Festiwal Sztuki Arteria, który już czwarty rok z rzędu odbył się w Częstochowie, to bez wątpienia jedno z najważniejszych wydarzeń artystycznych tego miasta, kojarzonego najczęściej z celem pielgrzymek. Pomysłodawcami i dobrymi duchami całego przedsięwzięcia są Tomasz Kosiński i Marta Frej, założyciele Fundacji Kulturoholizm, która w dużym stopniu przyczyniła się do upowszechniania sztuki i podjęcia dyskusji o jej miejscu w częstochowskiej przestrzeni publicznej. Z bardzo dobrym skutkiem: z edycji na edycję Arteria cieszy się coraz większym zainteresowaniem publiczności i artystów.

Jak to się dzieje, że jednak się dzieje?

Częstochowa to miasto wzbudzające ambiwalentne uczuciaz jednej strony Jasna Góra przyciąga atmosferą, która sprzyja pewnemu rodzajowi duchowych poszukiwań i odkryć, z drugiej, nie można oprzeć się wrażeniu pewnej stagnacji i przewidywalności tej przestrzeni, co grozi permanentną nudą. Przemierzając centrum Częstochowy, można zauważyć, że żyje ono własnym, stabilnym, nieco usypiającym rytmem. Teoretycznie nie dzieje się nic – Aleje spowite są poranną mgłą, a ulice raz po raz wypełniają tłumy, tylko po to, by za chwilę w rytm zapalanego zielonego światła na przejściu dla pieszych szybko je opuścić. Ta rozbieżność wrażeń sprawia, że Częstochowa staje się interesującym miejscem do działań artystów w miejskiej przestrzeni, które wybudzają mieszkańców z kulturalnej śpiączki.

W tym roku służył temu RUMB – mobilna platforma miejska przewożona na tuzinie rowerów. Zorganizowany w niej panel dyskusyjny z udziałem Marty Frej, Tomasza Kosińskiego, Aleksandra Wiernego, Adama Mazura, Igora Stokfiszewskiego, Stanisława Rukszy i Kuby Szredera rozbudził pytania o miejsce Częstochowy na kulturalnej mapie Polski. Zaproszeni do dyskusji goście zgodnie stwierdzili, że gdyby nie Festiwal Sztuki Arteria, trudno by im było znaleźć powód, aby przybyć pod Jasną Górę. Dlaczego? Ponieważ bardzo rzadko można zetknąć się w tym mieście z działaniami, które wpisywałyby się w najnowsze definicje sztuki współczesnej. Tymczasem Arteria, goszcząc w tym roku tak znakomitych artystów jak Łukasz Surowiec, Konrad Zduniak, Paweł Hajncel, Paulina Poczęta, Jacek Adamas, Szymon Motyl, Natalia Romik czy Egon Fietke, stawia przede wszystkim na interdyscyplinarność i różnorodność, starając się przybliżyć publiczności jak najpełniejszy obraz tejże sztuki – stąd też wiele miejsca poświecono performance’om, grafice, video czy instalacjom, nie zapominając również o koncertach i warsztatach przeznaczonych dla młodej publiczności.

Działania zaproszonych twórców rozsiane były po całym centrum Częstochowy, zachęcając do prywatnych poszukiwań i ponownego odkrywania miejsc, na które na co dzień nie zwraca się uwagi. Niczym wirusy rozsiane po całej miejskiej tkance, prace zmuszały do zatrzymania albo spojrzenia w górę, tak jak działo się to w przypadku instalacji Szymona Motyla „Dachowce”. Artysta umieścił na dachu jednego z budynków skonstruowane przez siebie czarne koty, które stały się „cichymi obserwatorami” mieszkańców Częstochowy. Jak podkreśla twórca, dachowce potrafią przetrwać w wybranym przez siebie środowisku bez opieki człowieka. Podobnie dzieje się według niego w przypadku sztuki ulicznej – wypuszczona w miasto, może stać się jego nieodłącznym elementem. Tak też się stało w przypadku tego projektu. Artysta, odwołując się do starożytnej symboliki, w której kot oznaczał strażnika domu, sprawił, że przygnębiający, szary budynek zyskał nową, estetyczną jakość. Rzucił wizualne wyzwanie odbiorcom, pragnąc, by niewinny symbol zwierzęcia stał się dla nich sposobem na oswojenie przygnębiającej przestrzeni. I to się udało – „Dachowce” cieszyły się ogromnym zainteresowaniem publiczności, która domaga się ich powrotu w przyszłym roku.

