Niedawno namawiano mnie do pracy w Angoli. Zrezygnowałem z powodów językowych – nie znam portugalskiego i… chińskiego. Współczesna Luanda to jedna z najszybciej rozwijających się stolic globalnego Południa. Gospodarka Angoli, oparta na eksporcie ropy naftowej i diamentów, z roku na rok zyskuje na atrakcyjności w oczach inwestorów. Jeszcze przed dekadą w regionie tym najbardziej aktywne były koncerny brazylijskie, portugalskie i południowoafrykańskie. Decydowała niewielka odległość – geograficzna i kulturowa. Dziś drugim językiem biznesmenów angolskich staje się mandaryński.
Zdobycie wpływów w Afryce nie jest dla Chin celem samym w sobie. To jedynie środek służący przeciwstawieniu się amerykańskim wpływom w regionie. | Błażej Popławski
Afryka niepostrzeżenie zniknęła za nowym Wielkim Murem. W polskich mediach informacje o aktywności Azjatów na Czarnym Lądzie pojawiają się sporadycznie. A warto na tę kwestię spojrzeć szerzej – ponoć po Afryce chiński smok ma zwrócić się w stronę peryferii Starego Świata. Informacji o relacjach chińsko-afrykańskich dostarcza praca Łukasza Firmantego „Afryka we współczesnej polityce Chińskiej Republiki Ludowej”.
Dzieje konkwisty
Autor wyodrębnia sześć etapów kształtowania się polityki Pekinu wobec Czarnego Lądu: 1949-58 (początek relacji, umiarkowane zainteresowanie), 1959-64 (wzrost aktywności, poparcie afrykańskich ruchów niepodległościowych), 1965-69 (spadek aktywności związany z sytuacją wewnętrzną w ChRL), 1970-80 (wzrost działalności polityczno-gospodarczej), 1990-dziś (nowa bardziej agresywna polityka Pekinu). Wydaje się, że warto ostatni etap podzielić na dwa okresy z cezurą na przełomie wieków – w przeciągu pięciu lat, między 1999 a 2004 rokiem, obroty handlowe ChRL–Afryka wzrosły z 2 do 30 mld dolarów, obecnie szacowane są na 130-150 mld dolarów.
Periodyzacja ta pozwala na prześledzenie zmiennego oblicza legitymizacji chińskiej obecności w Afryce oraz napływu kolejnych fal migrantów z Azji (populacja chińska szacowana jest obecnie na od 750 tys. do 1 mln, z czego połowa mieszka w RPA). Początkowo Państwo Środka dążyło do przejęcia przywództwa „armii wsi świata” w konfrontacji przeciw „miastom świata” – w zmaganiach krajów walczących z kolonialnym imperializmem. Do dziś chińscy politycy przypominają afrykańskim liderom momenty przełomowe i spektakularne przedsięwzięcia, zapowiadające rozmach inwestycyjny XXI wieku. Ze szczególną estymą nawiązują do decyzji o budowie TAZARY – linii kolejowej łączącej wybrzeże Tanzanii z zambijskim Pasem Miedziowym. W 1967 r. Chiny udzieliły państwom afrykańskim pożyczki, na którą wcześniej nie zgodził się Bank Światowy. Oddelegowały do Afryki kilkanaście tysięcy swoich inżynierów i robotników. Fakty te Firmanty przypomina, osadzając je we właściwym, geopolitycznym kontekście. Pisze o rywalizacji chińsko-rosyjskiej, choć bagatelizuje znaczenie dywersyfikacji infrastruktury transportowej, kontrolowanej w południowej części Czarnego Lądu przez RPA.
Firmanty przytacza przykłady zaskakujących, pozornie irracjonalnych sojuszy zawieranych przez Chiny od połowy lat 60. – np. zaprzestanie wspierania Erytrejczyków i Biafrańczyków oraz nawiązanie stosunków dyplomatycznych z cesarzem etiopskim i władzami w Lagos. Jednocześnie wspomina aktywizację ChRL w ruchu państw niezaangażowanych, rywalizację z ZSRR i Kubą. Z tej układanki dyplomatycznej, maratonu wizyt i spotkań wyłania się obraz spójny i okrutny zarazem, w którym Czarny Ląd traktowany jest jako poligon do chińskich doświadczeń mocarstwowych. Według Firmantego, od lat 90. zdobycie wpływów w Afryce nie jest dla Chin celem samym w sobie. To jedynie środek służący do realizacji strategicznego celu polityki, czyli przeciwstawieniu się amerykańskim wpływom w regionie oraz dywersyfikacji dostaw surowców.
Wzrost PKB, stymulowany inwestycjami chińskimi, nie przekłada się na rozwój społeczny i redukowanie nierówności Afryce. | Błażej Popławski
Firmanty w swojej pracy decyduje się na gest karkołomny. Dokonuje szczegółowej analizy funkcjonowania Forum Współpracy Chiny–Afryka, cyklicznych spotkań organizowanych od 2000 roku (podobne forum USA zainicjowały dopiero w 2014 roku). Wydaje się, że autor uległ częściowo czarowi patetycznych manifestów Azjatów. Ocena skutków działalności ChRL znajduje się dopiero w dalszej części książki. Skonstruowana w ten sposób narracja – najpierw przytoczenie szumnych deklaracji, a następnie dość chaotyczne wyliczenie inwestycji – utrudnia dokonanie rzetelnego bilansu. A przecież Chińczykom nie wszystko się w Afryce udaje i nie każde ich przedsięwzięcie generuje pozytywne skutki!
