Kościół misyjny czy zakonserwowany?
Wiosną 1943 roku w kolaboranckim państwie Vichy dwóch księży Henri Godin i Yvan Daniel zostało poproszonych przez prymasa Francji o przygotowanie raportu na temat stanu wiary chrześcijańskiej w ich kraju. Księża ocenili, że „istnieją całe rzesze, wśród których nie głosi się prawdy wiary, tym samym miliony Francuzów nie doświadczają Ewangelii”. Stwierdzili także, iż przede wszystkim najubożsi Francuzi – proletariusze – odchodzą masowo od Kościoła, gdyż starania duszpasterskie nie są dostosowane do ich konkretnych potrzeb. Zaproponowali więc nowy model oddolnego duszpasterstwa, który uwzględniłby specyficzną sytuację każdej osoby i różnice w losach ludzkich. Francja miała stać się „krajem misyjnym”, modelem dla nowego duszpasterstwa katolickiego w uprzemysłowionym świecie.
Mimo dwóch tysięcy lat historii Kościoła powszechnego, zasady jego duszpasterstwa nadal pozostają obiektem sporu i niejasności. Francuskie przedsięwzięcie misyjne z 1943 roku zostało przerwane dziesięć lat później decyzją Piusa XII, zaniepokojonego zjawiskiem „księży-robotników” i obawiającego się komunistycznej infiltracji. Jednak kolejni dwaj następcy św. Piotra – Jan XXIII i Paweł VI – jako patroni Soboru Watykańskiego II wydawali się dążyć do zmiany oblicza duszpasterstwa katolickiego. Rewolucyjna konstytucja pastoralna „Gaudium et Spes” z 1965 roku umożliwiła katolikom wyjście naprzeciw współczesnemu światu.
Nic dziwnego zatem, że wielu katolików odczuwa dysonans poznawczy, gdy zgodnie z nauką soborową szuka własnej drogi wiary w świecie, a dalej natrafia na surowe paragrafy prawa kanonicznego i słyszy od duszpasterzy, że nie mogą brać udziału w sakramentalnym życiu Kościoła. Chodzi tu m.in. o rozwody, o związki partnerskie jednopłciowe, o antykoncepcję, o in vitro – szerzej: o sprawy obyczajowe. Sprawy te za pontyfikatów Jana Pawła II i Benedykta XVI zostały zakonserwowane.
Papież Franciszek wydaje się jednak prowadzić Kościół w nowym kierunku. Znany całemu światu jako doświadczony duszpasterz, który jeździł metrem i regularnie odwiedzał najgorsze argentyńskie slumsy, w swoich publicznych wypowiedziach wielokrotnie sugerował otwartość na nowe rozwiązania kanoniczne, m.in. dla katolików o odmiennej orientacji seksualnej. Więc gdy rozesłano pod koniec 2013 roku do parafii i organizacji laikatu na całym świecie tzw. „Ankietę Franciszka” (zawierającą 39 pytań dotyczących stanu katolickiego duszpasterstwa wobec rodzin i małżeństw), zaczęto wiązać wielkie nadzieje z Synodem Biskupów, który miał być następstwem zebranych odpowiedzi.
Co zrobi Franciszek?
W Rzymie zgromadziło się ponad 250 osób – biskupów, świeckich audytorów oraz par małżeńskich powołanych w roli świadków, które obradowały od 5 do 19 października. Dyskusje uczestników posłużyły jako podstawa do sporządzenia „Relatio post disceptationem”. Robocza wersja tego dokumentu opublikowana w dniu 13 października stała się przedmiotem zaciętej polemiki, m.in. wokół stwierdzenia: „Homoseksualiści posiadają dary i cechy, które mogą zaoferować wspólnocie chrześcijańskiej”. (Zdanie to później wypadło z ostatecznej wersji dokumentu.)
