Szanowni Państwo,

„Obiecał pan powrót młodych Polaków do domu, ale sam stał się pan najnowszym polskim emigrantem” – tak „ciepłymi” słowami zwrócił się niedawno w Parlamencie Europejskim do Donalda Tuska przywódca brytyjskich eurosceptyków. Formalnie rzecz biorąc, Nigel Farage miał rację. Tusk dołączył przecież do grupy 1,4 mln Polaków (dane GUS), które od 2002 r. opuściły kraj, by mieszkać za granicą.

Wyjazd byłego premiera komentowano na różne sposoby: od wygórowanych ambicji polityka, aż po cele zarobkowe. Czasem jednak przebąkiwano o tym, że nawet Tusk miał już po prostu dość polskiego życia politycznego. Czy jednak nie byłaby to ucieczka z deszczu pod rynnę?

W końcu znawcy demokracji twierdzą, że problem nie dotyczy tylko Polski. Politolog Iwan Krastew zwraca uwagę, że w dzisiejszej demokracji można utrzymać władzę, pozostając absolutnie miernym przywódcą. Stawka wyborów staje się zbyt niska, by mogły one serio zainteresować obywateli. Złożoność społecznych i gospodarczych problemów wydaje się trudna do zrozumienia nie tylko dla wyborców, ale i dla lwiej części polityków. Polityka stopniowo odrywa się od codziennych problemów zwykłych ludzi.

Brak prostych rozwiązań nie oznacza jednak, że nie można zaoferować czegoś w zamian. W Polsce to na przykład radykalizacja języka codziennej politycznej komunikacji. W pogoni za silnymi wrażeniami – co wymuszają 24-godzinne media newsowe i portale informacyjne – zamiast argumentów, co rusz pojawiają się insynuacje. Pojedynek na pomysły zastępuje walka na slogany i mruganie okiem. Widać to na przykładzie kampanii prezydenckiej. Zamiast debaty o propozycjach dla Polaków, rozmowa poświęcona jest – w najlepszym wypadku – mniej lub bardziej udanej warstwie estetycznej konwencji wyborczych.

Nasz dzisiejszy rozmówca Robert Mazurek, znany z satyrycznej rubryki „Z życia koalicji, z życia opozycji” i ciętych wywiadów najpierw dla „Dziennika”, a teraz między innymi dla „Rzeczpospolitej”, nie raz bezlitośnie pokazywał słabość polskich polityków. Zapewne część czytelników pamięta choćby, jak nakłonił posłankę Platformy Obywatelskiej Ligię Krajewską do ostrej krytyki… programu własnej partii. Biedna posłanka sądziła, że krytykuje PiS.

Co ciekawe, Robert Mazurek za stan debaty publicznej wini swoich równolatków. „Młode pokolenie, patrząc na naszą bezradność, nie buntuje się, bo widzi, że nie ma szans” – mówi dziennikarz. Następnie zaś młodzi wyjeżdżają z kraju – do miejsc, gdzie żyje się wygodniej i ma się więcej spokoju.

Czy to jednak nie nazbyt pośpieszne posypywanie głowy popiołem? Warto zastanowić się, czy pokolenie Mazurka rzeczywiście do tego stopnia władało wyobraźnią Polaków, choć to ono nadal w dużej mierze kształtuje obraz Polski.

Zapraszamy do lektury!

Redakcja

 


 

Stopka numeru:

Autorzy koncepcji numeru: Łukasz Pawłowski, Tomasz Sawczuk.

Współpraca: Julian Kania, Thomas Orchowski.

Ilustracje: Anna Krztoń [www.anna.krzton.com].