Wiesz? Posiedźmy sobie dzisiaj w kuchni.
Tam słodkawo biała nafta cuchnie.
– Ostry nóż i duży bochen chleba –
Rozdmuchamy prymus, jeśli trzeba.
Albo lepiej – sznura znajdź mi motek,
Żeby rzeczy spakować.
A potem
Skoro świt pojedźmy na dworzec.
– Tam już nikt nas odnaleźć nie może.
styczeń 1931 r., Leningrad
Мы с тобой на кухне посидим,
Сладко пахнет белый керосин;
Острый нож да хлеба каравай…
Хочешь, примус туго накачай,
А не то веревок собери
Завязать корзину до зари,
Чтобы нам уехать на вокзал,
Где бы нас никто не отыскал.
Январь 1931, ленинград
Nazywano go feniksem. Płonął wielokrotnie, ale zawsze odradzał się z garstki popiołu. „A może był po prostu ptakiem, który nie znosi klatki”, zastanawiała się jego żona, Nadieżda. Osip Mandelsztam żył jednak w klatce i w tej klatce przyszło mu umrzeć. „A przecież poeta jest człowiekiem, po prostu człowiekiem, i winien go spotkać los najpospolitszy, najzwyklejszy, najbardziej charakterystyczny dla kraju i epoki”, pisała Nadieżda w swoich wspomnieniach; sama przyznawała jednak, że poezja w Rosji odgrywa szczególną rolę. Rzeczywiście, Mandelsztam został zesłany za napisanie wiersza o Stalinie. Tym jednym wierszem na pewno musiał niebywale zagrozić pozycji dyktatora…
Osip Mandelsztam to poeta wyjątkowy, jeden z największych poetów języka rosyjskiego, który ten język wzbogacał i „rozsadzał”. Jego fraza jest melodyjna, ale nie przesłodzona. Obrazy wspomnień krzyżują się w nieoczekiwany sposób, ale przy tym łączą się w spójną całość. Swoje przemyślenia dotyczące poezji spisał w słynnym eseju o Dantem. Nie znosił, gdy oddzielano formę od treści – były one dla niego nierozerwalne. Wiersz rodzi się w brzmieniu, a słowo niesie sens. Odwoływał się do tradycji helleńskiej. Na Krymie czuł się jak w domu. Pracował, chodząc i poruszając wargami. Kiedy mieszkali z Nadieżdą w ciężkich warunkach, w jednym pokoju, prosił żonę, by ta „pospała”, a ona zwijała się na łóżku i starała być niewidoczna. Uczyła się jego wierszy na pamięć, dzięki temu przetrwały. Tak samo na pamięć nauczył się ich Jerzy Pomianowski, który natrafił na tomik poezji Mandelsztama w bibliotece lazaretu kopalni w Donbasie. Dzięki temu poeta znów odrodził się jak feniks, tym razem w języku polskim.
Rubrykę prowadzi Alicja Rosé