Strzelecki_okladka

W 1946 r. Jan Strzelecki, przewodniczący Związku Niezależnej Młodzieży Socjalistycznej [1], opublikował esej „O socjalistycznym humanizmie”, w którym sięgał do doświadczeń pokolenia wojennego i streszczał podstawy swojej etyki i światopoglądu. W tekście pojawiły się typowe dla jego refleksji słowa: braterstwo, odpowiedzialność, godność. Dogmatom marksistów przeciwstawiał myśl socjalistyczną opartą na uniwersalnych wartościach, stwierdzał: „że przeciwnik polityczny jest także człowiekiem i że żadna sprawa nie jest tak świętą, aby uzasadniać pełną autonomię swoistej politycznej moralności” [2].

Te postulaty nie pasowały do momentu dziejowego – komuniści właśnie szykowali się do zdobycia władzy i rozprawy z politycznymi przeciwnikami. Wystąpienie wywołało burzliwą dyskusję i spowodowało ostre ataki na autora, którego wkrótce pozbawiono funkcji przewodniczącego ZNMS i odsunięto na margines życia politycznego. W tym samym czasie oczyszczano z niepożądanych elementów szeregi PPS, mającej się wkrótce połączyć z PPR. I choć sam Strzelecki znalazł się w 1948 r. wśród członków PZPR – i pozostawał w niej do 1979 r. – to nie odgrywał tam żadnej istotnej roli. Starcie z brutalną polityką komunistów wraz z bagażem doświadczeń wojennych naznaczyły jego biografię rezygnacją i zwątpieniem, a jednocześnie wzmocniły przeświadczenie o konieczności obrony podstawowych wartości. Utwierdziły go w przekonaniu, że nie otwarta walka, a jedynie praca u podstaw i polityka dialogu i wywierania od środka nacisku na władze mogą doprowadzić do pożądanych zmian.

Ten powojenny dramat polskiego socjalizmu jest tematem, który niełatwo wpisać w czarno-białą narrację o PRL-u. W zbiorowej pamięci postacie takie jak Strzelecki – działające w nurcie polskiej tradycji pozytywistycznej, nie zaś romantycznej – giną w cieniu coraz silniejszej legendy „żołnierzy wyklętych”. I choć tragizm ich losu trudno porównać z dramatem ofiar stalinizmu, to jednak warto odkurzyć te życiorysy i odmalować ówczesną rzeczywistość bez łatwych osądów i potępień. Tak też zrobiła Magdalena Grochowska w książce „Jan Strzelecki. Śladem nadziei”. I na wstępie można powiedzieć, że dzięki ogromnej wrażliwości i erudycyjnemu ujęciu uniosła ten niełatwy temat.

Reporterka z wnikliwością znaną z jej poprzednich prac – „Wytrąconych z milczenia” i biografii Jerzego Giedroycia – przygląda się bowiem nie tylko Strzeleckiemu, lecz także środowisku lewicy socjalistycznej i szerzej – polskiej inteligencji II połowy XX w. W tle opowieści o losach swojego bohatera rysuje portret całej formacji – ludzi przesiąkniętych socjalistycznymi i demokratycznymi ideałami, gotowych do zaangażowania się w budowanie „nowego lepszego świata”, którzy wikłają się w rzeczywistość polityczną PRL-u. Robi to z ogromnym wyczuciem uwarunkowań, empatią i znajomością charakterów ludzkich, co stanowi o sile jej książki. Jakby zapożyczyła od swojego bohatera sposób patrzenia na człowieka. W „Próbach świadectwa” pisał on bowiem: „Nas interesował człowiek w świecie i to w takim świecie, jaki stanowił nasze otoczenie, który nad nimi ciążył jak potężny słup ciśnienia mierzącego naszą kruchość lub nasz opór” [3].

