Kilka miesięcy temu, recenzując najnowszą książkę Jerzego Eislera o pierwszych sekretarzach KC PZPR, narzekałem na niedostatki w biografistyce dotyczącej polskich komunistów, witałem jednak jako jaskółki zmiany kilka zbliżających się pozycji książkowych. Jedna z nich właśnie pojawiła się na rynku. Na jej okładce widnieje oblicze człowieka, którego Leopold Tyrmand określił, jak zapisano we wstępie, mianem „odrażającego karła z małomiasteczkowego chederu” – przy czym w tym opisie nie zgadza się zgoła nic.
Mirosław Szumiło, który od wielu lat wytrwale bada zbiorowości u steru władzy w PRL – pierwszych sekretarzy wojewódzkich PZPR bądź naczelników wydziałów Komitetu Centralnego tej partii – tym razem zajął się losami jednostki. Człowieka w pewnym momencie znienawidzonego zapewne przez równie wielu antykomunistów, co „towarzyszy”. A jednocześnie osobę, której nazwisko powie dziś cokolwiek bardzo nielicznym. Jedni pamiętać go będą jako jednego z konstruktorów polskiego Października, drudzy – głośniejsi – jako jeden ze sztandarów wrażej „żydokomuny”. Dla większości zaś nazwisko Romana Zambrowskiego, który przez kilkanaście lat oscylował między drugim a czwartym miejscem w peerelowskiej hierarchii władzy, będzie puste. Nie ma potrzeby tworzenia karkołomnych konstrukcji myślowych w celu udowadniania, że jest to bohater, którego przywracać trzeba teraz pamięci masowej, by zapełnić w niej jakąś dotkliwą lukę. Są jednak powody, by o Zambrowskim oraz o wątkach, które przeplatają się w jego życiorysie, przypominać – nie tylko w bardzo wąskim, wyspecjalizowanym gronie historyków.
Siadajcie i piszcie życiorys
Przy takim postawieniu sprawy konieczny jest choćby pokrótce opis, czyje losy będziemy tu śledzić. Roman Zambrowski – syn żydowskiego buchaltera, wychowywany jedynie przez matkę w warunkach kolebiących się od nędzy po bardzo małą stabilizację – związał się z ruchem komunistycznym wyjątkowo wcześnie, nawet jak na rewolucyjnie rozbudzonych chłopców i dziewczęta wczesnych lat 20. Oddany sprawie, inteligentny i przejawiający coraz większe zdolności organizacyjne, szybko zdobywał kolejne szlify w partyjnej karierze – pierwsze aresztowanie, pierwsza socjalizacja w komunie więźniów politycznych na Mokotowie, przejście na status kapepowskiego „funka” – zawodowego rewolucjonisty – pierwsze odpowiedzialne stanowiska kierownicze w aparacie młodzieżowym (aż po kierowanie KZMP w całej Polsce). Czas wojny to radziecka ambiwalencja wobec dawnych kapepowców, a następnie marsz z armią Berlinga jako politruk aż do Lublina, w którym niespełna czterdziestoletni Zambrowski staje się nagle de facto drugą osobą w partii. Wraz z Bierutem i Mincem niszczy Gomułkę w 1949 roku, by wspomóc jego powrót do władzy w roku 1956. Po drodze – członek Biura Politycznego, sekretarz KC, szef Nadzwyczajnej Komisji do Walki z Nadużyciami i Szkodnictwem Gospodarczym, minister, wicemarszałek sejmu, spec od kadr (a przecież „kadry decydują o wszystkim”, mawiał towarzysz Stalin), spec od partii satelickich, spec od rolnictwa (mimo że nigdy wcześniej nie miał z nim do czynienia). Z początku ustępujący władzą jedynie tercetowi Bierut–Berman–Minc, w ostatnich latach Stalina i pierwszych Chruszczowa odsunięty (najwyraźniej wedle klucza antysemickiego) na boczny tor; jeden z głównych kreatorów przemian 1956 roku, w pierwszym okresie gomułkowskiej małej stabilizacji nieformalna druga osoba w partii, a na koniec – „bankrut polityczny”, tarcza strzelnicza dla moczarowskiej propagandy.
