Kiedy mówimy o stosunkach polsko-żydowskich, nie mówimy tak naprawdę o relacjach między konkretnymi, żywymi, stycznymi społecznościami, albowiem z jednej strony mamy do czynienia ze społeczeństwem polskim – oczywiście nie całym, bo Polacy są różni i bardzo różnie myślą – z drugiej jednak występuje raczej wyobrażenie Żyda, Żyd symboliczny, Żyd, który nie jest tym, kim jest, tylko tym, jak go widzą. A ludzie postrzegają Żydów przez pryzmat pewnych z góry przyjętych założeń.
Jednym z takich założeń może być przeszacowywanie liczby Żydów ponad wszelkie wyobrażenie. Stąd już tylko krok do tezy, że Żydzi rządzą światem, a szczególnie Polską i jej instytucjami. W rzeczywistości większość Żydów żyjących dziś w Polsce to ludzie ze środowisk zasymilowanych i znaczna część w związku z tym nie zapisuje się do żadnych organizacji żydowskich. Największa warszawska (z przyległościami) gmina żydowska, liczy 650 osób. Dla porównania: na Ukrainie Żydów jest 400 tysięcy.
Antysemityzm to z pewnością nie temat zakończony i należy go nadal drążyć. Tym bardziej, że przybiera dziś nowe formy. | Sergiusz Kowalski
Oczywiście w ostatnich latach widać w Polsce wyraźne zmiany na lepsze. Przynajmniej w wielkich miastach rzadziej natykamy się na antysemityzm „naścienno-kaligraficzny”, czyli wszystkie te szubienice i obraźliwe napisy „Jude raus” (ciekawe dlaczego „patrioci” przemawiają po niemiecku?). Za wcześnie jednak na popadanie w przesadny optymizm.
Wyścig ofiar
Jeszcze do niedawna w prawicowych pismach takich jak „Nasza Polska”, „Najwyższy czas!” czy „Nasz Dziennik” nie brakowało antysemickich karykatur i komentarzy, a jednocześnie publikowali tam ważni politycy: posłowie, wicemarszałkowie sejmu, ludzie nauki. Język prawicowej prasy jeśli złagodniał, to w niewielkim stopniu. W tygodniku „Gazeta Warszawska” otwarcie Muzeum Historii Żydów Polskich opisano tak:
„Budowa w Warszawie MHŻP to piękny gest ze strony naszych władz zasługujący na wdzięczność, szacunek ze strony środowisk żydowskich (…) na całym świecie. Wielu Polaków liczyło na wzajemność, nawet na swoisty rewanż, polegający na tym, że oni sami wyjdą z inicjatywą upamiętnienia właśnie w najbliższym otoczeniu muzeum tych naszych rodaków, którzy oddali życie, ratując Żydów podczas niemieckiej okupacji. Nasza polska dziecinna naiwność, a mówiąc wprost – głupota, polegająca na niczym niepopartej wierze, że ktoś dąży równie szczerze do pojednania i przyjaźni, po raz kolejny powinny zejść na ziemię. Okazuje się, że MHŻP to tylko kolejny element cynicznej i na zimno stworzonej, perfekcyjnej układanki pod tytułem «przedsiębiorstwo Holocaust»”.
Ten język pozostaje niezmienny, bo stanowi element konstrukcji argumentacyjnej, która składa się z pewnej liczby wypróbowanych klisz, swego rodzaju klocków lego, które są ze sobą nieustannie zestawiane w kilka ciągle tych samych, dopasowywanych do konkretnej sytuacji wzorów i zawsze w jednym i tym samym celu – konkurowania z Żydami w pewnego rodzaju wyścigu ofiar. Cytowany wyżej tekst zawiera i takie zdanie: „Czas, byśmy antypolonizm potraktowali jako zbrodnię nie tylko równą antysemityzmowi, ale o wiele od niego większą”.
Zamiast dyskusji – okopywanie się na pozycjach
Poziomu antysemityzmu nie da się zbadać jedynie kwestionariuszami. Należy stosować podejście interdyscyplinarne, bo nie jest to wyłącznie zjawisko demograficzne czy ściśle socjologiczne – to zjawisko, które w ogromnej mierze rozgrywa się w przestrzeni symbolicznej, co sprawia, że jego uchwycenie jest niezwykle trudne. Nie ma dialogu polsko-żydowskiego – jest dialog Polaków z własnym wyobrażeniem Żyda.
