Popularne powiedzenie mówi, że „prawda jaka jest każdy widzi”. Czy to oznacza, że nie ma sensu dyskutować o tym, co oficjalnie mówi Władimir Putin? Słowa w polityce mają znaczenie, dlatego analiza narracji rosyjskiego prezydenta jest potrzebna, by nie uśpił nas nobliwy ton jego bajania.
O samym bajarzu niemało można wyczytać z opowieści, którą zaprezentował jakiś czas temu na spotkaniu Klubu Wałdajskiego. Putin po raz kolejny rozsądził tam, kto jest winien obecnej sytuacji na Ukrainie. Bez niespodzianek okazało się, że odpowiedzialność ponosi oczywiście Zachód, a to ze względu na „ingerowanie w sprawy suwerennych państw oraz umizgiwanie się do ekstremistów i radykałów”. Ot, i zagadka oderwania Krymu od Ukrainy rozwiązana. Zielone ludziki znalazły się w Doniecku z powodu ingerowania Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej w sprawy suwerennej Ukrainy.
Czytelnik biegły w tropieniu ideologicznie zafałszowanych wypowiedzi od razu dostrzeże, że przez piszącego te słowa przemawia zaślepienie wartościami praw człowieka, które przecież były, są i będą jedynie burżuazyjną bronią propagandową służącą do hegemonicznego opanowania świata. Jak można bronić zgniłego Zachodu? – pytają niektórzy. Nie bronię Zachodu, ale pewnych wartości. Zachód postępujący tak samo jak Rosja zasługiwałby na identyczną krytykę.
Dziś opowieść o prawach człowieka wciąż warto przeciwstawiać bajce Putina – długo bowiem broniła nas przed wojnami i cały czas może mieć w sobie potencjał. | Rafał Wonicki
Gdy Putin deklaruje, że nie chce budować imperium i że liczy na normalizację stosunków ukraińsko-rosyjskich, to należy tę litanię dobroci odczytać dokładnie na odwrót. Celem dobrotliwego Władimira jest powrót do praktyk imperialnych z czasów zimnej wojny. „Chłodna” wojna to sposób Moskwy na odzyskanie pozycji międzynarodowej i ładu wewnątrzpaństwowego. „Normalizacja” stosunków z Ukrainą dla Putina oznacza całkowite podporządkowanie Kijowa hegemonicznym wpływom Kremla, oczywiście w celu uchronienia sąsiada przed wpadnięciem w łapska dekadenckiego Zachodu.
Tutaj ujawnia się, stosowany nie tylko przez Putina, stary sposób otumaniania ludzi. Pojęcia pomylić i pomieszać, prawdę z fałszem skleić, a wszystko to na globalnej scenie powiedzieć z tragikomiczną powagą, potem zaś odgrywać komedię dobroci. Magiczna moc słów swym performatywnym aktem ma zmieniać rzeczywistość czynów, ma odwracać ich moralną ocenę, tak by historia brzmiała wiarygodnie. Putin prowadzi wojnę ideologiczną, wojnę o dyskurs. My jako Zachód nie mamy innego wyjścia, jak budować odmienną aksjologicznie narrację.
Gdy Putin mówi, że nie chce budować imperium i że liczy na normalizację stosunków ukraińsko-rosyjskich – to należy te zapewnienia odczytać dokładnie na odwrót. | Rafał Wonicki
Z tej perspektywy obserwowana przez NATO od paru dni koncentracja wojsk rosyjskich na wschodniej Ukrainie to jedynie przejaw bratniej pomocy. Poza realną grą interesów otrzymujemy więc wyobrażone historie walki dobra ze złem. Wyobrażone, ponieważ w ponowoczesnym świecie pluralistycznych wartości trudno szukać prawdy w stosunkach społecznych. Są jedynie relacje siły i historie o nich. Takie bajkowo-realistyczne konstrukty – a może za Slavojem Žižkiem należałoby nawet powiedzieć: fantazmaty – to straszliwa broń w dzisiejszej polityce, trudna do dyplomatycznego rozbrojenia.
Powiedzenie Putinowi, że kłamie, nie jest takie proste, jego opowieści bowiem zawsze zawierają jakąś – minimalną, ale jednak – cząstkę prawdy. Trudno przecież zaprzeczyć, że Stany Zjednoczone na arenie międzynarodowej zachowywały się wielokrotnie jak słoń w składzie porcelany, wprowadzając raczej chaos niż przynosząc pożytek. Wystarczy spojrzeć na sytuację w Iraku. Trudno nie zgodzić się też, że Ukraina ma skomplikowaną historię, a część jej terytorium wcześniej należała do innych krajów.
Oskarżenia Zachodu o destabilizację ładu światowego przez bajarza Putina są więc zarazem prawdziwe i zmistyfikowane. Jedno z drugim splata się w niemożliwy do rozsupłania węzeł opowieści, w której chodzi jedynie o emocjonalne opowiedzenie się za którąś ze stron konfliktu, rozgrzeszenie jednych i etyczną delegitymizację innych. Każdy z nas ma jakieś moralne przewiny, brzmiało przesłanie Putina wygłoszone na forum Klubu Wałdajskiego, więc poczynania Rosji nie są złe, lecz analogiczne do polityki Stanów Zjednoczonych i Europy. Uderzcie się w piersi, ludzie Zachodu, przeproście za swoje grzechy albo przynajmniej nie bądźcie hipokrytami i pozwólcie nam politycznie kontrolować Ukrainę – zdaje się mówić Putin, wyciągając chwilę później dłoń do współpracy.
Uderzcie się w piersi, ludzie Zachodu, przeproście za swoje grzechy i pozwólcie nam kontrolować Ukrainę – mówi Putin, wyciągając chwilę później dłoń do współpracy. | Rafał Wonicki
Pułapka tej opowieści polega na tym, że albo Zachód odrzuci tę narrację i starając się powstrzymać Rosję, w oczach Kremla potwierdzi swoją hipokryzję, albo tę narrację uzna, a wtedy nie powinien przeszkadzać Rosji w jej dalszych działaniach. Pytanie z perspektywy Rosji brzmi: jak można zabraniać działań, których Zachód sam się dopuszczał? Z perspektywy Zachodu pytanie jest inne: czy złe działania muszą być powielane?
Przyjęcie propozycji Rosji, która chce, by Stany Zjednoczone oficjalnie uznały, że supermocarstwa mogą więcej w polityce międzynarodowej, będzie stanowić groźny precedens, na który społeczność międzynarodowa nie powinna się godzić. Zachęta Putina do podziału Ukrainy pod hasłem: silniejszym wolno więcej, otwiera możliwość powrotu do starych zimnowojennych czasów. Opadnie tworzona przez lata ostatnia osłona przed dowolnością poczynań silniejszych – zostanie jedynie naga siła. Siły tej Europa i świat długo doświadczały.
Po cóż więc powracać do starej opowieści supermocarstw, które rządzą światem zgodnie z zasadami realizmu politycznego? Dziś wciąż jeszcze mamy młodszą opowieść o prawach człowieka, regułach współpracy międzynarodowej czy multilateralnym rozwiązywaniu problemów ponadnarodowych. Opowieść tę warto przeciwstawiać bajce Putina, długo bowiem broniła nas przed wojnami i cały czas może mieć w sobie potencjał ochrony przed polityką swobodnego decydowania przez silniejszych, co robić ze słabszymi.