Bronia nie była wysoka, raczej drobna. Typowa dziewczyna z sąsiedztwa; regularne rysy twarzy, lekko zadarty nos, ładne żywe oczy. Kiedy mężczyzna w bryczesach obcina jej włosy do gołej skóry, zerka w kamerę. Obok stoi jej chłopak, wojenna miłość, Gerhard. Na szyi zawieszono mu tekturową tabliczkę z napisem „zdrajca rasy”; Bronia, robotnica przymusowa III Rzeszy, ma podobną. Jakaś ręka nabazgrała na tekturze: „polska świnia”. Wokół kłębi się grupka rozbawionych dorosłych i dzieci. Śmieją się do kamery. Ale mężczyzna w bryczesach jest poważny. Sypie na głowy skazańców biały proszek, pewnie karbol. Wciska Broni do ręki płonącą gazetę, aby sama podpaliła leżące na ziemi kosymki włosów. Grupa ludzi ze skazańcami i biegającymi wokół dziećmi oddala się.
Stulecie doskonałości
To jeden z filmów archiwalnych, które mogliśmy oglądać na wystawie: „Postęp i higiena” prezentowanej w warszawskiej Zachęcie od listopada 2014 do lutego 2015 r. Czterominutowy film został nakręcony amatorską kamerą na Śląsku w 1941 r. Po wojnie przypadkiem odnaleziono rolkę na strychu jednego z poniemieckich domów. Kuratorka wystawy Anda Rottenberg nie ograniczyła się jednak do najbardziej drastycznego wymiaru nazistowskiej eugeniki z lat II wojny światowej. Zmierzyła się z tym nurtem jako przeszłością, teraźniejszością i przyszłością całej „cywilizacji białego człowieka”. Te trzy wymiary rozpisane zostały na wiele artefaktów; artystycznych instalacji, rzeźb, fotografii, rycin, obrazów i filmów. Część z nich została wypożyczona z muzeów, jak witający zwiedzających anatomiczny model szklanego człowieka, wykonany dla Muzeum Higieny w Dreźnie w 1927 r., czy piękny modernistyczny fotel Gerrita Thomasa Rietvelda, a część została przygotowana specjalnie na ekspozycję – m.in. prace: Mirosława Bałki, Mariny Napruszkinej, Krystyny Piotrowskiej, Joanny Rajkowskiej, Chiharu Schiota, Wadima Zacharowa.
Od metod poznawczych zwiedzający przechodził do praktyk segregacji, stygmatyzacji, sterylizacji, domów rozpłodowych, a wreszcie – do masowych mordów. | Magdalena Gawin
Wystawę otwierała sala poświęcona związkom między sztuką modernistyczną a eugeniczną inżynierią społeczną. Ambitne plany i realizacje przebudowy europejskich miast, technika, racjonalizacja, przemysł, higiena i zdrowie – wszystkie zaklęcia dwóch ostatnich stuleci zostały zaprezentowane językiem dokumentu i rozwinięte przez artystyczną refleksję. Zaprezentowano tu film Hansa Richtera na temat higienicznego budownictwa, ekspresjonistyczne fotosy z „Olimpiady” Leni Riefenstahl czy zdjęcia Aleksandra Rodczenki z parad sportowych w Moskwie. Braterski związek antropologii rasowej i genetyki, przerwany dopiero po wojnie, symbolizowała podświetlona rycina kraniometru do badania czaszek ludzkich, tablica z ludzkimi tęczówkami, błękitnawe zarysy różnych kształtów nosa. Uwagę zwracał akwarelowy portret Cyganki namalowany przez więźniarkę Auschwitz dla dra Josefa Mengele, obiecującego ucznia prof. Otomara Vershuera, najwybitniejszego specjalisty w dziedzinie bliźniactwa przed wojną i szefa katedry genetyki na Uniwersytecie w Munster po wojnie. W gablocie prezentowano zaś jednodniówkę Polskiego Towarzystwa Eugenicznego z lat 30., z jego hymnem, śpiewanym zapewne na jakąś raźną i marszową melodię: „Idziemy naprzód do słońca, do słońca / I wyciągamy swe ręce w przestworza / Do nowej zorzy, co wstaje zza morza, / By godność ludzką umacniać do końca!”. Od metod poznawczych zwiedzający przechodził do praktyk rasowo-eugenicznych z lat międzywojennych i wojennych: segregacji, stygmatyzacji, sterylizacji, domów rozpłodowych (Lebensbornów); a wreszcie – do masowych mordów, m.in. podczas nazistowskiej akcji T4. Ostatnia sekcja odnosiła się wreszcie do współczesnych kontynuacji eugenicznego myślenia i działania: obsesji upiększania ciała (prace Marka Cecuły, Zbigniewa Libery, Michela Najjara), nowych technik reprodukcji i handlu komórkami rozrodczymi (Krystyna Piotrowska), wykluczenia na tle etnicznym i kulturowym (Anna Konik, Mariana Napruszkina, Ahlam Shibli).
W zdrowym ciele – zdrowe dzieje?