Szymon Motyl Dachowce
Szymon Motyl, „Dachowce”, Fot. Dariusz Dąbrowski

Konsumpcjonizm, bieda i memy

Prawdziwe oblężenie przeżywała również ustawiona na placu Biegańskiego instalacja Jacka Adamasa „Clerks”. Artysta zaprojektował i samodzielnie skonstruował supermarketowy wózek. Teoretycznie nie byłoby w nim nic zaskakującego, gdyby nie jego wielkość. Publiczność mogła „zapakować się” do środka i stać się przez chwilę towarem i jednocześnie elementem przedsięwzięcia krytycznego wobec bezmyślnego konsumpcjonizmu. Jak trafnie zauważył Deyan Sudjic, dyrektor Design Museum w Londynie, w błyskotliwym eseju „Język rzeczy. Dizajn i luksus, moda i sztuka. W jaki sposób przedmioty nas uwodzą?”, nigdy wcześniej tak wielu z nas nie miało aż tylu rzeczy co teraz, choć robimy z nich coraz mniejszy użytek. Co jednak najważniejsze: nigdy też nie były one tak duże, ponieważ „spuchły”, dostosowując się do epidemii otyłości, która dotyka większość zachodnich kultur. „Domy, w których spędzamy tak niewiele czasu, są wypełnione przedmiotami (…). Mamy ergometry, na których nigdy nie ćwiczymy, stoły, przy których nigdy nie jadamy, kuchenki, na których nie gotujemy. To nasze zabawki. Niosą nam ukojenie w nieustannej presji zdobywania na nie pieniędzy i sprawiają, że – w pogoni za nimi – dziecinniejemy” [1] – konstatuje Sudjic. Owa atmosfera zdziecinnienia towarzyszyła publiczności, która z chęcią „pakowała” się do wózka, traktując mimowolnie instalację Adamasa jako zapowiedź zabawy i przyjemności. Taka atmosfera towarzyszy zakupom i chwilowemu zaspokojeniu potrzeb, które przez konsumpcjonizm, produkujący nieustannie nowe pragnienia, nigdy nie będą ostatecznie zaspokojone.

W zupełnie innym tonie utrzymana była realizacja Łukasza Surowca „Śpiewcy”. Jak opowiadał o swojej pracy artysta, projekt ten zakładał skonstruowanie urządzeń składających się z mikrofonów stetoskopowych i głośników, które podczas kontaktu z ciałem rejestrują odgłosy wydawane z wnętrza organizmu, takie jak oddychanie czy przełykanie śliny. Zostały one przekazane na czas trwania Arterii osobom żyjącym w skrajnym ubóstwie, w tym także bezdomnym i żebrakom. Surowiec, rejestrując organiczne dźwięki, oddawał głos ludziom wyrwanym ze społecznego kontekstu, spychanym na co dzień na margines wszelkiego dyskursu. Publiczność aktywnie obserwowała działania artysty, choć wzbudzały one także niepokojący dystans. Podświadomy lęk związany z biedą i bezdomnością sprawia, że trudno było widzom utożsamić się z całym bagażem negatywnych doświadczeń, jakie niosą one ze sobą. Czy akcja Surowca może przynieść pozytywne skutki jej bohaterom? Bez wątpienia tak, pod warunkiem, że to widz wykona pierwszy ruch i zechce im w jakikolwiek sposób pomóc.

Krótkotrwałość działań artystów w ramach kulturalnych imprez często prowadzi do pytania, czy rzeczywiście mogą one przyczynić się do realnych, społecznych zmian. | Zuzanna Sokołowska

