Od początku XIX w. dziecko stawało się coraz istotniejszym obiektem w grze władzy. Wcześniej lekceważone, marginalizowane, opresjonowane i wykorzystywane, stało się kluczowym czynnikiem w procesie reprodukcji społeczeństwa. Dzieci były początkowo obiektem praktyk dyscyplinarnych, które miały usidlić nadpobudliwe ciało i ukształtować powolnego obywatela panoptycznego świata. Z czasem stały się kluczowym łącznikiem między mikropraktykami kształtującymi życie społeczne, a samą populacją. Michel Foucault podkreślał, że nie tyle ważna była treść kolejnych nakazów i zakazów, ile szerzenie się „biowładzy”, której efekty pojawiały się w przestrzeniach wcześniej autonomicznych, takich jak rodzina.
W nowoczesności dziecko stało się istotą uważnie obserwowaną, przestrzenią zagęszczonej semiozy, gdzie mało który gest pozbawiony jest znaczenia. Stało się polem bitwy. Porażka oznaczała nie tylko czarną przyszłość młodego człowieka, który – na przykład – skażony praktykami masturbacyjnymi, wyrastał na gruźlika lub „kretyna”. Oznaczała także osłabienie dobrostanu populacji. Seksualność – łącząca indywidualne ciało z populacją – została poddana szczególnie dokładnej analizie.
W tej perspektywie zachowania do niedawna uznawane za naturalne, stawały się naganne. Hermeneutyka podejrzeń stała się powszechną strategią dyskursywną, prowadząc do rozwoju paniki moralnej. W dzisiejszym świecie, coraz więcej zachowań definiowanych jest jako krzywdzenie dziecka, kolejne grupy stają się podejrzanymi oprawcami dzieci, zagrażającymi fundamentalnemu konsensowi wartości. Moralizowanie w mediach szerzy się wirusowo.
Jeżeli założymy dzisiejsze okulary moralnej paniki, to w przeszłości dostrzegamy wyłącznie powszechny upadek. Nie ma chyba tematu, który ukazuje to lepiej, niż stosunek dojrzałych mężczyzn do nieletnich dziewcząt. Najczęściej dyskusja jest zresztą jednoznaczna. Malarze, pisarze, nauczyciele czy lekarze zostają obsadzeni w roli drapieżnych pedofilów, a małoletnie w roli straumatyzowanych ofiar. Szczęśliwie są autorzy, którzy – ryzykując zawsze skandal i potępienie – wychodzą poza ten czarno-biały schemat. Przykładem jest nowa książka Katarzyny Przyłuski-Urbanowicz poświęcona miejscu dziewczynki w twórczości artystycznej dojrzałych mężczyzn.
„Pupilla. Metamorfozy figury drapieżnej dziewczynki w wyobraźni symbolicznej XX wieku” to erudycyjna opowieść o literaturze, muzyce, malarstwie, etymologii, mitologii i filmie. Autorka w swoich esejach rekonstruuje figurę lolity – niewinnej i zepsutej zarazem, naiwnego dziecka i cynicznej bestii. W kolejnych rozdziałach poznajemy podejrzane światy dramatów „Duch ziemi” i „Puszka Pandory” Franka Wedekinda, które posłużyły za podstawę libretta opery Albana Berga; niepokojące malarstwo Balthusa, czyli Balthasara Kłossowskiego de Rola, brata znanego filozofa Pierre’a; skandalizujące powieści i opowiadania Vladimira Nabokova; kontrowersyjny film „Nocny portier” Liliany Cavani; malarstwo Jerzego Nowosielskiego. Nie jest to lista wyczerpująca – narracja pełna jest eksploracji pobocznych wątków i interesujących źródeł – ale ukazuje ona wielowymiarowość i wielokodowość świata symboli, analizowanego w tej książce.
