Z jednej strony, wydawałoby się, że naturalne dla liberałów powinno być dążenie do współtworzenia lewicy – gdzieniegdzie w odniesieniu do osób o postępowych poglądach używana jest nawet zbitka pojęciowa „środowiska lewicowo-liberalne”.

Zbliżenie tych dwóch grup wydaje się tym bardziej racjonalne, że w polskich warunkach liberałowie nie dysponują siłą do stworzenia własnej partii zdolnej przebić się do głównego nurtu. W środowiskach liberalnych i centrolewicowych panuje też zgoda odnośnie szeregu zagadnień kluczowych w budowaniu otwartego społeczeństwa demokratycznego, przyjaznego dla wszystkich obywateli i obywatelek. Środowiska lewicowe są zresztą pod tym względem o wiele bardziej wiarygodnym partnerem od umiarkowanej chadecji, która – co widać na przykładzie Platformy Obywatelskiej – ma skłonność do unikania konfliktów i stosowania rozwiązań połowicznych. Brak zdecydowania w sprawie ustawy o in vitro, sankcjonowanie aborcyjnego „kompromisu”, wewnętrzne spory dotyczące związków partnerskich – to tylko kilka dowodów na odejście PO od swych liberalnych korzeni. Takie decyzje jak mianowanie Michała Kamińskiego szefem Centrum Informacyjnego Rządu oraz przyjęcie Jana Tomaszewskiego do klubu parlamentarnego świadczą, że w najbliższym czasie nie powinniśmy się pod tym względem spodziewać specjalnych zmian.

Z drugiej strony, znaczną część polskich liberałów zniechęca do lewicy – upowszechniona jeszcze na początku lat 90. przez Leszka Balcerowicza i środowisko „gdańskich liberałów” – niechęć wobec rozbudowanej socjalnej aktywności państwa, traktująca dogmatycznie wszystkie wydatki na cele społeczne jako (w najlepszym wypadku) zło konieczne, realizowane w ramach wąsko rozumianej polityki socjalnej. Celem tej polityki ma być nie tylko wsparcie osób potrzebujących, ale także (przede wszystkim) niedopuszczenie do tego, aby pomoc mógł otrzymać ktoś nieuczciwy, leniwy czy nieodpowiedzialny. W tej sytuacji zrozumiały jest również opór wobec współpracy z osobami określającymi siebie mianem „liberałów”, jaki można dostrzec w środowiskach lewicowych.

Nasuwa się jednak pytanie czy jest obecnie środowisko polityczne o którym można powiedzieć, że reprezentuje postulaty liberalne – a jeśli nie, czy istnieją szanse na stworzenie realnej siły o charakterze liberalnym?

Przez kilka lat taką formacją mogła wydawać się Platforma Obywatelska. Ze wspomnianych wyżej powodów nie jest to jednak partia wiarygodna w roli rzecznika przekonań liberalnych wyborców. Można, oczywiście, nadal wierzyć w sens wspierania „lewego skrzydła” Platformy. Na dłuższą metę nie jest to jednak odpowiedź na zasadniczy problem, jakim jest brak nowoczesnej centrolewicowej formacji. Formacji na czele której nie będą stać politycy o poglądach trudnych do rozróżnienia i która będzie cechować się większą stabilnością niż partie tworzone wokół charyzmatycznego lidera – nastawione na szybki sukces i nie radzące sobie z pierwszymi porażkami.

Można, oczywiście, nadal wierzyć w sens wspierania „lewego skrzydła” Platformy. Na dłuższą metę nie jest to jednak odpowiedź na zasadniczy problem, jakim jest brak nowoczesnej centrolewicowej formacji. | Michał Żakowski

Czy w takiej formacji znajdzie się miejsce dla liberałów? Nie mam wątpliwości, że istnieje cała lista tematów dotąd nieporuszanych lub też ocenianych z perspektywy wolnorynkowego czy konserwatywnego dogmatyzmu, które mogą zbliżyć do siebie środowiska lewicowe i liberalne.