Chinafrique
Strategię „współpracy” gospodarczej ChRL z Afryką można streścić w jednym zdaniu: Chińczycy kupują na Czarnym Lądzie paliwa i minerały, angażując się w regionach bogatych w surowce (np.: Angola, RPA, Sudan, Nigeria, Kongo oraz kraje Maghrebu). Taktyka ta nazywana bywa „dyplomacją stadionową” – Chińczycy wnoszą w Afryce liczne budowle dokumentujące skuteczność własną i polityków lokalnych. I tak właśnie tłumaczyć należy konstrukcję największego teatru w Senegalu czy czterech stadionów w Angoli – w Bengueli, Kabindzie, Luandzie i Lubango. Firmanty wylicza dziesiątki tego rodzaju „pomników”, naznaczających Czarny Ląd piętnem sukcesu… A może jednak porażki?
Czy realna jest w ogóle ocena całościowego wpływu Chin na Afrykę? Większość inwestycji w infrastrukturę, której to najbardziej brak gospodarkom subsaharyjskim, wiąże się – podobnie jak w przypadku linii TAZARA – z tworzeniem pasów transmisyjnych do eksportu surowców. Afrykanie często wykorzystują taką sytuację i czekają aż zniecierpliwieni Chińczycy wezmą sprawy w swoje ręce, bo to im bardziej zależy na inwestycjach. W takich właśnie okolicznościach powstał np. 720-metrowy Most Jedności łączący prowincję Cabo Delgado w Mozambiku z regionem Mtwara w Tanzanii. Ani Tanzańczycy ani Mozambijczycy nie kwapili się zbytnio z budową mostu. Dopiero gdy okazało się, że bez niego tzw. korytarz Mtwara – sieć autostrad, linii kolejowych i portów łączących wybrzeże Tanzanii i Mozambiku z interiorem Malawi i Zambii – straci funkcjonalność, Chińczycy zdecydowali się na inwestycję. Dyskretny szantaż po raz kolejny zadziałał!
Inwestycje Państwa Środka, kolejne linie kredytowe otwierane przez China EXIM Bank, umarzanie długów czy pomoc rozwojowa z jednej strony mogą oddziaływać na ożywienie i dywersyfikację afrykańskiej produkcji oraz jej uniezależnienie od byłych potęg kolonialnych. Z drugiej jednak strony, polityka ta – o czym pisze Firmanty w trzecim i czwartym rozdziale swojej książki – może zakonserwować monokultury gospodarcze Afryki oraz osłabić tempo modernizacji kontynentu. Wzrost PKB, stymulowany inwestycjami chińskimi, nie przekłada się na rozwój społeczny i redukowanie nierówności.
W Banku Rozwoju BRICS Chiny będą odgrywać rolę zbliżoną do USA w Banku Światowym. Konsensus waszyngtoński będzie zatem stopniowo ustępował miejsca Konsensusowi pekińskiemu. | Błażej Popławski
Najwięcej kontrowersji towarzyszy współpracy ChRL z Robertem Mugabe z Zimbabwe oraz Omarem al-Baszirem z Sudanu. Politycy ci, bojkotowani przez społeczność międzynarodową, chętnie zgadzają się na coraz to nowe oferty Pekinu. Ich izolacja staje się iluzją. ChRL nie waha się korumpować polityków i urzędników, niszcząc standardy demokratyczne i podsycając często resentymenty etniczne. W ten sposób na początku XXI w. w Afryce narodziła się nowa elita polityczna – o antyzachodnim nastawieniu, pozornej suwerenności kulturowo-ekonomicznej, a praktycznym uzależnieniu od Państwa Środka. Czy proces ten ustanawia jednak nowe standardy w Afryce? Przecież podobną politykę wobec Czarnego Lądu przez długie dekady realizowała Francja. Dziś miejsce Évolué zajęły elity przychylne ChRL.
Obecność Chin w Afryce zmienia zasady rozwoju gospodarczego. Jak pisze Firmanty: „Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Bank Światowy, budzące niegdyś trwogę w sercach afrykańskich polityków i urzędników, nie cieszą się dziś już takim posłuchem nawet w najbiedniejszych krajach”. Wniosek ten warto jednak uzupełnić. Praca Firmantego została wydana kilka miesięcy przed decyzją o utworzeniu Banku Rozwoju BRICS. Organizacja ta, powołana przez liderów Brazylii, Rosji, Indii, Chin i RPA, stanowić może wkrótce realną alternatywę wobec instytucji systemu Bretton-Woods. W Banku Rozwoju BRICS Chiny będą odgrywać rolę zbliżoną do pozycji USA w Banku Światowym. Konsensus waszyngtoński będzie zatem stopniowo ustępował miejsca Konsensusowi pekińskiemu, a Afryka stanie się prawdopodobnie pierwszym laboratorium dla tego eksperymentu.
Książka:
Łukasz Firmanty, „Afryka we współczesnej polityce Chińskiej Republiki Ludowej”, Wyd. Adam Marszałek, Toruń 2013.