Czarno-białe zdjęcia podziurawionych murów Bejrutu przedstawiają katastrofę miasta w sposób typowy. Nie ma na nich żadnego człowieka, widać tylko wypalone, zrujnowane ściany, stojące pośród rozrzuconych gruzów. Ciągi ulic w jakimś stopniu się zachowały, jednak wyziera z nich zupełna pustka. Roślinność w ciągu trzech lat od zakończenia konfliktu oraz ostygnięcia płomieni zaczęła kolonizować kolejne piętra zniszczonych budynków. Nie tak łatwo ją ujrzeć na pierwszy rzut oka, ponieważ na czarno-białych zdjęciach zlewa się z cieniem rzucanym przez kamienie. Fotografie są ponadto nieopisane – bez żadnego komentarza widzowi trudno umiejscowić je w jakimkolwiek kontekście. Pod tym względem zdjęcia te bardzo silnie przywołują świeże jeszcze w pamięci warszawiaków obrazy ich miasta z obiektywu Henry’ego Cobba, które dwa lata temu spotkały się z tak wielkim zainteresowaniem.
Tamte fotografie miały co prawda coś, czego na kliszach Zabada zabrakło: kolor. Na nieco głębszym poziomie widać jednak podobieństwo między nimi: zarówno Cobb, jak i Zabad nie znali miejsca, które fotografowali, mieli na nie świeże spojrzenie. Jest to być może zrozumiałe w przypadku amerykańskiego fotografa, ponieważ w 1947 roku przyleciał on do Warszawy po raz pierwszy w życiu i zupełnie nie mógł się spodziewać, co zobaczy. Paradoks spojrzenia Zabada polega na tym, że jego zdjęcia pochodzą z pierwszego zetknięcia się z centrum swojego miasta. Wcześniej mieszkał w jednej z oddalonych dzielnic, samo zaś centrum stanowiło zrujnowaną ziemię niczyją. Gdy wchodził do historycznego centrum Bejrutu, znał te miejsca tylko z opowieści ojca, więc zupełnie nie był w stanie odtworzyć ich dawnego klimatu. Uwieczniał zatem tylko to, co po prostu widział.
Lingua franca zniszczenia
Kiedy patrzy się na zdjęcia podziurawionych domów i myśli o zgliszczach Warszawy (które przecież też znamy raczej jako czarno-białe) nie sposób odrzucić myśli, że ruina ma w sobie coś uniwersalnego oraz unifikującego. Niezależnie od tego, czy patrzymy na zniszczony pałac, meczet czy też kamienicę czynszową, ich wybite okna i podziurawione mury upodabniają je do siebie, zacierają architektoniczną, historyczną, społeczną wyjątkowość, zamazują detal, ogałacają ze znaczenia. Odwracają wzrok od tego, co zostało, skupiają się natomiast na zniszczeniu i śmierci. Gdy oglądaliśmy uchwycone przez Cobba zmasakrowane pejzaże – pejzaże naszego miasta albo przynajmniej naszej stolicy – często nie dało się ich zidentyfikować. Nawet kolor nic nam nie pomagał. Poszarpane kondygnacje i oderwane fasady upodabniają się do siebie. Nieważne, czy jest to ulica w Warszawie, czy w Bejrucie, brak ruchu i zalegające góry gruzu odwracają nasz wzrok od wszystkiego, co charakterystyczne dla tej lokalizacji. Pokusiłbym się o twierdzenie, że oglądając czarno-białe zdjęcia libańskich ruin, można byłoby przez chwilę pomyśleć, że to Warszawa. Choć pewnie niedługo wytrwalibyśmy w takim poczuciu, ujrzawszy wystającą znad morza gruzów (i cudem chyba zachowaną) wieżę minaretu.