Biograf miał wielkie szczęście, dysponując w większości niepublikowanymi dotąd i dość obszernymi (acz niekompletnymi) wspomnieniami swojego bohatera, a także wyczerpującymi relacjami dwóch jego synów. Nawet jednak wobec takich udogodnień, praca, jaką wykonał Szumiło, jest imponująca. Książka jest w niezwykłym wręcz stopniu nasycona informacją, pobraną z trudnej do ogarnięcia liczby źródeł: instytucjonalnych archiwów w Polsce i Rosji, zbiorów prywatnych, relacji wspomnieniowych, publikacji i prasy. Sprawia to, że życie Zambrowskiego możemy śledzić niemal – z delikatną tylko przesadą – tydzień po tygodniu. Zupełnie dygresyjnie warto wspomnieć, że autor, koncentrując się na polityce, nie pominął tematu osobistego charakteru i prywatnego życia Zambrowskiego, co bardzo cieszy (wątek ten był zupełnie nieobecny chociażby w wydanej kilka lat temu biografii Jakuba Bermana autorstwa Anny Sobór-Świderskiej).
Mirosław Szumiło postawił sobie zatem za zadanie pieczołowite zrekonstruowanie biografii swojego bohatera – i w tej kategorii odniósł sukces wart najwyższej oceny w każdej skali. Po lekturze tego dzieła czytelnik może – jak mi się wydaje – twierdzić, że Romana Zambrowskiego poznał. Portret, który wyłania się z tej rekonstrukcji, jest przy tym bardzo interesujący. Jest to wizerunek polityka o autentycznych zdolnościach, rzutkiego i zręcznego, świetnie radzącego sobie szczególnie na polu organizacji coraz bardziej rozgałęziającego się aparatu partyjnego. Można domniemywać, że należałby on do tych działaczy PZPR, którzy byliby w stanie zrobić niemałą karierę również w innych, bardziej demokratycznych warunkach (sztandarowym przykładem jest Józef Cyrankiewicz, aczkolwiek trzeba pamiętać, że przed 1939 rokiem przeszedł on zupełnie inną socjalizację polityczną niż KPP-owcy). Tym samym książka ta stanowi swego rodzaju świadectwo, że komunistyczny dobór kadr nie opierał się tylko i wyłącznie na negatywnej selekcji – iż raczej logika systemu sprawiała, że działania osobiście kompetentnych i zdolnych jednostek kończyły się fatalnie [1]. Jednocześnie portret ten, to portret komunisty wierzącego, przez dekady przekonanego co do słuszności idei i praktyki, który jeszcze w latach 60. wierzył w wyższość kolektywizacji rolnictwa – aczkolwiek potrafił z biegiem lat zrewidować pewną część swoich przekonań. Ustalenia Szumiły wiele mówią o osobie, która całe swoje życie poświęciła nie tylko ideologii, lecz także organizacji partyjnej – i tym samym przypominają, że dla tego pokolenia stwierdzenie „partia jest wszystkim” nie było retorycznym wybiegiem, ale nierzadko centralnym punktem tożsamości.
Mirosławowi Szumile udało się również zachować wyważone proporcje między bohaterem a jego czasami. Narracja cały czas zakotwiczona jest wokół Zambrowskiego i nie odpływa w stronę wykładu ogólnej historii Polski. Ukazując postać swojego bohatera, autor pragnął jednocześnie przedstawić portret szerszej zbiorowości, jaką była elita sprawująca władzę w Polsce po 1944 roku. Czytelnik dowie się zatem dużo o tym, jak kształtowała się partyjna dialektyka nieustannej krytyki i samokrytyki; kto i kiedy trafiał na polityczny świecznik Polski Ludowej; jak wyglądał proces tworzenia i krzepnięcia powojennego aparatu władzy; jakie zakulisowe działania polityczne towarzyszyły przejściu od „kontrolowanej” odwilży do Października 1956 (gdzie zresztą Zambrowski odegrał jedną z kluczowych ról). Autor zwraca uwagę również na choćby tak interesujące zjawisko, jak masowe „donoszenie” polskich działaczy na siebie nawzajem do przedstawicieli radzieckiego aparatu władzy, a także na to, jak w 1968 roku rodziły się machinacje w celu powiązania studenckich protestów z intrygami „politycznych bankrutów”.
