Niestety, do niepoważnego traktowania Kanady na arenie globalnej częściowo dołączyli również Polacy, niemalże kompletnie ignorując wizytę Generalnego Gubernatora Kanady (czyli głowy państwa, a dokładniej przedstawiciela nominalnie zasiadającej na kanadyjskim tronie królowej Elżbiety II). Takie potraktowanie Davida Lloyda Johnstona powinno dziwić, zwłaszcza że on swoją wizytę właśnie odbywa (zakończy ją 26 października) i nie przerwał jej mimo dramatycznych wydarzeń rozgrywających się całkiem blisko jego rezydencji Rideau Hall w Ottawie.
Słowa uznania należą się prezydentowi Komorowskiemu, który zwrócił uwagę na najważniejszy czynnik jednoczący nasze dwa państwa, będące członkami NATO – Ukrainę. W Polsce często nie pamięta się o tym, że to właśnie Polska i Kanada (nie licząc Rosji, której zaangażowanie w sprawy Kijowa jest, dyplomatycznie rzecz ujmując, zupełnie innego rodzaju) poświęcają Ukrainie i problemom tego kraju tak wielką uwagę. O ile Polska jest „adwokatem” Ukrainy w Europie, o tyle Kanada jest chyba najważniejszym pomocnikiem tego kraju w skali globalnej. Z pewną dozą uszczypliwości możemy dodać, że Kanadę odwiedził niedawno Petro Poroszenko, a do Polski z wizytą bilateralną jak na razie się nie pofatygował (jego czerwcowy pobyt u nas miał inny charakter).
O ile Polska jest „adwokatem” Ukrainy w Europie, o tyle Kanada jest chyba najważniejszym pomocnikiem tego kraju w skali globalnej. Dlaczego Ukraina zajmuje ważne miejsce w polityce kanadyjskiej? | Łukasz Jasina
Swoista rywalizacja pomiędzy Polską a Kanadą o znaczenie w ukraińskiej polityce zaczęła się zasadniczo już w roku 1991, kiedy to polskiej dyplomacji zależało na tym, by RP uznała Ukrainę jako pierwsza w świecie. Udało się, ale decydowały minuty. Kanada zrobiła to tuż po nas. Podobno pewne znaczenie miała różnica stref czasowych.
O tym, dlaczego Polacy powinni interesować się wydarzeniami na Ukrainie, napisano już tomy i w dalszym ciągu nie ma co do tego w miarę powszechnej zgody. Ale dlaczego Ukraina zajmuje ważne miejsce w polityce kanadyjskiej?
Kanada była od ponad stu lat jednym z głównych celów emigracji Ukraińców – najpierw zarobkowej, a potem i politycznej. Przy czym już od samego początku większość z nich stanowili ludzie pochodzący z Galicji – wierni Kościoła grekokatolickiego, do tego w wyniku polsko-ukraińskich waśni całkiem nieźle uświadomieni narodowo. Paradoksalnie najpiękniejszy obraz tej ukraińskiej emigracji dał w „Tworzywie” Melchior Wańkowicz. Chciał opisać Polaków wyjeżdżających za chlebem na kanadyjskie prerie, a opisał kolejny etap konfliktu dawnych mieszkańców Galicji.
W Albercie i sąsiednich prowincjach powstała prawdziwa „Zaokeanija” – Ukraina na emigracji. Prawie wszędzie można tam spotkać cerkwie. Dawni, biedni chłopi – potomkowie tych opisywanych przez Iwana Frankę – z biegiem lat bogacili się. Ich dzieci stawały się Kanadyjczykami, ale nie traciły ukraińskiej tożsamości, czemu z czasem sprzyjała polityka multikulturalizmu. Na polach Alberty odkryto ropę, która wielu zamieniła w bogaczy, a za pieniądze te zaczęły powstawać akademickie ośrodki badań nad Ukrainą w Edmonton, Calgary a wreszcie w Toronto. Bez wsparcia kanadyjskich Ukraińców nie byłoby również ośrodka ukraińskiego na Uniwersytecie Harvarda. Dla przypomnienia polscy Amerykanie na podobne gesty nie zdobyli się do dziś.
Po kilku pokoleniach mamy też w Kanadzie potężne, ukraińskie środowiska lobbystyczne, kongresmenów i senatorów, a także trwałą świadomość ukraińskiej obecności w życiu tego kraju.
Bez wątpienia z tych względów polityka Kanady wobec Ukrainy nie jest tak kunktatorska, jak jej południowego sąsiada czy większości państw europejskich.
Warto w tym miejscu przypomnieć, że Polacy są w Kanadzie dużą grupą etniczną. Czyżbyśmy nie umieli tego wykorzystać, skoro w polsko-kanadyjskich rozmowach pojawia się głównie tematyka ukraińska?