Niektórzy twierdzili, że już dyskusja po wydaniu książek Jana Tomasza Grossa zamykała temat. Tymczasem badania Marka Czyżewskiego, socjologa z Łodzi, zdają się wskazywać, że Gross w dużym stopniu spolaryzował opinię publiczną, spowodował u części opinii publicznej pewnego rodzaju irytację. Zamiast wymiany opinii pomiędzy dwoma obozami nastąpiło utwardzenie dotychczasowych punktów widzenia, zaś przeciwnicy Grossa podkreślali, że jest to książka pisana na zamówienie tajemnych zleceniodawców, pod konkretną tezę i mająca na celu upokorzenie prawdziwych Polaków.
Niektórzy badacze dyskursu twierdzą, że książki Grossa spolaryzowały opinię publiczną. Zamiast wymiany opinii pomiędzy dwoma obozami nastąpiło utwardzenie dotychczasowych punktów widzenia. | Sergiusz Kowalski
Muzeum Historii Żydów Polskich nie zmieni fundamentalnie tych stereotypów, ale na pewno ma ważną rolę do odegrania w procesie „odczarowywania” Żydów. Jak? Choćby w taki prosty sposób. Wyobraźmy sobie wycieczkę z jakiegoś miasta powiatowego, która przyjeżdża i ogląda Muzeum. Kiedy ci ludzie wrócą do siebie, powiedzą, że byli w ciekawym, nowoczesnym muzeum historii Żydów, samo to, że będą w ten sposób rozmawiać o Żydach, o muzeum żydowskim to już krok do odczarowywania. Pewnych stereotypów na pewno jednak nie unikniemy, a klisze „niemiłe” zostaną zastąpione „miłymi”, ale to też klisze. Dziś na przykład popularne festiwale kultury żydowskiej także koncentrują się na określonym wizerunku Żyda. To jest Żyd, który woła „aj waj”, nosi pejsy, mieszka w sztetlu, ekstatycznie tańczy i przeżywa bliskość z Bogiem.
Oczywiście istnieje zagrożenie, że Muzeum stanie się pretekstem do tego, by ten temat zamknąć. Niektórzy czują się zmęczeni tym tematem – niekoniecznie tylko antysemici spytają: „No czego wy jeszcze chcecie?”. Tymczasem z pewnością nie jest to temat zakończony i należy go nadal drążyć. Tym bardziej, że antysemityzm przybiera dziś nowe, nieznane formy.
Nie tylko prawica
Tradycyjnie polski antysemityzm przypisywano głównie środowiskom prawicowym, narodowo-katolickim. Istotnie, bardzo często takie jest polityczno-ideowe źródło tych postaw, choć oczywiście nie wszystkie środowiska narodowe są jednocześnie antysemickie. Od niedawna w Polsce – na Zachodzie ta tendencja jest widoczna już od dłuższego czasu – widzimy jednak przejawy antysemityzmu lewicy, objawiającego się miażdżącą krytyką państwa Izrael przedstawianego jako państwo niemal nazistowskie.
Oczywiście mamy prawo krytykować każde państwo, ale antyizraelskość nie może być zasłoną dla antysemityzmu, a niekiedy tak właśnie jest. Kiedy? Wówczas, gdy posługujemy się tymi samymi stylami argumentacji jak „klasyczni” antysemici – nadużywając na przykład pojęcia zbiorowej odpowiedzialności. Kiedy stawia się zarzut Izraelowi, to każdy Żyd ma się wytłumaczyć – nieważne czy mieszka w Kanadzie, czy w Australii, w Polsce czy Rosji – ma się wytłumaczyć z tego, co robi państwo Izrael, bo jest za to państwo odpowiedzialny. To przejaw kolektywnej kwalifikacji i wyobrażenia, że Żydzi stanowią jeden ideowo-polityczny, globalny korpus, który działa zgodnie z jakimś złowrogim zamysłem. W związku z tym wolno od wszystkich żądać odpowiedzialności. To nonsens.
Oprac. Redakcja.