Szanowni Państwo,

Od czasu ostatecznego rozpadu Unii Europejskiej w 2036 roku pod wpływem zmian klimatycznych do krajów północnej części Starego Kontynentu, w tym do Polski, dobijają się masy imigrantów. Rozpaczliwie usiłujemy zamykać granice przed uchodźcami z dotkniętych głodem krajów basenu Morza Śródziemnego. Tymczasem państwa posiadające broń nuklearną wywierają presję, by ustanowić nowe zasady dzielenia zasobów żywności. Rosja, skądinąd największy beneficjent zmiany klimatu w zakresie produkcji żywności, staje się niepodważalną potęgą w całej Azji…

W ten uroczy sposób rozpoczyna się „Climate Wars” Gwynne Dyer, jedna z wielu książek poświęconych skutkom ekologicznej beztroski współczesnego człowieka. Tyle fantazja autorki, ale mamy także konkrety – i to dosłownie z ostatniej chwili.

W minioną sobotę ukazał się dramatyczny raport Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC przy ONZ) na temat zmian klimatycznych. Zespół, nagrodzony kilka lat temu pokojową Nagrodą Nobla, właśnie 1 listopada wysłał w świat dokument, który już nazwano „ostatnim ostrzeżeniem”.

Na to, że w wyniku działalności człowieka na ziemi dochodzi do zmiany klimatycznej od dawna przedstawia się twarde dowody. Dziś Zespół jednak nie tylko ostrzega przed apokaliptycznymi skutkami. Daje także nadzieję: przyszłość jest w naszych rękach, jeśli tylko rządy państw osiągną wspólny cel, którym jest ograniczenie emisji ze spalania paliw kopalnych i zredukowanie globalnego ocieplenia do wskazanego poziomu. Raport wywołał na świecie gwałtowne reakcje.

Na szczęście w Polsce nic takiego nam nie grozi… Wsi spokojna, wsi wesoła. Zmiany klimatyczne nas przecież nie dotyczą, gdyż polski rząd sobie tego nie życzy, a i my mamy ważniejsze sprawy na głowie.

* * *

Przypomnijmy, że kilka dni po unijnym „szczycie klimatycznym” w Brukseli – gdy nie umilkły jeszcze polemiki polityków, co premier Ewa Kopacz tak naprawdę wynegocjowała dla polskiego sektora energetycznego – zadecydowano o przedłużeniu wydobycia w od dłuższego czasu nierentownej kopalni Kazimierz Juliusz. Decyzję w sprawie ostatniej czynnej kopalni węgla kamiennego w Zagłębiu Dąbrowskim wiceminister gospodarki Jerzy Pietrewicz skomentował krótko: „Zwyciężyła ekonomiczna racjonalność i społeczna wrażliwość”.

Eksperci byli jednak zupełnie innego zdania. Subsydiowanie sektora energetycznego w jego obecnej formie z racjonalnością i wrażliwością niewiele ma wspólnego. Utrzymanie poziomu wydobycia w sytuacji, gdy do każdej tony węgla dopłacają polscy podatnicy, godzi zarówno w ekonomiczny rachunek zysków i strat, jak i w elementarny zmysł sprawiedliwości społecznej. Wspierając niedochodową eksploatację kopalń, kultywujemy mity minionej epoki. Podtrzymując rozbudowany pakiet socjalny dla górników, dajemy im – a może i sobie – złudne przekonanie o potencjale sektora, który z roku na rok przynosi coraz większe szkody: ekonomiczne, społeczne, zdrowotne, a wreszcie też i środowiskowe. Kreujemy też złudzenie „wiecznego” bezpieczeństwa energetycznego opartego na „rodzimych” surowcach kopalnych – przymykając oko na rosnący import węgla ze Wschodu, gdzie surowiec jest po prostu o wiele tańszy.

Czy opowieść o tak rozumianym bezpieczeństwie energetycznym Polski nie staje się aby kolejną syrenią pieśnią III RP? O co w rzeczywistości polscy politycy kruszą kopie na kolejnych szczytach klimatycznych? Czy z trudem wynegocjowane „sukcesy” nie okazują się jedynie odkładaniem wyroku na przestarzały przemysł energetyczny – i tak wymagający jak najszybszej restrukturyzacji – jednocześnie podważając ideę solidarności europejskiej?

W przeciągu ćwierćwiecza od początku transformacji zabrakło w Polsce siły politycznej, która mogłaby wprowadzić niezbędne zmiany w energetyce i górnictwie. Zabrakło chęci decydentów, ale chyba też i wrażliwości społecznej oraz wiedzy o niebezpieczeństwach związanych ze zmianami klimatu. Paradoksalnie, debata klimatyczna zamiast ożywić dyskusję na poziomie krajowym – spycha ją w objęcia megalomańskiej narracji, gdzie rząd polski wciela się w rolę obrońcy uciśnionych, a kwestie ekologiczne stają się jedynie ogniwem w politycznym łańcuszku – litanii o głosy wyborców. Kolejne szczyty klimatyczne przechodzą nad Wisłą bez echa. Warto zastanowić się nad wpływem tego rodzaju spotkań na strategię bezpieczeństwa energetycznego Polski oraz długookresowy model prowadzenia polityki klimatycznej.