Jakie są mocne strony dzieła Przyłuskiej-Urbanowicz? Przede wszystkim odejście od dyskursu medyczno-kryminalistycznego, który zdominował dzisiejszą debatę na ten temat. Autorka stanowczo odrzuca dyskusje na temat zaburzeń seksualnych bohaterów swej opowieści. Nie ma tu lustracji Lewisa Carrolla (czyli Charlesa Lutwidge’a Dodgsona) czy Vladimira Nabokova. W zamian otrzymujemy bogatą w znaczenia rekonstrukcję uniwersów symbolicznych. Autorka wykorzystuje w tym celu narzędzia analizy lacanowskiej, zwracając baczną uwagę na grę spojrzeń, lustrzanych odbić i symetrii tożsamości. Zobrazujmy to przykładem. Opisując prace Nowosielskiego, autorka zauważa, że „akrobatyczna dziewica” z jego prac jest „strażniczką lustrzanej granicy, której nie wolno, ale i nie trzeba przekraczać. I wskazówką, że wszystko, co ważne, rozgrywa się nie tam, lecz tu: w soczewce oka – w punkcie, do którego wraca, odbite, nasze spojrzenie. Być może największa akrobacja dziewicy polega właśnie na tej optycznej wolcie” (s. 268). To, co łączy bohaterów tej opowieści to właśnie zachowanie dystansu – choć pełni otwartego lub skrywanego pożądania, kontemplują oni dziewczęta, jak obiekt studiów naukowych z larwarium, a nie po prostu konsumują. Erotyczne napięcie tworzy sztukę i eksploduje nowymi symbolami, zapładniającymi świat wyobraźni.
Po drugie, młodociana bohaterka nie jest niewinnym aniołkiem, ofiarą w czystej postaci. Autorka pokazuje, że często jest dzika, cyniczna i mściwa. Dojrzali mężczyźni starają się ją okiełznać, ale nie raz sami padają ofiarą jej uroku. Jak w przypadku Lulu – wedekindowskiej bohaterki – wokół której trup ściele się gęsto. Niebywała siła Lulu bierze się właśnie z ambiwalencji – połączenia cech rozwiązłej kurtyzany i niewinnego emocjonalnego dziecka. Autorka ukazuje tę dwoistość we wszystkich omawianych dziełach. Choć takie obnażenie lolitki może się wydawać wielu „oburzające”, a nawet „niemoralne” (to tak, jakby powiedzieć, że ofiara gwałtu sama się o niego prosiła), ale dzięki temu autorka ukazuje wielowymiarowość i źródła siły symbolu nieletniej nimfetki. W realnym świecie dziecko jest ofiarą i tylko ofiarą. W świecie artystycznym często uzyskuje dodatkowe niepokojące sensy.
Po trzecie, książka ta pokazuje, że opowieść o lolitach nie jest jedynie „niemoralną opowieścią” starego perwersa. Jest często utkana również z elementów utopijnych i arkadyjskich. Świat dziecka jest „repozytorium utraconej prawdy”, ukazuje „szczególny rodzaj mocy i seksualności”. Dążąc do wysublimowanych celów poznawczych, bohater niejednokrotnie szuka po prostu swojej własnej utraconej młodości, czystości i potencji. Tak jak w przypadku Fausta Goethego – zawierając pakt z Mefistofelesem, myśli o potędze wiedzy, ale szybko zamienia się w Don Juana, chcącego zdobyć Małgorzatę.
Nie znaczy to, że „Pupilla” jest idealna. W książce poruszamy się w przestrzeni wyobrażeń społecznych – i to raczej elitarnych. Brak tu rekonstrukcji historycznego podłoża, społecznego gruntu, z którego wyrosły te fantazmaty. Śledzimy sieć wzajemnych powiązań kolejnych wcieleń lolity, ale nie dowiemy się wiele na temat socjogenezy zainteresowania niewinnością dziewczęcą czy oburzenia moralnego związanego z ukazywaniem dziecięcej seksualności. Nie jest to wada tej książki. Takie zadania postawiła sobie autorka. Dla socjologa historycznego jest to jednak projekt niedokończony. Ale to oczywiście w najmniejszym stopniu nie dyskwalifikuje tej pracy, która powstała z innymi założeniami i w innym celu.