Grochowska z dużym wyczuciem kreśli portret Strzeleckiego, sparaliżowanego niekiedy własnym idealizmem i temperamentem, zaplątanego w politykę i historię. To głębokie zrozumienie dla postawy i dylematów Strzeleckiego i jego otoczenia oraz wielowymiarowość ujęcia są największym atutem książki. Jest to obraz frapujący, bogaty w biograficzne pęknięcia, złożony z półcieni. Widzimy człowieka kierującego się „logiką uczuć”, który przejął od Stanisława Brzozowskiego nakaz czynu. Socjalistę opierającego swoje poglądy na filozofii idealistycznej i głębokim humanizmie. Redaktora socjalistycznych „Płomieni”, który szuka porozumienia z młodzieżą katolicką i fascynuje się chrześcijańskim personalizmem. Żołnierza Socjalistycznej Organizacji Bojowej podległej AK, idącego do powstania warszawskiego z rezygnacją, krytycznie nastawionego do zrywu. Obrońcę humanistycznych wartości, który sympatyzuje z opozycją i wspiera jej działaczy, a jednocześnie trwa w szeregach partii. Badacza postaw etycznych i intelektualistę uwikłanego w bieżącą politykę oraz socjologa „Solidarności” zaangażowanego jednocześnie w ten ruch. A przede wszystkim człowieka wartości, który wierzył w siłę międzyludzkich więzi i „uścisk dłoni przeciwstawiał uściskowi wszelkiej ideologii” [4]. To o nim i o Leszku Kołakowskim pisał w 1957 r. Jarosław Iwaszkiewicz: „przecież to wspaniali ludzie, mogliby zbudować wspaniały kraj, ojczyznę myśli mojej” [5].

Grochowska uczyniła zresztą z biografii Leszka Kołakowskiego zwierciadło dla życiorysu Strzeleckiego. Zarysowana ewolucja myśli filozofa nie tylko tworzy kontekst dla refleksji socjologa – podobnie jak przywołane koncepcje innych myślicieli i intelektualistów – lecz także stanowi jej stały punkt odniesienia. Autor „Głównych nurtów marksizmu” jest właściwie na równi ze Strzeleckim bohaterem książki Grochowskiej. I o ile stworzenie szerokiego, wykraczającego poza polskie podwórko krajobrazu intelektualnego pozwala czytelnikowi lepiej zrozumieć i docenić dorobek socjologa (a przy tym zachwyca erudycją), o tyle ciągłe zestawianie postaw i światopoglądów obu postaci wydaje się zabiegiem nieco chybionym. Po pierwsze, sylwetka Strzeleckiego – i tak niełatwa do wyraźnego zarysowania – zostaje w ten sposób rozmyta i momentami zepchnięta na dalszy plan. Po drugie, postać Kołakowskiego siłą rzeczy ukazana jest bez należnej wnikliwości, co widać szczególnie dobitnie przy opisie późnych prac filozofa i jego konserwatywnego zwrotu ku religii.

Nie jest to zresztą jedyny zabieg narracyjny, który budzi wątpliwość. Pewien opór i podejrzenie o chęć nadania biografii rysów hagiograficznych wzbudza wyeksponowanie  tragicznej śmierci Strzeleckiego, który w 1988 r. padł ofiarą brutalnego napadu i wskutek obrażeń zmarł po kilku dniach w szpitalu, nie odzyskawszy przytomności (autorka wspomina o tym już na pierwszych stronach swej książki). Zdarzenie to Grochowska interpretuje – w ślad za niektórymi swoimi rozmówcami – jako dopełnienie tragicznego losu bohatera, którego ideały – braterstwo i wiara w człowieka – również w ostatnich dniach życia zostały wystawione na próbę.