* * *

Odległa, zdawałoby się, że abstrakcyjna, debata o globalnej ochronie klimatu i nasza swojska – o górnikach i węglu – są wbrew pozorom blisko powiązane. Warto przyjrzeć się temu połączeniu szczególnie dziś. Już za niecały miesiąc w Limie znów spotkają się negocjatorzy z całego świata, by na dwudziestym już oenzetowskim Szczycie Klimatycznym (COP 20) szukać akceptowalnego dla wszystkich rozwiązania coraz bardziej palącego problemu. Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu (IPCC), we wspomnianym już raporcie, jasno stwierdza, że „budżet” dopuszczalnych poziomów emisji dwutlenku węgla, pozwalający na utrzymanie średniej globalnej temperatury na bezpiecznym poziomie, wyczerpie się w ciągu najbliższych 30 lat. To oznacza, że większość węgla, ropy i gazu, które już odkryliśmy, musi pozostać niewydobyta, by klimat nie został całkowicie rozregulowany.

Tymczasem firmy wydobywcze wydają rocznie na same poszukiwania kolejnych złóż ponad 600 mld dol., podczas gdy na redukcję emisji wydaje się globalnie niecałe 400 mld – mniej niż wynosi zysk jednej firmy wydobywczej, ExxonMobil.

Jeśli polski rząd chce przez najbliższych 15 lat – albo i dłużej – opierać sektor energetyczny niemal wyłącznie na węglu, nasz kraj znajdzie się na kursie kolizyjnym tak z nauką, jak i ze zdrowym rozsądkiem. Ani politycy, ani większa część opinii publicznej niespecjalnie się tym faktem przejmują, co – jak wskazuje w otwierającym niniejszy numer tekście Kacper Szulecki – jest wynikiem kilku głęboko zakorzenionych mitów na temat polityki klimatycznej. W tym tygodniu chcemy dyskutować o możliwościach reformowania i unowocześniania polskiej energetyki, skupiając się zwłaszcza na kluczowym – z ekonomicznego i symbolicznego punktu widzenia – regionie, czyli na Śląsku.

O mitach dotyczących polityki klimatycznej, ale w kontekście ich wpływu na gospodarkę, pisze także ekonomista Tomasz Kasprowicz. Jego zdaniem, choć negatywnego wpływu człowieka na klimat nikt już negować nie może, zbyt daleko idące regulacje klimatyczne mogą negatywnie odbić się na europejskiej gospodarce. Wymuszenie ograniczenia emisji nie musi sprawić, że polska gospodarka stanie się innowacyjna. „Nie zapominajmy, że istnieje druga alternatywa – zamknięcie firm”, pisze Kasprowicz. Z tego powodu Kasprowicz jest zwolennikiem konsekwentnej, ale stopniowej modernizacji polskiej energetyki.

Również Maciej Bukowski podkreśla, że reforma polskiej energetyki nie musi przełożyć się na obniżkę cen energii. Wręcz przeciwnie: czy zmniejszymy naszą zależność od węgla, czy nie, „jednego możemy być pewni – energia elektryczna będzie za dziesięć lat droższa niż dziś”. Na dłuższą metę jednak, twierdzi Bukowski, odejście od paliw kopalnych jest nieuchronne – ich malejąca podaż i rosnące zapotrzebowanie świata na energię, doprowadzi do szybkiego wzrostu cen, a wtedy „zielona energia” stanie się znacznie bardziej opłacalna.

Jak jednak przekonać do takiej tezy pracowników polskiego sektora górniczego? To jeden z tematów poruszanych w rozmowie Błażeja Popławskiego z Januszem Markowskim. Były górnik i wiceminister gospodarki dostrzega anachroniczność tego sektora, ale jednocześnie wskazuje na przyczyny, dla których tak trudno dokonać reform. „W przeciągu 25 lat, od początku transformacji, polskim górnictwem «opiekowało się» 26 wiceministrów gospodarki, przemysłu i handlu oraz skarbu państwa. Spośród nich tylko dwóch było górnikami”. W tej sytuacji w starciu ze związkowcami kadra kierownicza i władze centralne stoją na przegranej pozycji – mówi Markowski.

Zapraszamy do lektury!


 

Autorzy koncepcji Tematu Tygodnia: Łukasz Pawłowski, Kacper Szulecki

Współpraca: Błażej Popławski, Anna Olmińska

Ilustracje: Magdalena Walkowiak [www.magdalenawalkowiak.com]