Przeciętny Polak nie wie o Kurdach zbyt wiele.
Nie słyszał o nich właściwie nic, a jeśli nawet coś słyszał, to kojarzy ich mgliście z powstaniami w Turcji i Iraku albo z użyciem broni chemicznej przeciw Kurdom przez Saddama Husajna w latach 80. XX w. – i uważa za jedno z plemion mieszkających gdzieś w Azji. Bardzo nielicznym mogło się obić o uszy, że Kurdem był Salah ad-Din, Europejczykom znany jako Saladyn, który odebrał Jerozolimę z rąk krzyżowców w XII wieku.
Tymczasem Kurdowie to jeden z największych narodów pozbawionych własnej państwowości. Zamieszkują krainę zwaną Kurdystanem – podzieloną między Turcję, Syrię, Iran i Irak – oraz tworzą liczną diasporę rozsianą po świecie, od wieków starającą się o utworzenie samodzielnego państwa. Są czwartym co do wielkości narodem Bliskiego Wschodu, liczącym około 35-40 milionów osób. Niezwykłość tego ludu polega również na tym, że wciąż jeszcze nie wytworzyli jednolitego języka narodowego: 70 proc. posługuje się dialektem kurmandżi, a 15 proc. – sorani, dopiero emigranci w Europie Zachodniej zajęli się tworzeniem z różnych dialektów języka ogólnonarodowego (sormandżi). Poza tym, oprócz różnych języków, Kurdowie posługują się także kilkoma alfabetami (łacińskim w Turcji, cyrylicą na Zakaukaziu i arabskim w pozostałych państwach Kurdystanu).
Częściowo właśnie trudnymi losami narodu kurdyjskiego i niełatwym dostępem do języka i kultury tłumaczyć należy, że „Opowieści dengbeżów” – przetłumaczone i opracowane przez Joannę Bocheńską, a wydane właśnie przez wydawnictwo Namas – są pierwszym w Polsce i jednym z nielicznych na świecie wydaniem książkowym literatury kurdyjskiej w tłumaczeniu na język obcy.
Tytułowi „dengbeżowie” to zawodowi opowiadacze baśni (i opowiadaczki, ponieważ w tradycji kurdyjskiej mogły nimi być także kobiety), wędrujący od wsi do wsi, przez miasteczka i osady, by w zamian za gościnę opowiadać wymyślone historie. Stworzyli oni bogatą tradycję ustnej opowieści sięgającej korzeniami głębokiej przeszłości, korzystając przy tym z własnych tradycji, ale także z tradycji sąsiednich ludów, takich jak Ormianie, Turcy, Arabowie, Asyryjczycy czy Persowie. Dengbeżowie to ludzie obdarzeni nie tylko żywą wyobraźnią i świetną pamięcią (opowieści snute przez nich przeciągać się mogły nawet na kilka wieczorów), ale także talentem aktorskim i dobrym głosem, bowiem w opowiadaniach poza treścią znaczenie miały także mimika i gestykulacja opowiadającego, nierzadko przeplatającego opowieść ze śpiewem i poezją.
Ustna tradycja ludowa ma szczególne znaczenie jako źródło kultury, bo właśnie w legendach, przypowieściach i bajkach ludzie przekazywali – i przekazują – swe marzenia, ból, radość, nadzieję na lepsze jutro czy wiarę w triumfującą sprawiedliwość. W niepamięć odeszły czasy potężnych książąt, okrutnych bejów, hojnych lub wręcz przeciwnie: chciwych i małostkowych padyszachów, olbrzymów i dewów chodzących po ziemi, jak zwyczajni ludzie – ale wciąż żyją oni w baśniach ludowych, które pozwalają współczesnym na spojrzenie w głąb dawno minionych czasów, przypominają imiona nieustraszonych bohaterów, przybliżają pragnienia i obawy ludzi sprzed wielu lat.