Ta drobiazgowość, która czyni biografię Romana Zambrowskiego absolutnie podstawowym źródłem dla wszystkich przyszłych badaczy komunizmu w Polsce, ma jednak drugą – już nie tak pozytywną – stronę.
O pogłębienie znajomości problematyki wśród mas
Formułę, jaką nadał swojej książce Szumiło, streścić można bowiem: specjalista pisze dla specjalistów. Bardzo łatwo dostrzeżemy założenie autora, że pewnych procesów czy mechanizmów czytelnikowi wyjaśniać nie musi. Przez karty biografii Zambrowskiego przewijają się epokowe fenomeny: likwidacja Komunistycznej Partii Polski; śmierć prawie całych rodzin polskich komunistów w Holocauście [2]; zinstytucjonalizowana paranoja stalinizmu, której ofiarą równie dobrze mógł zostać Emil Fieldorf, co László Rajk; dylematy postalinowskiej odwilży; zmierzch kapepowskiego pokolenia w latach 60. Autor – można to założyć w ciemno – wie o nich ogromnie dużo; niestety, zbyt często przydeptuje chyba gardło własnej pieśni, tam gdzie otwiera się najszersze pole do popisu.
Jego wywód wydaje się najpełniejszy w początkowych fragmentach, przy refleksji na temat najmłodszych lat Zambrowskiego. Autor nie tylko opisuje, jak wyglądała droga kilkunastoletniego, chorowitego i ubogiego chłopaka do Związku Młodzieży Komunistycznej oraz Komunistycznej Partii Polski. Podejmuje również próbę rzucenia tych jednostkowych losów na uogólnioną refleksję nad tym, jakie czynniki odgrywały w latach 20. i 30. XX w. najważniejszą rolę w przyciąganiu młodych ludzi do subwersywnej działalności w imię rewolucji proletariackiej. Działalności, która wiązała się z odrzuceniem dużej części dotychczasowej tożsamości, wyrzeczeniem się pełnego decydowania o własnym życiu i oddaniem się w ręce partii w zamian za – jak to ujął Józef Mützenmacher vel Jan Alfred Reguła – „godność stania się kółkiem w wielkiej maszynie, mającej przebudować świat” [3]. Szumiło w niezwykle interesujący sposób przedstawia splot różnych motywacji – od protestu wobec osobistej deprywacji materialnej, przez odruchy moralne i fascynację intelektualną albo wpływ innych osób, po dylematy żydowskiej dyskryminacji i emancypacji. Ten fragment książki to pogłębiona refleksja najwyżej klasy.
Tym bardziej szkoda więc, że to zacięcie jakby rozmyło się w dalszym ciągu wywodu. Szczególnie okres powojenny jawi się w tej narracji jako łańcuch nazwisk, instytucji, miejsc, plenów i narad, w których gąszcz autor rzuca czytelnika niemal bez spadochronu. Ktoś, kto szuka informacji choćby o tym, kogo tak naprawdę – poza kilkoma sztandarowymi postaciami – zaliczano do puławian i natolińczyków, poczuje się przy książce Szumiły, jak młody KZMP-owiec na pierwszym szkoleniu w Kraju Rad. Z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że osoby, których serce zaczyna bić mocniej na dźwięk nazwiska Jana Trusza albo Mateusza Oksa, stanowią raczej dość ekskluzywne grono. Wiem, gdyż sam do niego należę – i z tego powodu czytałem biografię Zambrowskiego z ogromną przyjemnością, traktując ją jako kolejny, głębszy etap mojej historycznej edukacji. Jednak tych swego rodzaju niedostatków w bardziej syntetycznym ujęciu nie można skwitować stwierdzeniem, że po książkę tę sięgnie tylko i wyłącznie określony typ czytelników, nie ma więc czym się przejmować. Jasne jest, że Szumiło pisał tę biografię, zakładając, że jej wyobrażonemu odbiorcy nie trzeba wyjaśniać, czym był stalinizm. Może jednak próba bardziej uogólnionej refleksji na temat znaczenia rozprawy z Gomułką i „odchyleniem prawicowo-nacjonalistycznym” dla całości systemu, w którym zanurzony był Zambrowski, byłaby interesującym wyzwaniem?
