Nowy Styl, Comarch i Pesa – to liderzy polskiej ekspansji gospodarczej, o których przeczytać możemy w „The Economist”. Tygodnik wziął pod lupę firmy, które decydują się na ekspansję i radzą sobie za granicą bez kompleksów. Adam Krzanowski, szef Nowego Stylu, stwierdza nawet, że po wejściu do Niemiec nie był zadowolony z jakości pracy tamtejszych pracowników i był zmuszony wysłać w celach szkoleniowych swój zespół z Polski. „The Economist” podkreśla, że polskie firmy dojrzały i urosły razem z polską gospodarką, która przeżywa czas ekspansji po przywróceniu demokracji w 1989 r.

Brytyjczycy wymieniają również InPost, który działa w dziewięciu krajach, a także informatycznego giganta Comarch, który ma dwa centra przetwarzania danych w Niemczech. Kolejną firmą sprzedającą swoje produkty w Niemczech jest Pesa. Producent sprzedaje swoje maszyny do kilkunastu europejskich krajów, a niedawno podpisał również prestiżowy kontrakt z Deutsche Bahn na serię nowych lokomotyw. Co ciekawe, także dawniej państwowi potentaci próbowali zdobywać świat, ale ekspansja była często podyktowana względami politycznymi i okazywała się nierentowna (jak nieszczęsny zakup Możejek przez PKN Orlen). Teraz polskie spółki – nawet te wspierane przez państwo – wyruszają poza granice i są napędzane zyskami, a nie polityką. Przykładami mogą być KGHM i Grupa Azoty.

Nie wszystko jednak jest tak różowe, jak wynikać by mogło z początkowej części artykułu. „The Economist” zwraca również uwagę na wciąż małą skalę polskiej ekspansji. Nawet największe firmy znad Wisły są bowiem niewielkie w skali świata i niewiele inwestują w badania i rozwój. Wszystko więc wskazuje na to, że choć Europa usłyszała o polskim jabłku, to na polski odpowiednik firmy Apple przyjdzie jeszcze poczekać.

*

Sankcje odnoszą skutek – jeszcze nigdy inwestowanie w Rosji nie było tak ryzykowne, napisał w specjalnym raporcie dla „Financial Times” Steven Holden z firmy doradczej Copley Fund Research. Zdaniem specjalisty menedżerowie zarządzający funduszami inwestycyjnymi podzielili się na tych, którzy wierzą, że w ich horyzoncie inwestycyjnym dojdzie do odbicia koniunktury w Rosji i tych, którzy w to nie wierzą i dlatego stawiają na pojedyncze spółki, będące w dobrej kondycji finansowej. Przykładowo, od rozpoczęcia kryzysu na Ukrainie, największe towarzystwa, takie jak Templeton czy Oppenheimer, wykorzystały przecenę wartości akcji do zakupów walorów spółek dobrej jakości, takich jak Jandeks, Novatek czy Mail.ru. Razem spośród globalnych funduszy 59 proc. zmniejszyło od początku kryzysu zaangażowanie w Rosji, a 37 proc. je zwiększyło, co nie wskazuje na masowy exodus zagranicznego kapitału. „Kupujący liczą na szybkie rozwiązanie konfliktu i powrót do bardziej unormowanych wycen. Jednak im bardziej się on przedłuża, tym większe prawdopodobieństwo, że fundusze będą kierować swoją uwagę na bardziej stabilne od Rosji rynki wschodzące. W takim scenariuszu notowania rosyjskich akcji nadal znajdowałyby się pod presją” – podkreśla Steven Holden.

W tym roku udział Rosji w indeksach MSCI (Morgan Stanley Capital International Index, analizujących spółki z grupy wybranych krajów) spadł wyraźnie poniżej udziałów, którymi dysponują pozostałe kraje BRIC i kształtuje się obecnie na podobnym poziomie, jak w przypadku Tajwanu, RPA i Meksyku. Kondycję moskiewskiej giełdy możemy obserwować, m.in. śledząc wyniki przekazywane przez stronę MICEX.

*

„Wejście Ukrainy do UE nie jest realistyczne, a jej modernizacja to zadanie na pokolenia” – powiedział w wywiadzie dla „Der Spiegel” szef niemieckiego MSZ, Frank-Walter Steinmeier . „Jeśli chodzi o kwestię Sojuszu, to moje słowa sprzed kilku miesięcy nadal są aktualne: dostrzegam możliwość nawiązania partnerskich stosunków Ukrainy z NATO, lecz nie widzę możliwości członkostwa” – stwierdził Steinmeier. Dziennikarz tygodnika przypomniał jednocześnie, że rzecznik amerykańskiego MSZ powiedział w piątek, że Waszyngton nie ma nic przeciwko dążeniu Ukrainy do NATO.

*

W tym samym wydaniu magazynu możemy przeczytać o różnicy zdań, jaka miała zaistnieć między panią kanclerz a szefem jej dyplomacji. „Der Spiegel” nawiązuje do przemówienia wygłoszonego przez Merkel 17 listopada w Sydney, w którym bardzo ostro skrytykowała Putina, zarzucając mu, że „depcze prawo międzynarodowe”. Merkel ostrzegła wówczas, że Zachód „nie może dać się podzielić”. Tego samego dnia Steinmeier w Brukseli zaapelował do polityków na Zachodzie – nie wymieniając Merkel z nazwiska – by nie używali zbyt agresywnych słów, gdyż może to uniemożliwić rozwiązanie konfliktu.

Zdaniem magazynu, Merkel rozumie konieczność utrzymania, a nawet zaostrzenia twardego stanowiska wobec Putina, Steinmeier wolałby natomiast stopniowo łagodzić restrykcje. Nie zgodził się na przykład na rozszerzenie listy osób objętych sankcjami o kolejnych rosyjskich polityków, ograniczając ją tylko do separatystów ze wschodniej Ukrainy. We wcześniej wzmiankowanym wywiadzie Steinmeier uznał tezę Spiegla za przesadzoną. „Nasze stanowisko jest jasne” – zaznaczył dyplomatycznie szef niemieckiego MSZ.