Dźwiękowy akcent miały również działania Konrada Zduniaka, który stał się prawdziwą grającą szafą, wykonując swoim niezwykłym, zmysłowym głosem utwory proponowane przez publiczność. Tymczasem Marta Frej dementowała za pomocą swoich „Memów” obowiązujące, społeczne trendy, sprowadzające ciało do konsumpcyjnego bytu i naruszające fizyczną autonomię jednostki. Artystka tworzy błyskotliwe rysunki, okraszone równie błyskotliwymi komentarzami, które trafnie diagnozują współczesną rzeczywistość, uzależnioną od idealnego ciała, Facebooka i iPhone’a. Realizacje z napisami „Puszczamy się, kiedy chcemy”, „Z aut najbardziej lubię autoerotyzm” lub „W torebce zawsze noszę szminkę, lusterko i mnóstwo wątpliwości”, na których widnieje wizerunek rozemocjonowanej Coco Chanel, to memy-manifesty. Frej bacznie obserwuje kobiety, które pomimo wyzwalającej energii feminizmu ponownie zostały uwięzione w przestrzeni własnej fizyczności, kształtowanej przez media, politykę, religię i przede wszystkim kulturę, panicznie obawiającą się zmarszczek – objawu „choroby” starzenia się. Zwraca uwagę na ich współczesne dylematy, miotanie się pomiędzy cielesną wolnością a zniewoleniem, jakim jest kuszący mit urody i wiecznej młodości.

Maerta Frej Memy
Marta Frej, „Memy”, Fot. Dariusz Dąbrowski

Akcje i interwencje

Częstochowski Festiwal Arteria to przedsięwzięcie, które skłania do zastanowienia się nad ideą miasta, stającego się, jak zauważa Ewa Rewers, metaforą współczesnego życia. Jak twierdzi badaczka, jeśli w ogóle potrafimy nazwać relację między miastem a sztuką, to nie jest nią z pewnością analogia czy podobieństwo [2]. To raczej relacja zależności: artyści, ingerując w miejską przestrzeń, starają się wytwarzać własne jej wizje, najczęściej krytyczne w stosunku do miejsc i strategii życia mieszkańców, dążąc do zmiany ich mentalności. Jednakże krótkotrwałość ich działań w ramach kulturalnych imprez często prowadzi do pojawienia się pytania, czy rzeczywiście mogą one przyczynić się do realnych, społecznych zmian. Czy oprócz zaciekawienia i zapewnienia chwilowego odpoczynku od szarej codzienności mogą dokonać transformacji?

Lukasz Surowiec Spiewcy
Łukasz Surowiec, „Śpiewcy”, Fot. Dariusz Dąbrowski

Na te pytania trudno jest udzielić jednoznacznych odpowiedzi, choć tego typu wydarzenia przyciągają coraz więcej odbiorców. O tym, że sztuka nie powinna być „więziona” tylko w higienicznych przestrzeniach galerii czy muzeów i że powinna po prostu wyjść do ludzi, mówi się już od dawna. Zasadniczą różnicą pomiędzy wystawą a działaniami artystów w przestrzeni publicznej jest bezpośredni dostęp do nich. Powodują one chwilowe zatrzymanie wzroku, czasami ostrą dyskusję, ale na pewno nie obojętność. Festiwal Sztuki Arteria próbuje wyrwać miasto z kulturalnej niszy, w jakiej tkwi ono od dłuższego czasu. W Częstochowie zresztą brak jest nawet owych galerii, z których można by wyjść i które proponowałyby coś więcej niż tylko ekspozycje miejscowych twórców. A co najważniejsze, brak jest również kuratorów, którzy mogliby nadać instytucjom kultury bardziej dalekosiężny kierunek działania. Spoglądając na reakcje częstochowskiej publiczności – jeszcze dwa lata temu obserwującej rozwój festiwalu z przymrużeniem oka – można zauważyć, że działania Tomasza Kosińskiego i Marty Frej przynoszą ich odbiorcom wiele korzyści. Arteria pozwala choć na chwilę zakłócić miejskie rytuały, którymi bez wątpienia są szybkość, nadmierny, rozpraszający hałas, unikanie wchodzenia w relacje z ludźmi mijanymi pospiesznie, w permanentnym braku czasu. Festiwal ten służy zarówno integracji, jak i wyrobieniu umiejętności krytycznego myślenia, wyzwalającego z obojętności. A co najważniejsze, przyczynia się do odmiany wizerunku miasta, które być może przestanie być w końcu utożsamiane tylko z Jasną Górą.

Przypisy:

[1] D. Sudjic, „Język rzeczy. Dizajn i luksus, moda i sztuka. W jaki sposób przedmioty nas uwodzą?”, Kraków 2013.
[2] E. Rewers, „Miasto w sztuce – sztuka miasta”, Kraków 2010.

 

Festiwal:

Festiwal Sztuki Arteria, Częstochowa, 10–14 września 2014.