W pewnym momencie zacząłem rozglądać się bowiem właśnie za próbami głębszej interpretacji działań, w których autor bardziej zagłębiłby się w próbie interpretacji działań Zambrowskiego oraz innych przedstawicieli jego formacji. Brakuje próby choćby rozszerzonego – acz oczywiście dygresyjnego w charakterze – spojrzenia na to, jak na mentalność i charakter działaczy komunistycznych musiało wpłynąć wymordowanie prawie całego kierownictwa KPP przez NKWD w latach 30. Refleksja na ten temat wydaje się na miejscu, nawet jeśli – jak zauważa Szumiło – nie mamy żadnych źródeł, które powiedziałyby nam, jak na to traumatyczne wydarzenie zareagował sam Zambrowski. Chętnie poznałbym też pogląd autora na to, co uważa on za główny powód tak brutalnej rozprawy z polskimi komunistami. Wystarczyłby zapewne akapit lub dwa, nie więcej – bez uciekania, rzecz jasna, w dywagacje godne kolejnych kilku książek. Opisując powojennych proceder informowania towarzyszy radzieckich o sytuacji w obrębie polskiego kierownictwa, można było się pokusić o refleksję na temat motywacji takich działań – od prostego serwilizmu po prowadzenie własnych taktycznych gierek, z czynnikami radzieckimi w roli odpowiedniego nastrojonego instrumentu. Jeśli tak wiele miejsca poświęcono personaliom wspomnianych puławian i natolińczyków – warto może było trochę rozwinąć namysł nad naturą tego podziału.
I jedno z najważniejszych chyba pytań: dlaczego i kiedy dokonała się w Zambrowskim przemiana z człowieka, który robił stalinizm – w człowieka, który robił Październik? Czy w ogóle jakakolwiek przemiana tu nastąpiła, czy była to raczej taktyczna (aczkolwiek nie zupełnie cyniczna) gra obliczona na utrzymanie się przy władzy? Szumiło zdaje się przychylać raczej do tej ostatniej interpretacji, do pewnego stopnia polemizując z legendą Zambrowskiego jako naczelnego partyjnego liberała – choć podkreślając przy tym, że niezależnie od osobistych motywacji, był on głównym koordynatorem „frakcji” proreformatorskiej. Co wreszcie sprawiło, że w 1963 roku tak zahartowany działacz złożył dymisję z najwyższych władz partyjnych i wystąpił z poważną krytyką polityki Władysława Gomułki? Autor, wnikliwie rekonstruując kulisy tego przełomowego momentu, zadaje to pytanie wprost, ale można odnieść wrażenie, że uchyla się od odpowiedzi.
Przezwyciężyć odchylenie faktograficzne
Mirosław Szumiło stworzył więc dzieło, które zelektryzuje każdego historyka i fascynata tematu, dostarczając długich godzin przyjemności oraz końcowej satysfakcji. Książkę, która będzie w swojej dziedzinie pozycją klasyczną – i która niestety okazać się może nie do przebrnięcia dla kogoś, kto swoją przygodę z tą tematyką rozpoczyna. Autor, odpowiadając na pytania – kto, gdzie, kiedy – gubi jakby kwestię wytłumaczenia „dlaczego” oraz co właściwie z tego wynika.