Czy podwyżka wynagrodzenia minimalnego musi być traktowana w najlepszym wypadku jak zło konieczne? Czy korzystanie z wolności nie wymaga zaspokojenia pewnych podstawowych potrzeb i czy obowiązkiem państwa dbającego o wolność nie powinno być wsparcie obywateli i obywatelek w sytuacji, gdy mają problemy? Czy orientacja seksualna, płeć lub niechęć do zawarcia małżeństwa może być powodem systemowej dyskryminacji? Czy pomoc społeczna musi być oparta na kryterium dochodowym, czy też powinno się w niej stosować bardziej elastyczne rozwiązania – włącznie z dopuszczeniem do dyskusji tematu dochodu podstawowego? Czy jesteśmy w stanie wprowadzić sprawnie działający system dialogu społecznego w sferze pracy, dzięki któremu większość konfliktów będzie kończyć się na poziomie zakładowym? Czy właściwą reakcją na problem, jakim jest niewielki odsetek osób z ubogich rodzin wśród studentów publicznych uczelni oraz nadreprezentacja tychże na uczelniach prywatnych, jest wprowadzenie odpłatności za studia, czy też są nią inwestycje w poprawę jakości nauczania w tzw. „gorszych” szkołach podstawowych, gimnazjach, szkołach średnich?

Na te i wiele podobnych pytań musimy sobie odpowiedzieć. W moim przekonaniu do dobrego ich rozwiązania może przyczynić się sposób myślenia, który określamy instynktownie jako „lewicowy”. Aby jednak tematy te zaistniały w dyskursie publicznym w sposób sensowny, potrzebna jest ideologiczna formacja zdolna do zarysowania odważnego programu – łączącego w sobie zainteresowanie wymienionymi wyżej problemami ze zdecydowanie wolnościowym światopoglądem w tzw. sferze obyczajowej.

Promowanie liberalnych wartości światopoglądowych musi iść jednak w parze z ofertą dla społeczności małych poprzemysłowych miasteczek i innych środowisk wymagających szybkiej modernizacji. Rozumieją to chociażby organizacje feministyczne, wychodzące ze swoją ofertą do kobiet z mniejszych ośrodków (bardzo dobrze widać to chociażby w ruchu zawiązanym wokół Kongresu Kobiet). Podobnie muszą działać inne środowiska odwołujące się do liberalnych wartości. Praca oddolna, w mniejszych ośrodkach, to podstawa do stworzenia zwartego politycznego środowiska. Odgórne jednoczenie kanapowych środowisk lewicowych i liberalnych, proponowane chociażby przez Jana Hartmana, to działanie skierowane do osób już przekonanych.

Promowanie liberalnych wartości światopoglądowych musi iść w parze z ofertą dla społeczności małych poprzemysłowych miasteczek i innych środowisk wymagających szybkiej modernizacji. | Michał Żakowski

Na przykładzie środowisk feministycznych widać, że można liberalne idee promować w sposób nienachalny, ale skuteczny. W potocznym odbiorze feminizm wciąż kojarzy się z grupą starszych pań z uniwersytetów i rachitycznych organizacji. Nic bardziej mylnego – poza Kongresem Kobiet na poziomie lokalnym działają dziesiątki inicjatyw. Do mniejszych miejscowości wychodzi chociażby Fundacja Feminoteka (prowadząca warsztaty szkolne w ramach kampanii „Dziewczyny mierzą wysoko”, jak również warsztaty antydyskryminacyjne i WenDo) czy Hollaback! Polska – organizacja skupiona na walce z molestowaniem w przestrzeni publicznej. Dowodem rosnącej aktywności tego typu organizacji jest także liczba miast, w których odbywa się doroczna akcja protestu przeciwko przemocy wobec kobiet „One Billion Rising”. W tym roku organizowana jest ona – często przez niewielkie, lokalne organizacje – w 45 miejscowościach. O takim zasięgu może na razie jedynie marzyć wiele środowisk działających na rzecz praw człowieka, praw obywatelskich czy innych kwestii związanych z budową społeczeństwa demokratycznego.

Jeżeli inne środowiska znajdą swój sposób na dotarcie do mniejszych miejscowości, doprowadzi to do uformowania szerokiej bazy społecznej, na której mogą budować swoją siłę partie centrolewicowe. Wsparcie dla powstania tego rodzaju środowiska leży w interesie nie tylko lewicy, ale i liberałów. Istotne jest jednak nakreślenie wizji liberalizmu wolnego od tego, co określane jest jako „neoliberalizm” – wiary w bezwzględny prymat rozwiązań rynkowych i wyboru ideału państwa-minimum jako najlepszego gwaranta wolności.