„Naturalne”, „pozbawione chemii”, „tradycyjne” – to typowe sformułowania właściwe dla medycyny alternatywnej. Kojarzą się z tym, co dobre dla zdrowia, zaś kolorowe czasopisma czy programy rozrywkowe jeszcze to wrażenie potęgują, legitymizując przy okazji niekonwencjonalne metody leczenia. Jeśli – kierując się mylnie pojmowaną zasadą obiektywizmu – dziennikarz do programu telewizyjnego zaprasza bioenergoterapeutę lub wróżkę, a obok nich lekarza, można odnieść wrażenie, że stanowiska reprezentowane przez te dwie osoby są właściwie równoważne.

Ja sam jestem oczywiście zwolennikiem medycyny opartej na dowodach naukowych. Z drugiej strony wydaje mi się, że wiele opowieści na temat skuteczności medycyny alternatywnej brzmi wiarygodnie. Pewne metody niewątpliwie przynoszą niekiedy pożądane rezultaty, bo jak inaczej wytłumaczyć ich niezmienną popularność? Oczywiście, niekiedy wywołują one jedynie efekt placebo, ale coraz lepiej rozumiemy biologiczne podłoże tego efektu i wiemy, że może on być ważnym elementem leczenia. Sam rytuał przyjmowania jakiegoś środka leczniczego – zaparzania ziołowej herbaty, wcierania maści czy przygotowywania inhalacji – może subiektywnie poprawiać nasze samopoczucie, a to z kolei przyspieszyć proces zdrowienia czy zwiększyć odporność organizmu. Psychoimmunologia jest młodą, ale rzetelną nauką.

3_Grębecka i Vetulani
Autorka: Marta Zawierucha

Nie powinniśmy więc z góry odrzucać wszelkich zaleceń medycyny alternatywnej, ale należałoby wyławiać z niej to, co sensowne. Tym bardziej, że właściwie cała medycyna zaczynała jako medycyna alternatywna i wiele metod obecnie powszechnie przyjętych początkowo budziło nieufność środowiska lekarskiego. Do dziś nieustannie odkrywane są nowe zastosowania substancji do tej pory uznawanych za skuteczne tylko w określonych chorobach. Całkiem niedawno okazało się na przykład, że znany lek na nadciśnienie, bloker kanałów wapniowych werapamil, ma bardzo dobre działanie w cukrzycy typu pierwszego.

Jeszcze bardziej spektakularny dowód na wzajemne przenikanie się tych dwóch dziedzin to niedawne odkrycie biologicznych podstaw działania akupunktury. Przez całe lata była ona w świecie zachodnim traktowana jako czystej wody szamanizm. Dopiero z czasem odkryto, że farmakologiczne zablokowanie receptorów opioidowych niweluje efekty akupunktury. Tym samym odkryto mechanizm jej działania! Stymulując odpowiednie nerwy (igły muszą być wbijane w określone miejsca, ale nie mają one nic wspólnego z „południkami mocy” ani innymi hipotetycznymi konstruktami mędrców chińskich czy rodzimych bioterapeutów), pobudzamy wydzielanie endorfin, poprawiających nastrój i redukujących odczuwanie bólu. Po znalezieniu neurobiologicznego podłoża starej techniki leczniczej wcześniej uznawanej za szamanizm, może stać się ona w pewnym sensie częścią medycyny konwencjonalnej.

Powinniśmy nie odrzucać z góry wszelkich zaleceń medycyny alternatywnej, ale wyławiać z niej to, co sensowne. Tym bardziej, że właściwie cała medycyna zaczynała jako medycyna alternatywna. | Jerzy Vetulani

Podobnie było z psychoterapią. Dziś to akceptowana metoda leczenia, której podłoże neurobiologiczne zostało dobrze rozpracowane, lecz niegdyś była uznawana za szarlatanerię. Zresztą ludzie korzystający obecnie z usług medycyny alternatywnej są w pewnym sensie podobni do tych, którzy korzystali z porad doktora Freuda. To często zamożne środowiska nowego mieszczaństwa, zwykle dobrze wykształcone i – co w czasach Freuda nie miało znaczenia – przejawiające negatywne nastawienie do wielkich korporacji farmaceutycznych.

Inną grupę stanowią ludzie, którzy u znachora czy wiejskiej szamanki szukają porady. Lekarz, zwłaszcza państwowej służby zdrowia, ma do pacjenta stosunek zupełnie inny od wspomnianych rodzajów uzdrowicieli. W Polsce lekarz pierwszego kontaktu, jeśli ma obsłużyć wszystkich oczekujących, może poświęcić pacjentowi dosłownie kilka minut, z czego co najmniej połowa czasu przypada na wypisywanie recept i uzupełnianie dokumentacji. Wizyta u znachora trwa dłużej, chory spotyka się z większym zrozumieniem i ma wrażenie, że jego choroba została lepiej rozpoznana. Dzięki temu nabiera do uzdrowiciela zaufania.

Lekarz ma leczyć pacjenta, a nie chorobę albo wyniki badań laboratoryjnych. Powinien więc podchodzić do pacjenta z empatią, a ich relacja musi się opierać na zaufaniu. Tylko wówczas medyk będzie w stanie nie tylko odpowiednio dobrać terapię, ale także odwieść pacjenta od stosowania środków niekonwencjonalnych, które mogą mu zaszkodzić. Problem w tym, że wielu pacjentów bezkrytycznie wierzy dziś we wszystkie, nawet najbardziej absurdalne terapie, na które natrafi chociażby na stronach internetowych, takie jak irydologia, hydrokolonoterapia i wiele innych. Jeśli ta tendencja się utrzyma, postępujące przeludnienie świata z czasem może być coraz mniejszym problemem.