Wystawa Andy Rottenberg nie jest pierwszą wystawą poświęconą higienie/eugenice, ale jedną z pierwszych w Europie, która historię eugeniki przełożyła na język sztuki. Jedna z instalacji – szeroko rozpostarta na ścianie ślubna suknia, spod której rozchodzą się plastikowe rurki z krwią – jest w istocie miniwykładem. Biel symbolizuje czystość: pierwsze hasło eugenicznych reformatorów na początku ubiegłego stulecia. Czystość ciała, wolność od nałogów: tytoniu, alkoholu, prostytucji, hazardu, podwójnej moralności i religii. Czystość to także pulsująca pod suknią krew, której nie można skazić chorobą weneryczną przywleczoną z lupanaru, dziedziczną epilepsją, ślepotą i suchotami. Krew to symbol życiodajnej siły i pas transmisyjny, za pomocą którego przekazujemy potomstwu uzdolnienia, talenty i skłonności. Dlatego stara eugenika głosiła, że małżeństwo i decyzje prokreacyjne nie mogą być dłużej pozostawione nieodpowiedzialnym jednostkom, ale powinny być przekazane pod kontrolę zewnętrznej siły, jaką jest nowoczesne państwo. Certyfikaty zdrowia z urzędowym stemplem i podpisem lekarza miały powstrzymać „rozród” alkoholików, gruźlików, głuchych, paralityków, włóczęgów, prostytutek i wariatów. Eugeniczny język przesycony był wiarą w postęp i lękiem przed degeneracją, współczuciem dla chorych i odrazą wobec chorych, deklarowaną pomocą i przemocą, humanitaryzmem i okrucieństwem: „Czy widok ludzi chorych, umysłowo upośledzonych, niedołężnych lub kalek, ludzi nadmiernie otyłych lub szczupłych, budząc w nas litość i współczucie, nie budzi zarazem poczucia wstrętu?” – pytał w 1926 roku profesor Tomasz Janiszewski. Eugenika międzywojenna była silnie sprzężona z wizją postępu społecznego i emancypacji człowieka. Obiecywała rozwiązanie wielu problemów społecznych; likwidację siedlisk wielkomiejskiej nędzy, przepełnionych przytułków i szpitali. Czerpała obficie z liberalnej frazeologii; doktryny użyteczności, odpowiedzialności jednostki i racjonalności. Niemal każdy jej teoretyk czytał w młodości Spencera, Drapera, Buckleya, entuzjazmował się Haecklem, toczył spory o teorie dziedziczenia Weismanna i Darwina. Eugenika nie pojawiła się od razu w formie szowinizmu i nacjonalizmu, ale wyrosła z liberalnego centrum zachodniej kultury. Przesądziło to o niemożności jej przezwyciężenia po tragicznych doświadczeniach II wojny światowej, nawet jeśli związki z niemieckimi uczonymi w wielu europejskich państwach uznano za niebyłe, a całość teorii opatrzono etykietą pseudonauki lub nazistowskich ekscesów. I choć żadna teoria eugeniczna prócz nazistowskiej nie skończyła się komorą gazową, plutonem egzekucyjnym czy zastrzykiem z fenolu, istniało powinowactwo myślenia między różnymi nurtami europejskiej i amerykańskiej higieny rasowej. Znakomitą metaforą oddziaływania eugeniki była prezentowana na wystawie instalacja „Restauracja Statek Filozofów” Wadima Zacharowa: długi stół z białym obrusem, porcelanową zastawą, kieliszkami do wina, pustymi krzesłami czekającymi na gości. Żeby znaleźć się w środku owej restauracji-statku, należało wejść na stół i zostawić ślady swoich brudnych butów na białym obrusie ponad głowami tych, którzy przy nim zasiądą.
Piękniej, zdrowiej, groźniej
Wystawa Andy Rottenberg pozbawiała złudzeń; ten upiorny statek płynie dalej. Eugenika starego typu odwołująca się do instytucji państwa być może nie powróci, ale pragnienie doskonałości, ulepszania, gotowość do selekcji i stygmatyzacji Innego pozostało. Jürgen Habermas w książce „Przyszłość natury ludzkiej” pytał, czy zmierzamy do eugeniki liberalnej. Współcześnie to nie państwo, ale ośrodki rozproszonej władzy: medycznego biznesu, koncernów farmaceutycznych, firm ubezpieczeniowych, kreują, często bez naszej wiedzy, środowisko, w którym eugeniczne wybory stają się rzeczywistością. W nadchodzących czasach ulepszeń genetycznych, technik sztucznej reprodukcji, zmieniającej się definicji początku i końca ludzkiego życia warto sobie zadać pytanie – o cenę postępu. I dobrze, jeśli do zadawania takich pytań skłania sztuka.
Ilustracja:
Anna Baumgart, „Babyfarm”, 2011, fot. z archiwum BWA Olsztyn
Wystawa:
„Postęp i higiena”, kurator: Anda Rottenberg, Zachęta Narodowa Galeria Sztuki, 29 listopada 2014 r. – 15 lutego 2014 r.