Oczywiście, powie ktoś, skoro sam przyznaję na wstępie, że nie ma szans, by Zambrowski stał się bohaterem zbiorowej wyobraźni, to po co się tym zamartwiać? To prawda – tacy jak on będą fascynować przede wszystkim takich jak ja, historycznych nerdów, dla których nie ma już żadnej nadziei. Ta uwaga nie ma jednak zastosowania do formacji, która Zambrowskiego ukształtowała, do której należał przez całe swoje świadome życie i wobec której pod koniec życia się rozczarował, choć nie na tyle – jak mówił Teresie Torańskiej Stefan Staszewski – by powiedzieć sobie: „Nie jestem już komunistą” [4]. Doświadczenie tej formacji, jej motywacje i nadzieje u zarania – oraz nieprawości, kłamstwa i rozgoryczenie u kresu, to niepomijalny element losu Polaków w XX w. Polskich Polaków, polskich Żydów, polskich Ukraińców. Warszawski murarz Wiktor Kłosiewicz, lubelski spółdzielca Bolesław Bierut, córka fabrykanta Maria Eiger-Kamińska, poleski chłop Stanisław Radkiewicz – to nie są dziś postaci godne pomników, ale w niczym nie unieważnia to ich znaczenia. Publikacja Szumiły daje wgląd nie tylko w biografię Zambrowskiego, lecz także całej tej zbiorowości. Są jednak ważne momenty, w których zatrzymuje się ona jakby przed kolejnym krokiem w głąb, uczynionym nie przez zacytowanie kolejnego dokumentu – lecz zaproponowanie własnego, śmiałego wyjaśnienia.
Prawda też, że bardzo trudno byłoby stworzyć narrację, która w idealnych proporcjach złączyłaby te dwa wymiary. Bardziej prawdopodobne byłoby, że stałaby się ona powierzchowna – albo w którymś momencie pękłaby na dwoje. Każdy autor zapewne zawsze musi dokonać wyboru, którą nogę, faktograficzną czy interpretacyjną, dociąży bardziej. Takie książki jak „Roman Zambrowski 1909–1977” również są potrzebne. Zdaję sobie sprawę, że średnio realistyczne jest oczekiwanie, iż pogłębiona interpretacja odbyłaby się bez szkody dla owej niezwykle sumiennej szczegółowości, która stanowi o największej sile publikacji Mirosława Szumiły. Wiadomo również, że takie pogłębienie kontekstu niesie ze sobą ryzyko zamazanie obrazu bohatera. Nie mam więc gotowej propozycji, jak tych niebezpieczeństw można było uniknąć. Prawdziwy sukces historyk odniesie chyba jednak wtedy, gdy uda mu się optymalnie wyważyć te proporcje, eseistykę zdyscyplinować w pewnych empirycznych ramach, a idiografię upoetycznić eseistyką. Gdyby to się udało w tym przypadku, biografia Zambrowskiego miałaby wielkie szanse stać się nie tylko Źródłem, lecz także Opowieścią. Co nie zmienia faktu, że to i tak świetna, pod wieloma względami absolutnie wzorowa książka.
Książka
Mirosław Szumiło, „Roman Zambrowski 1909-1977. Studium z dziejów elity komunistycznej w Polsce.”, IPN, Warszawa 2014.
Przypisy:
[1] Aczkolwiek nikogo nie można rozgrzeszać z wprowadzenia na szczyty władzy miernot, które nigdy powinny tam trafić, by wymienić choćby Hilarego Chełchowskiego, Kazimierza Witaszewskiego czy Jana Szydlaka.
[2] Syn jednego z nich podzielił się ze mną refleksją, wedle której tacy, jak jego ojciec, wracając z armią Berlinga na ziemie polskie, czuć się mogli jak emigranci w obcym kraju – bo całość ich życia niezwiązanego z Partią przepadła w Zagładzie. Wydaje mi się to ważnym tropem interpretacyjnym ich powojennych postaw.
[3] Jan Alfred Reguła, „Historia Komunistycznej Partii Polski w świetle faktów i dokumentów”, Toruń 1994, str. 86. Poplątane losy Mützenmachera/Reguły, który z żołnierza polskiej rewolucji przedzierzgnął się w jej najostrzejszego przedwojennego demaskatora to zresztą gotowy materiał na filmowy scenariusz – który pewnie nigdy nie powstanie. Podobnie jak miniserial o Gomułce.
[4] Rozmowa ze Stefanem Staszewskim, Teresa Torańska, „Oni”, Warszawa 2004, str. 149.