Ponieważ prezentowane w „Opowieściach dengbeżów” baśnie pochodzą od opowiadaczy z Armenii, znanych i wymienianych z nazwiska, i zapisywane były ze słuchu przez kurdyjskich badaczy, rodzinę Calîl – wybitnych znawców i kolekcjonerów folkloru, zdarzają się w nich charakterystyczne dla opowieści ustnej potknięcia i przeoczenia w rodzaju spóźnionego nadawania imion bohaterom, a także liczne zwroty bezpośrednio do słuchaczy. Te opowieści nie mają gładkiej, wręcz wypolerowanej, dopracowanej do najdrobniejszego szczegółu postaci znanej nam z „Baśni braci Grimm” czy nawet z „Baśni z 1001 nocy”.
Ale chyba także dzięki temu te baśnie – ogromnie malownicze, urokliwe i wyraziste, częściowo egzotyczne – jednak okazują się zaskakująco bliskie i zaskakująco dobrze znane oczytanemu w baśniowym kanonie czytelnikowi europejskiemu. Operują często rozpoznawalnymi motywami i schematami, które zyskują uniwersalny wymiar i przenikają do wielu historii. Są jak most między Wschodem a Zachodem, brzmią jak egzotyczna melodia, w której niespodziewanie rozbrzmiewa ton znany od dzieciństwa. Nagle wśród wschodnich wątków trafiamy na bajki o ludziach, którzy osiągają swój cel, ponieważ posiedli mowę zwierząt – jak w baśni o myśliwym Ahmedzie, który dochodzi do dostatku za sprawą daru rozumienia mowy zwierząt, uzyskanego od Króla Żmij jako nagroda za ocalenie od śmierci jego córki, Białej Żmii. Albo o dziewczętach śmiejących się różami i płaczących perłami, jak Gulbarin, z której ust sypią się róże, gdy się śmieje, niebo płacze deszczem, gdy ona płacze, a podczas czesania z jej włosów sypie się złoto i srebro. Nawiasem mówiąc, dar ten Gulbarin otrzymała również dzięki temu, że jej matka usłyszała i zrozumiała rozmowę dwóch gołębi („Jeśli nie śpi, to niech nas słucha, a jeśli śpi, to niech to wszystko jej się przyśni”). Lub też znany z baśni północnych wątek pięknej dziewczyny, na co dzień przyjmującej postać zwierzęcia, a gdy mąż pragnący zatrzymać ukochaną niszczy zwierzęcą skórę, dziewczyna odchodzi, a odzyskanie jej wymaga wielu trudów. Różnica polega na tym, że bohaterka baśni kurdyjskiej, Chatun Majmun, nie nosi skóry foki, jak w baśni szkockiej, ani łabędziej, jak w baśni norweskiej, ale skórę małpy, którą niszczy teściowa, pragnąca jak największego szczęścia dla swego, gorąco kochającego małżonkę, syna.
I tak co chwila w tym świecie pachnącym egzotycznymi przyprawami i mieniącym się barwami Wschodu, w świecie latających dywanów, dewów-gigantów, padyszachów i obco brzmiących imion, natknąć się można na swojską i znaną od dzieciństwa historię, jak na dźwięk słowa w ojczystym języku.
Fascynujące swym kolorytem baśnie od początku domagały się pięknej oprawy plastycznej i wydania adresowanego do szerszej, nie tylko naukowej, publiczności – w tym przede wszystkim do dzieci. I jeśli nie można mieć przyjemności wysłuchania ich od prawdziwych dengbeżów, to powinno się je czytać w takiej właśnie książce. Apetycznie grubej, pachnącej, pięknie wydanej, z ilustracjami doskonale oddającymi ich nastrój, utrzymanymi w pastelowych odcieniach i mnie osobiście kojarzącymi się ze wschodnimi mozaikami i ręcznie tkanymi kobiercami.
Możliwość pokazania dzieciom kulturowych odmienności i tkwiącego w nich bogactwa jest niezwykle cenna. „Opowieści dengbeżów” są przykładem, jak bardzo czytanie pozwala zrozumieć i zachwycić się innym – i jak bardzo to inne może okazać się znane i bliskie.
A zatem „Snuj się, bajko, dzieciom, a pokój niech spłynie na rodziców słuchaczy”.
Rubrykę redaguje Katarzyna Sarek.
Książka:
„Opowieści Dengbeżów. Baśnie i bajki kurdyjskie”, wybór i tłum. Joanna Bocheńska, ilustr. Paulina Krajewska, Wydawnictwo Namas, Poznań 2014.