Oto paradoks: z jednej strony wiadomo, że człowiek grzeszy, a rolą Kościoła jest nawracanie grzeszących, z drugiej – Kościół musi być konsekwentny w swoich przekazach, bo inaczej pozostają one bez znaczenia. | Piotr H. Kosicki
Dyskusje synodalne odbywały się za zamkniętymi drzwiami, ale nie były objęte klauzulą tajności. Uczestnicy swobodnie udzielali medialnych komentarzy, a przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki zasłynął wywiadem dla Radia Watykańskiego, w którym stwierdził, że roboczy dokument synodalny budzi „wątpliwości, co do głównego celu Synodu”, że „zamiast być zachętą do wierności […] sprawia wrażenie pochwalania sytuacji smutnych” i że kryje „jakąś nieświadomą ideologię antymałżeńską”. I najgorsze dla polskiego słuchacza: „Nie wiem, czy to zgadza się z nauczaniem Jana Pawła II”.
Trudno się dziwić, że słowa te wypowiedziane przez czołowego polskiego hierarchę wzbudziły gorzkie emocje u wielu Polaków. Konrad Sawicki z „Więzi” zadeklarował na łamach „Gazety Wyborczej”, że Synod „wśród katolików rozbudził tak wiele nadziei”, a jednak w wyniku słów Gądeckiego „wielu innych poczuło, że polski Kościół ich opuścił”. Wbrew krytycznym uwagom Gądeckiego, Sawicki zastanawia się w komentarzu dla „Tygodnika Powszechnego”, czy Synod nie był „pierwszą sesją Soboru Watykańskiego III”.
Trzeba sprawę postawić jasno: Sobór Watykański II się nie powtórzy. Na przestrzeni lat 1962–1965 łącznie 2600 biskupów, a wraz z nimi teolodzy, audytorzy i dziennikarze uczestniczyli w czterech sesjach soborowych obejmujących cały wachlarz problematyki kościelnej, poczynając od liturgii poprzez apostolstwo świeckich i ekumenizm, a na antyjudaizmie i stosunku do świata współczesnego kończąc. Ostatni Synod miał zaś ściśle określoną tematykę, której się trzymał. Jest to, co prawda, dopiero pierwsze zgromadzenie powszechne z dwóch zapowiedzianych, jednak całe przedsięwzięcie nie wznosi się powyżej burzy mózgów, której papież pilnie słucha, a do której może potem odnieść się w sposób dowolny.
Zatem największa trudność wiąże się z niemożnością przewidzenia, co zrobi Franciszek. Papież ani razu nie wypowiedział się podczas sesji synodalnych, chociaż był cały czas obecny. Jego przemówienie zamykające Synod na pierwszy rzut oka może wydawać się przychylne reformatorom, ale wcale nie jest jednoznaczne. Franciszek określił mianem „pokus” zarówno „zamknięcie się w obrębie tego, co napisane i niedanie się zaskoczyć Bogu”, jak i „pochylenie się nad duchem tego świata, zamiast go oczyścić i nagiąć do Ducha Bożego”.
Otwartość i Piekło
Na chwilę obecną zarówno Gądecki, jak i Sawicki wydają się mieć rację. Z punktu widzenia logiki instytucjonalnej Kościoła sprawującego rząd dusz, przewodniczący Episkopatu słusznie zadaje pytanie, do czego mają prowadzić synodalne dyskusje o „kazusach specjalnych”. Faktycznie, w ostatecznej wersji „Relatio” co chwilę pojawiają się sformułowania typu „stosowne rozróżnienie konkretnych sytuacji”, „w pewnych szczególnych sytuacjach”, itp. Być może właśnie za taką „stopniowalność” należą się Synodowi pochwały, która – zdaniem Sawickiego – „nie osądza niedoskonałej sytuacji człowieka, tylko traktuje ją jako wyzwanie duszpasterskie”. Jednak warto pochylić się również nad sugestią Gądeckiego, że takie podejście sprawia wrażenie, „jak gdyby w prawie Bożym miały istnieć różne stopnie i formy nakazu dla różnych osób i sytuacji”.