Umieszczone w środku książki rozdziały poświęcone tragicznej śmierci i sprawcom napadu zwracają też uwagę na inny problem tej biografii, mianowicie odejście od chronologii. Grochowska opowiada o losach Strzeleckiego w czterech obszernych częściach, w których mniej lub bardziej respektuje porządek czasowy, ale nieustanie splata i rozplata różne wątki i tematy w oparciu o własne skojarzenia. Niekiedy zaś porzuca na długie strony postać Strzeleckiego, by snuć rozważania o Kołakowskim lub zarysować klimat intelektualny epoki. Nie przeszkadza to co prawda w lekturze książki, napisanej barwnym językiem, z reporterskim talentem, ale utrudnia śledzenie ewolucji postawy i poglądów głównego bohatera. Konstrukcja ta przysparza też kłopotu, gdy chce się po jakimś czasie wrócić do biografii Strzeleckiego i odszukać konkretną informację z jego życiorysu. Na szczęście z pomocą przychodzą wtedy świetnie opracowane indeksy: rzeczowy i osobowy, wykaz kluczowych pojęć w myśli Strzeleckiego i jego tekstów oraz zestawienie najważniejszych prac Leszka Kołakowskiego wymienionych w książce.

Większy niedosyt pozostawia dosyć oszczędne potraktowanie losów Strzeleckiego przed 1945 r. – widać wyraźnie, że reportażystka lepiej czuje się w okresie powojennym. Pomimo że Grochowska w swojej pracy wielokrotnie podkreśla formującą siłę powstania warszawskiego dla całego pokolenia, w tym dla Strzeleckiego, to o losach swojego bohatera w sierpniu i wrześniu 1944 r. pisze zaskakująco mało. Szkoda również, że szkicując krajobrazy ideowe i intelektualne wokół Strzeleckiego, nie zdobyła się na staranniejsze przybliżenie przedwojennych tradycji i doświadczeń ZNMS-u, który był ideową kolebką wielu przedstawicieli lewicy socjalistycznej, chociażby Juliana Hochfelda.

Te krytyczne uwagi nie zmieniają jednak wysokiej oceny książki Magdaleny Grochowskiej, która na kanwie losów Strzeleckiego opowiedziała o postawach i dylematach polskiej inteligencji w minionym stuleciu. Jednocześnie uchwyciła wyjątkowość i osobność bohatera swojej książki i przybliżyła współczesnym spuściznę humanisty, którego talent budowania relacji z ludźmi przekładał się na jego myśl społeczną. Warto przy tym docenić imponujący zasób źródłowy, jaki zgromadziła do tej pracy reporterka. Wykorzystała bowiem nie tylko teksty swoich bohaterów, lecz także wiele cennych relacji, które zgromadziła samodzielnie, dotarła również do unikatowych świadectw, takich jak zapiski Jadwigi Strzeleckiej czy dzienniki Stanisława Ossowskiego. Dzięki umiejętnie dobranym rozmówcom udało jej się uchwycić rys osobowości Jana Strzeleckiego, który sprawiał, że – jak napisał Tadeusz Mazowiecki – „w polskim krajobrazie duchowym (…) zajmował szczególne miejsce i pełnił niepowtarzalną rolę” [6].

Przypisy:

[1] Związek Niezależnej Młodzieży Socjalistycznej (ZNMS) – organizacja młodzieży akademickiej powiązana z lewym skrzydłem PPS, działała w latach 1917–1938 oraz 1946–1948. W ostatnim roku istnienia liczył 5 tys. członków.

[2] Jan Strzelecki, „O socjalistycznym humanizmie” [link].

[3] Jan Strzelecki, „Ślady tożsamości”, Czytelnik, Warszawa 1989, s. 204.

[4] Cytat pochodzi z wypowiedzi prof. Jerzego Jedlickiego dla Polskiego Radia [link].

[5] Jarosław Iwaszkiewicz, „Dzienniki 1956–1963”, Czytelnik, Warszawa 2010, s. 187–188.

[6] Tadeusz Mazowiecki, „O Janie Strzeleckim” [w:] Jan Strzelecki, „Ślady tożsamości”, Czytelnik, Warszawa 1989, s. 205.

 

Książka:

Magdalena Grochowska, „Strzelecki. Śladem nadziei”, Świat Książki, Warszawa 2014.