Zniszczone i pozbawione mieszkańców miasto podobne jest do „tekstu pisanego”, który został pozbawiony czytelnika, jak zwracała uwagę Ewa Rewers w swojej znanej książce „Post-polis. Wstęp do filozofii ponowoczesnego miasta”. Stoi ono w miejscu, trwa w oczekiwaniu na kogoś, kto przybędzie i przyniesie do niego życie (innymi słowy, będzie znał kod oraz będzie potrafił go odczytać). Jednak destrukcja, jako pewnego rodzaju doświadczenie traumatyczne, choć burzy dawne znaczenia, zawsze nadaje też miastu jakiś nowy sens. Żaden budynek doświadczony wojennymi zniszczeniami nie będzie już tym samym, co wcześniej. Dotyczy to nie tylko zresztą tych zburzonych, lecz także tych ocalałych. Każda kamienica, która przetrwała pożogę wojny, będzie miała od teraz w swoich wnętrzach zupełnie inny „oddech”. Gdy chodzimy po pokojach Domu Towarowego Braci Jabłkowskich i patrzymy na zdjęcia z Bejrutu, nie sposób odrzucić myśli, że mury, w których się znajdujemy, „pamiętają” jak cała Warszawa wokół płonęła – niezależnie od tego, czy są „oryginalne”, czy powojenne. Na tym tle najwyraźniej uwidacznia się „palimpsestowość” miasta, o której także pisała w swojej książce Rewers (od „palimpsestu”, czyli specyficznego rodzaju pisma wielowarstwowego, którego kolejne warstwy nakładają się na wcześniejsze i na tej drodze powstaje wieloznaczeniowy tekst). Oczywiście każda metropolia stanowi taki wielowarstwowy zapis, o czym świadczy chociażby charakterystyczne podnoszenie się gruntu (jest to przede wszystkim udziałem tych najdłużej istniejących ośrodków, mających swoje założenia jeszcze w starożytności). Mimo to w miastach, które przeżyły na pewnym etapie swojej historii własną śmierć, owo nakładanie się różnych warstw uwidacznia się najdobitniej. W miejscach, w których „narastanie” kolejnych warstw przebiega w sposób znormalizowany, poszczególne warstwy zdają się częstokroć ze sobą zlewać. To właśnie tam, gdzie w pewnym momencie następuje radykalne tąpnięcie, gdzie na wyrwach nadrukowywana jest nowa treść, palimpsestowy charakter daje o sobie znać najsilniej.
Zniszczone i pozbawione mieszkańców miasto podobne jest do tekstu, który został pozbawiony czytelnika – ogołocone ze znaczenia, wytarte z wyjątkowości. | Wojciech Kacperski
Nowe rozdziały
Kiedy ogląda się zdjęcia Zabada, niewątpliwie myśli się o Warszawie, jednak trudno jest jednoznacznie stwierdzić, czy dzięki nim dowiadujemy się czegoś więcej na temat katastrofy, jaką przeżyła stolica w 1944 roku. Bejrut został zniszczony w trakcie wieloletniej wojny domowej, natomiast Warszawa doznała czegoś, co można by nazwać regularnym, zaplanowanym i systematycznym unicestwieniem. Miała przestać istnieć na rozkaz. Po wojnie na zgliszczach dawnego miasta odbudowano nowe, które w pewnych aspektach stara się nawiązywać do tego wcześniejszego. Bejrut nieco inaczej poradził sobie z tym doświadczeniem. W jego centrum powstało wiele nowych budynków, które w żaden sposób nie nawiązują do przeszłości. Chociaż zniszczenie miasta to zazwyczaj opowieść dość uniwersalna, jego późniejsza odbudowa to już jednak zupełnie inna historia.
Wystawa:
„Bejrut – Warszawa. Po-Wstanie”, kurator: Dominika Blachnicka-Ciacek,
Warszawa, Dom Towarowy Braci Jabłkowskich, 1-10 sierpnia 2014.
Ekspozycji towarzyszy program kulturalny (szczegóły na www.beirutwarsaw.weebly.com):
Wtorek, 5 sierpnia, godz. 18.00, dyskusja „Miasto po katastrofie: pamięć, tożsamość i odbudowa” z udziałem Moniki Bobako, Madine Khayat, Jarosława Trybusia i Andrzeja Ledera; prowadzenie Przemek Wielgosz. Pytania o rolę traumatycznego dziedzictwa w tożsamości zbiorowej i projektowaniu miasta „na nowo”.
Środa, 6 sierpnia, godz. 18.00, seminarium „Pamięć zaszyta w fotografii: jak ikoniczne fotografie organizują wyobraźnię miejską i pamięć zbiorową?”. Wystąpią: Chris Niedenthal, Mikołaj Długosz, Dorota Sajewska.
Czwartek, 7 sierpnia, godz. 19.30, projekcja filmu „West Beirut”, reż. Ziad Doueiri, jęz. arabski/ napisy: jęz. angielski (1998).