Oto paradoks: z jednej strony wiadomo, że człowiek grzeszy, a rolą Kościoła jest nawracanie grzeszących, z drugiej – Kościół musi być konsekwentny w swoich przekazach, bo inaczej pozostają one bez znaczenia. Katolicy rozwiedzeni bądź żyjący w związkach niesakramentalnych– czy to jedno-, czy dwupłciowych – faktycznie tracą wiarę w Kościół. Jeśli jednak nie są w stanie dostosować się do wymogów tego Kościoła, to czy można na siłę dostosować go do nich? Gądecki ma co do tego poważne wątpliwości: „Trzeba traktować człowieka poważnie. Dojrzały człowiek zawiera ślub, rozwodzi się, wchodzi w związki cywilne”.
Największa trudność wiąże się z niemożnością przewidzenia, co zrobi Franciszek. Papież ani razu nie wypowiedział się podczas sesji synodalnych, chociaż był cały czas obecny. | Piotr H. Kosicki
Warto przypomnieć, że w wielu częściach świata proboszczowie od lat odnoszą sukcesy duszpasterskie i skutecznie ewangelizują nie przy pomocy otwartości, lecz grożąc Piekłem. Franciszek musi zatem bardzo uważać. Stanowisko abp. Gądeckiego wcale nie jest skrajnie tradycjonalistyczne. Przeciwnie, reprezentuje pewną logikę instytucjonalną. Co innego usprawnić działania duszpasterskie – na przykład zreformować nauki przedmałżeńskie, których słabość dobitnie pokazuje numer specjalny „Tygodnika Powszechnego” o Synodzie – a co innego zmienić reguły gry.
Retoryka, teologia, prawo
Kluczem dla zrozumienia sytuacji jest decyzja Franciszka o połączeniu mszy na zamknięcie Synodu z beatyfikacją Pawła VI. To Paweł VI zamknął Sobór Watykański II i doprowadził do przyjęcia „Gaudium et Spes” i innych przełomowych jego deklaracji. A – co ważniejsze z punktu widzenia Synodu – to właśnie Paweł VI wydał w 1968 roku encyklikę „Humanae Vitae”, kojarzoną najczęściej z potępieniem sztucznej antykoncepcji, a w rzeczywistości zawierającą syntetyczną wizję rodziny jako klucza do katolickiej misji ewangelizacji świata.
Z punktu widzenia czysto estetycznego, zarówno wierzący, jak i niewierzący mogą znaleźć wiele pasjonujących stwierdzeń w synodalnym „Relatio”, które przestrzega przed dyskryminacją kobiet i nakazuje szczególną opiekę nad dziećmi par rozwiedzionych bądź nieślubnych.
Jednak retoryka wcale nie musi się przekładać ani na teologię, ani na prawo kanoniczne. Póki co, należy poważnie traktować wypowiedzi abp. Gądeckiego, bo mogą się one okazać zbieżne z ostatecznymi decyzjami, jakie Franciszek podejmie w przyszłym roku, po kolejnym spotkaniu synodalnym. Wiadomo jedynie – co też nie jest nowością, biorąc pod uwagę biografię i wcześniejsze wypowiedzi papieża – że Kościół również w kwestii rodziny i małżeństwa przyjmuje nastawienie misyjne. Otwartość, dialog i solidarność to niewątpliwie ważne elementy, jednak litera „Humanae Vitae” i tradycja Pawła VI pozostają w mocy. Nie wiadomo, czy Kościół misyjnie nastawiony na rozwodników i na pary bez ślubu kościelnego będzie cieszył się większym powodzeniem niż ten w latach 40. i 50. prowadzący misję ewangelizacyjną wśród robotników. Z pewnością można stwierdzić, że nie miała miejsca w Watykanie żadna – jak to określiło włoskie wydanie „Huffington Post” – „rewolucja październikowa”.