Zresztą, wiązanie różnych dzieł w przestrzeni symbolicznej prowokuje nieraz do nadinterpretacji lub wykładni kierującej się raczej estetyką niż chłodną krytyką. Miejscami ta tendencja ujawnia się także w recenzowanej książce. Pojawiają się domysły i fantazje, mnożą się fantazmaty. Jak w przypadku analizy zdjęć Carrolla, który – jak wiadomo – lubował się w fotografowaniu dzieci, w tym nagich. W takiej pracy analogie, metafory, skojarzenia są jak najbardziej na miejscu. Należy jednak pamiętać, że mamy wtedy do czynienia z intelektualną zabawą, a nie krytyczną interpretacją. Nie znaczy to naturalnie, że w książce nie ma błyskotliwych spostrzeżeń i analiz. Choćby zestawienie zdjęć Sally Mann i obrazów Balthusa.
Choć w książce Przyłuskiej-Urbanowicz pojawiają się dzieła kultury popularnej, to jednak autorka w niewielkim stopniu ukazuje trendy, które doprowadziły do komercjalizacji i seksualizacji wizerunku niewinnego dziecka. A to często presja amerykańskiego przemysłu kulturalnego, który dziś sprawuje globalną hegemonię, prowadzi do „przetasowań” w świecie ekranizowanych dzieł. Dziś lolity kuszą w reklamach. Bez nagości i napięcia erotycznego trudno o kasowy film.
Autorka słusznie zwraca uwagę, że opowieść o lolicie nie jest oparta jedynie na opozycji: małoletnia dziewczyna – dojrzały mężczyzna, ale na trójkącie: dziewczyna–kobieta–mężczyzna. Dojrzała kobieta, a zatem właściwy w świetle norm społecznych obiekt seksualnych westchnień opisywanych bohaterów, stanowi figurę, na tle której ukazuje się „atrakcyjność” małolaty.
W gruncie rzeczy, aby w pełni ukazać splątanie ról i symboliczne napięcia, należałoby wprowadzić jeszcze chłopca. Ten „naturalny partner” dziewczyny jest w opowieści o lolicie zdetronizowany. Jego miejsce zajmuje mężczyzna, który często sam nie wyrwał się z chłopięctwa, nie dorósł do pełnego związku z kobietą. Czy chodzi o utopię bez młodego rywala? Czy o „nieciekawe tło” dla dojrzałego mężczyzny, który tym samym jest w stanie pokazać swe bezsporne atuty? Bez wątpienia opowieść o „Pupilli” prowokuje do rozpoczęcia własnej opowieści o „Pupilu”, do czego zresztą – w pewnym sensie – autorka zachęca pod koniec: „Czekajmy zatem. Niech pawie oczka na skrzydłach małego Apollina rzucają ku nam swoje kpiarskie spojrzenia. Niech, właśnie jako chłopiec, przypomina o nieoczywistości dziewczęcej mocy” (s. 272).
Wydawnictwo Słowo/Obraz Terytoria jak zwykle przygotowało książkę atrakcyjną edytorsko – pełną reprodukcji obrazów, zdjęć, kadrów i rysunków – i uważnie przejrzaną. Tym razem jednak z irytującym wyjątkiem – strony podane w spisie treści nie pokrywają się z tymi w tekście.
Książka:
Katarzyna Przyłuska-Urbanowicz, „Pupilla. Metamorfozy figury drapieżnej dziewczynki w wyobraźni symbolicznej XX wieku”, Wydawnictwo Słowo/Obraz Terytoria, Gdańsk 2014.