Pierwszym filmem opublikowanym w założonym 14 lutego 2005 r. serwisie był 19-sekundowy „Me at the Zoo”. Nagrał go Jawed Karim. Młody chłopak stoi przed klatką ze słoniami i opowiada o długości ich trąb. Banalna fraza z ogrodu zoologicznego w San Diego – „The cool thing about these guys is that, is that they have really, really, really long, um, trunks, and thatʾs, thatʾs cool” – niespodziewanie stała się jednym z haseł rewolucji cyfrowej.

Hasło: Broadcast Yourself!

Ojcami Youtube’a są Chad Hurley, Steve Chen i Jawed Karim. Pierwotnie myśleli o założeniu prostej w obsłudze platformy do dzielenia się amatorskimi nagraniami. Przypadkiem stworzyli królestwo kupione w 2006 r. przez imperium Google za kwotę 1,65 mld dolarów.

Youtube to trzecia – po wyszukiwarce Google i Facebooku – najczęściej odwiedzana witryna internetowa na świecie. | Błażej Popławski

W 2006 r. tygodnik „The Time” uznał Youtube’a za „Człowieka Roku”. Antropomorfizacja serwisu – językowo koszmarna – okazała się w pełni uzasadniona. Gdyby zsumować wszystkie materiały oglądane przez wszystkich użytkowników serwisu w jednym tylko miesiącu, okazałoby się, że Youtube dostarcza (a może zabiera) cztery miliardy godzin rozrywki. Co minutę na serwis ładowane są filmiki o łącznej długości 300 godzin. Youtube to trzecia – po wyszukiwarce Google i Facebooku – najczęściej odwiedzana witryna internetowa na świecie. Według statystyk z zeszłego roku, serwis ma ponad 800 mln unikalnych użytkowników miesięcznie. Filmów dostępnych w Youtube jest tak wiele, że firma nie ma możliwości usuwać z niego na bieżąco materiałów publikowanych przez terrorystów – tłumaczyła niedawno Verity Harding rzecznik firmy w Parlamencie Europejskim.

Grono indywidualnych użytkowników i video-celebrytów zasiliły rzesze firm szukających w serwisie nowego narzędzia komunikacji z klientami. W 2007 r. współpracę z Youtube rozpoczęło NBC i CNN, a w 2010 r. – po wdrożeniu przez serwis rok wcześniej restrykcyjnej polityki antypirackiej – Paramount, Disney, Sony i Warner Bros. Serwis błyskawicznie przekształcił się z medium „garażowego” w cenioną na całym świecie platformę wymiany informacji oraz w narzędzie marketingu – także politycznego.

Demokratyczne klikanie

Iwan Krastew w błyskotliwym eseju „Demokracja nieufnych” pokazuje proces delegitymizacji instytucji demokracji parlamentarnej na skutek rewolucji cyfrowej. Jego zdaniem, w sieci wspólnoty polityczne utraciły swoją wyjątkową pozycję na rzecz innego rodzaju grup społecznych. „Łączność to nie to samo, co wspólnota” – pisze Krastew. Bułgarski politolog ma zapewne rację. Rzeczywistość wirtualna zmienia więzi społeczne, nadając im nowe formy i znaczenia. Czy proces ten musi jednak oznaczać polityczne „odrefleksyjnienie” tych relacji?

Rewolucje XXI w. – Arabskie Przebudzenie, Euromajdan czy obalenie Blaiseʾa Compaoré w Burkina Faso – potwierdziły, że Youtube to doskonały instrument mobilizowania mas. Cyberprzestrzeń – jak pisze Manuel Castells w książce „Sieci oburzenia i nadziei. Ruchy społeczne w erze internetu” – dawała rozpolitykowanym tłumom poczucie autonomii i ułatwiała gospodarkę emocjami, przekuwanie strachu w przekonanie o własnej sile. Manifestacje, które doprowadziły do obalenia autorytarnych reżimów były dokładnie relacjonowane w sieci przez opozycjonistów. Zachęcano w ten sposób do udziału w protestach, odczarowując zarazem rzeczywistość z mediów kontrolowanych przez władze.

