy więc, że faktycznie są sytuacje wyższej konieczności. Amerykanie, ustami byłego prezydenta George’a W. Busha sami mówią, że tortury w tak zwanych „czarnych dziurach”, jak nazywano tajne ośrodki, w których przetrzymywano osoby podejrzane o terroryzm, bardzo pomogły w zapobieżeniu wielu zamachom. Dlaczego więc Amerykańscy decydenci porozrzucali „czarne dziury” po całym świecie, ale nie zakładali ich u siebie, mimo że ich prawo po atakach z 2001 roku zostało tak zmodyfikowane, by dopuszczać w określonych sytuacjach „rozszerzone techniki przesłuchań”? Ciekawe, że nawet w sytuacji wyższej konieczności zachowali polityczny rozsądek. A teraz mogą nawet miłosiernie i dobrodusznie występować w roli protektora i obrońcy Polski, odwlekając u siebie upublicznienie raportu senackiej komisji ds. wywiadu dotyczącego tajnych więzień i nie dopuszczając, by informacje o krajach pomagających w tej operacji były widoczne w części dostępnej dla publiczności. Szlachetne to z ich strony. Informacja, która jednak poszła w świat o Polsce, mówi, że to Polacy pomagali w torturowaniu. Z wizerunkowego punktu widzenia taka fama długo może przeszkadzać naszej dyplomacji w osiąganiu ważnych dla Polski celów, a zwłaszcza w zachęcaniu Europy do intensyfikacji pomocy Ukrainie – w imię praw człowieka.
W Polsce politycy prawo lekceważą. Zawsze jest coś ważniejszego: albo prawo boskie, jak chcą niektórzy prawicowi politycy, albo – jak dla polityków lewicy zamieszanych w sprawę więzień – cała lista wyższych racji, które usprawiedliwiają łamanie standardów demokratycznych. | Rafał Wonicki
W polityce zagranicznej nasze środki wpływania na decyzje innych krajów są dość ograniczone. Nie mamy hard power – nasza armia nie jest ani duża ani nowoczesna. Musimy więc polegać na swojej, ograniczonej obecnie soft power, na którą składa się choćby pamięć o „Solidarności” jako ruchu sprzeciwu wobec przemocy władzy. Dziś odwoływanie się do tych idei nie brzmi zbyt wiarygodnie. Z kolei odwołania polskich polityków do argumentu racji stanu również nie są przekonujące, bo niespecjalnie wiadomo o czyją rację stanu tu chodzi – polską czy amerykańską? Gdy zaś polscy politycy powołują się na argument „wyższej konieczności”, aż prosi się o dwie rzeczy – o kryteria, które mogłyby jasno takie przypadki odróżniać od innych, zwykłych (by nie zamieniać każdej sytuacji, w zależności od widzimisię polityków, w sytuację wyjątkową) oraz o dobrze znane w demokracjach weryfikacje sądowe, które ustalają w imieniu opinii publicznej (nawet gdy procesy takie i kontrole są ze względów bezpieczeństwa utajone), czy powyższe kryteria zostały spełnione i czy osoby podejmujące decyzje naruszyły prawo.
Procedury USA spełniają te kryteria w o wiele większym stopniu niż procedury polskie. Sposób wyjaśniania tej sprawy w Stanach również postępuje sprawniej niż w Polsce, ze względu na wyższe standardy transparentności i społeczną odpowiedzialności polityków za swoje decyzje. Wśród większości naszej klasy politycznej nadal dominuje przeświadczenie, że roztrząsanie sprawy więzień CIA jest groteskowo-małostkowe i niewłaściwe. Medialne wypowiedzi polityków sprowadzają się do tego, by tej sprawy w ogóle sądownie nie wyjaśniać. Oczywiście, tak by było dla nich najlepiej. Po co wyjaśniać coś, co jest jasne a słowo polityków w mediach, że nic się nie stało powinniśmy przyjąć z zaufaniem i na wiarę. Oto standardy państwa prawa.
Co równie znamienne, takie kraje „starej” Europy, jak Anglia, Francja czy Niemcy, nie pomagały Amerykanom w ten sposób walczyć z terroryzmem. To m.in. Polacy, Litwini i Rumunii zgodzili się na „czarne dziury”, a analizując to, w jaki sposób politycy dziś się z tych decyzji tłumaczą, to raczej z niskich niż wyższych pobudek. Jednocześnie – patrząc na pełne poczucia krzywdy reakcje Millera i innych polityków, najwyraźniej wtedy podekscytowanych i nobilitowanych dostąpieniem zaszczytu „grania w nie swojej lidze” – można odnieść wrażenie, że nie byli oni świadomi etyczno-politycznych konsekwencji całej tej sytuacji. Leszek Miller mówi, że albo żadnych więzień nie było (cóż w końcu polski rząd wynajął Amerykanom jedynie willę, a więc można się tłumaczyć, że to zapewne chodziło o wakacje i wypoczynek agentów CIA), albo, że nie wiedział co tam CIA wyprawiało, albo jeszcze, że coś tam jednak wiedział, ale prezydent Kwaśniewski wiedział więcej i mu nie powiedział wszystkiego, albo ostatecznie, że wiedzieć jako premier nie powinien. Szczególnie to ostatnie tłumaczenie jest frapujące (bo o jakich rzeczach premier powinien wiedzieć, jeśli o tak istotniej nie powinien?) i jeśli jest prawdziwe, to wskazuje na słabości państwa polskiego i w zasadzie brak kontroli politycznej nad służbami specjalnymi.
Amerykanie mogą teraz miłosiernie i dobrodusznie występować w roli protektora i obrońcy Polski. Szlachetne to z ich strony. | Rafał Wonicki
Sposób tłumaczenia i „próby” wyjaśnienia tej sprawy stawiają pod znakiem zapytania kompetencje i jakość całej klasy politycznej, która solidarnie broni „słusznych” decyzji o amerykańskich tajnych więzieniach w Polsce. Jeśli jednak jak się powiedziało A (współpraca z CIA w „wojnie z terroryzmem”) to trzeba powiedzieć B i rozliczyć się przed społeczeństwem. Szczególnie trudna to sytuacja dla Millera, który jako lider SLD, gdyby sprawy przybrały dla niego niekorzystny obrót i polski sąd przychylił się do wyroku ETPCz, prawdopodobnie musiałby zrezygnować z bycia szefem partii. Mocno zachwiałoby to i tak już osłabioną lewicą. W państwie, które ma ambicje być liderem w regionie, chce współprowadzić europejską politykę i być poważane jako państwo prawa, takich spraw nie można jednak zamiatać pod dywan. Należy dążyć do ich całkowitego wyjaśnienia. W długofalowej perspektywie Polsce by nie zaszkodziło, a jedynie mogłoby pomóc.