Wielu polityków traktuje Youtube jako jedno z podstawowych narzędzi umożliwiających dotarcie z programem do swojego elektoratu. Do serwisu trafiają wystąpienia Baracka Obamy i homilie papieża Franciszka. | Błażej Popławski

Ale „demokracja klikająca” – żeby posłużyć się zwrotem Krastewa – to nie tylko aktywizacja opozycji. W serwisie transmitowano także takie wydarzenia jak debaty kandydatów na prezydenta USA czy beatyfikację Jana Pawła II. Wielu polityków traktuje Youtube’a jako jedno z podstawowych narzędzi umożliwiających dotarcie z programem do swojego elektoratu. Do serwisu trafiają wystąpienia Baracka Obamy i homilie papieża Franciszka. Oficjalny kanał Białego Domu ma obecnie ponad pół miliona, a Watykanu – ponad 100 tys. subskrybentów.

Wiarygodnych badań nad skalą oddziaływania społecznego Youtube’a nie powstało dotychczas zbyt wiele. W wydanej przed kilkoma miesiącami w książce „The Impact of Youtube on U.S. Politics” Lachrystal D. Ricke przekonuje o silnym wpływie serwisu na postawy polityczne Amerykanów – zwłaszcza osób w wieku 18–29 lat, oddających swe głosy w wyborach prezydenckich w USA. Analizując kilka kampanii wyborczych, potwierdza ona zależność między aktywnością polityków w serwisach typu Facebook czy Youtube a zwycięstwem wyborczym.

4324854984_9ee962e3a2
Tego obrazka nie lubi żaden użytkownik YT…

 

Do zbliżonych wniosków doszli autorzy „MySpace, YouTube, and the Future of American Politics” – Morley Winograd oraz Michael D. Hais. Według nich, media takie jak Youtube mają, w porównaniu z tradycyjnymi środkami przekazu, większy potencjał docierania do elektoratu, którego znaczenie rośnie w USA z roku na rok. Chodzi o non-WASP (czyli nie White Anglo-Saxon Protestant). W erze globalizacji walka o rząd dusz migrantów z Meksyku czy Afroamerykanów przenosi się coraz wyraźniej w przestrzeń wirtualną.

Co się ogląda?

Gusty internautów są jednoznaczne. Najwięcej odsłon mają powstałe po 2010 r. teledyski ze współczesną muzyką popową. Króluje singiel „Gangnam style” południowokoreańskiego artysty Psy. Arcydzieło trafiło do sieci w lipcu 2012 r. Jeszcze w tym samym roku film ten jako pierwszy w historii Youtube’a osiągnął miliard wyświetleń. Przez następne półtorej roku obejrzał go kolejny miliard osób. Dziś na liczniku „Gangnam style” figuruje przyprawiająca o zawrót głowy liczba 2,238 mld odsłon. Większych szans na dogonienie go nie ma drugi na liście wszechczasów utwór „Baby” Justina Biebera. Trawestując Ozzyʾego Osbourneʾa, spytać można: „Who the F*** is Justin Bieber?”.

Cóż, de gustibus non est disputandum. W serwisie Youtube króluje kultura masowa: Psy, Justin Bieber, Katy Perry, Jennifer Lopez, Shakira, Eminem, LMFAO. Filmiki z pierwszej dziesiątki najpopularniejszych w dziejach serwisu uzyskały w sumie już ponad 10 mld odsłon. Na pocieszenie dodać jednak należy, że do rankingu tego szturmem dostał się jeden materiał niebędący muzyczną kreacją. Jeśli ktoś dotychczas nie widział „Charlie Bit My Finger”, polecam poświęcić 55 sekund i pozachwycać się skalą autodestrukcji i kanibalizmu – znanych patologii życia niemowlęcego.

Z filmem o młodocianych pseudoludożercach wiąże się jeszcze jedna warta refleksji anegdota. Rodzice Harryʾego i Charliego dzięki krótkiemu nagraniu zarobili ponad pół miliona dolarów. Zysk finansowy na Youtube’ie wiąże się z liczbą odsłon, ale także z długością reklam towarzyszących filmikom oraz treścią indywidualnych umów. Proste przeliczanie liczby odsłon na złotówki nie ma więc sensu. Choć szacować można. I tak Sylwester Wardęga na filmiku „Mutant Giant Spider Dog” – polskim hicie Youtube’a zeszłego roku (131 mln odsłon) – zarobić miał ponoć około milion złotych.

W świecie smartfonów i przenośnych kamerek nie zapominajmy zatem, by rejestrować każdy ruch skrzydeł motyla lecącego obok nas. Trzepot jego skrzydeł może wywołać nie tylko tsunami, ale zagwarantować też sukces medialny i spore zyski – czego wszystkim użytkownikom serwisu Youtube życzę z całego serca.