Od ładnych kilkunastu lat obserwujemy w Polsce wysyp imprez i nagród literackich. Kraków ma Festiwal Conrada i Festiwal Miłosza, Wrocław – Festiwal Opowiadania, Festiwal Brunona Schulza, Port Literacki, a także Nagrody Angelusa i Silesiusa, Gdynia – Nagrodę Gdynia, Warszawa – Nagrodę Nike i Kapuścińskiego. Większość tych wydarzeń związanych jest z promocją prozy. Gdańsk wybrał nietypowo. Przyznaje Nagrodę Literacką „Europejski Poeta Wolności” i jest miastem, w którym odbywają się Gdańskie Spotkania Tłumaczy Literatury „Odnalezione w tłumaczeniu”. Jesteście organizatorkami tego ostatniego wydarzenia, które niebawem się odbędzie. Skąd pomysł, by promować właśnie tłumaczy? Dlatego że właśnie ten literacki fach pozostał jeszcze festiwalowo nieobsłużony?

Aleksandra Szymańska: Idea „Odnalezionego w tłumaczeniu” pojawiła się pod wpływem festiwalu towarzyszącego gdańskiej nagrodzie Europejski Poeta Wolności, na której kształt tłumacze mają ogromny wpływ. To oni wybierają i proponują europejskich poetów, potem siedmiu z nich jest tłumaczonych na język polski. Od drugiej edycji tłumacz jest też laureatem nagrody. W trakcie drugiej edycji festiwalu dużo dyskutowaliśmy – między innymi z Barbarą Wiechno i Justyną Czechowską – o statusie tłumacza, jego obecności na ważnych wydarzeniach literackich, jego roli jako osoby, która wprowadza nowych autorów na polski rynek wydawniczy. A bezpośrednim impulsem decyzji o Spotkaniach był tekst Jerzego Jarniewicza „Gdzie jest tłumacz” opublikowany jesienią 2012 r. w „Tygodniku Powszechnym”, który mocno uzasadniał tezę o niewidoczności przekładu i tłumacza w Polsce.

Urszula Kropiwiec: W Polsce mamy obecnie mnóstwo festiwali literackich. Udało się „ziwentyzować” literaturę i do pewnego stopnia jest to zjawisko pozytywne. Została wprowadzona w obieg wydarzeń kulturalnych, a tym samym przedostała się do świadomości szerszego grona odbiorców. Wciąż jednak nie udawało się tego zrobić z przekładem. To paradoksalna sytuacja, bo w Polsce przekłada się bardzo wiele książek, działa wielu tłumaczy, którzy mają bardzo ciekawe rzeczy do powiedzenia o literaturze i potrafią to robić. Na „Odnalezionym w tłumaczeniu” chcemy pokazać tłumaczy w dialogu z pisarzami, krytykami, artystami, performerami, aktorami.

Kto jest odbiorcą festiwalu? To promocja pracy translatorskiej czy raczej okazja do spotkania się środowiska? Jak wiadomo, tłumacz to bardzo samotniczy zawód.

Aleksandra Szymańska: Spotkania kierujemy do każdej osoby, która czyta, do publiczności wydarzeń literackich. Zarówno dwa lata temu, jak i teraz, jest wyodrębnione pasmo otwartych debat, które odbywają się na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Gdańskiego, silniej skupionych na kwestiach warsztatu, w zamyśle kierowanych do przyszłych tłumaczy. Jednak okazały się one równie fascynujące dla studentów filologii, jak i dla tych, którzy przekładem się nie zajmują.

Justyna Czechowska: Oczywiście obawa była taka, że będzie to bardzo środowiskowe przedsięwzięcie. Do rozmów z tłumaczami zaprosiliśmy jednak również pisarzy. Ta mieszanka sprawiła, że festiwal stał się wydarzeniem otwartym bardzo szeroko na czytającą publiczność. Tegoroczna edycja będzie miała z kolei momenty, w których będą się spotykać wyłącznie tłumacze. Na przykład w trakcie debaty na temat umowy modelowej pomiędzy tłumaczem a wydawcą. To odwieczny problem na polskim rynku. Wydawałoby się, że tłumacze i wydawcy powinni stać po tej samej stronie barykady, lecz dzisiaj w Polsce ciągle oba środowiska walczą ze sobą i wciąż tłumacze napotykają opory ze strony wydawców.

Chodzi o niskie stawki?

Justyna Czechowska: Nie chodzi tylko o to. To jasne, że zawód tłumacza jest bardzo źle opłacany i często tłumaczenie staje się hobby, dodatkiem do innej lepiej płatnej pracy. Chodzi o wiele innych kwestii, takich jak choćby kwestia długości trwania licencji na tłumaczenie. Wielu wydawców kupuje prawa do przekładu na zawsze, a tłumaczom bardzo rzadko udaje się wynegocjować tantiemy.

Fot. Piotr Połoczański

 

Wiem, że szykujecie również warsztaty, na których chyba po raz pierwszy tak licznie spotkają się krytycy literaccy.

Justyna Czechowska: Tak, to warsztaty poprowadzone przez poetę i tłumacza Jerzego Jarniewicza, przygotowane specjalnie dla krytyków literatury oraz recenzentów, którzy bardzo często zapominają o tym, że dokonują krytyki lub recenzują książkę przełożoną.

Urszula Kropiwiec: I którzy, jeśli w ogóle zauważają przekład, nie mają odwagi o nim pisać.

Czy przyczyną nie jest to, że recenzenci często nie znają języków źródłowych? Trudno ocenić przekład, gdy nie czytało się oryginału.

Urszula Kropiwiec: Warsztat dla recenzentów zaplanowany został na edycję festiwalu poświęconą przekładom z języka angielskiego. To nieprzypadkowy wybór. Większość z krytyków literackich zna ten język i często zdarza się im czytać literaturę anglojęzyczną w oryginale, więc mogliby pokusić się w swoich tekstach o przynajmniej kilka zdań na temat jakości czy właściwości przekładu. Zdarza się to niezwykle rzadko. Zresztą znajomość języka źródłowego nie zawsze jest konieczna. Czasami, czytając przekład z jakiegokolwiek języka, czujemy, że brzmi on dobrze lub źle, że ma jakieś szczególne cechy. Warto zastanowić się, czy są to cechy oryginalnego tekstu, czy też to tłumacz odcisnął na nim swoje piętno.

Justyna Czechowska: Powiem więcej, zdarzają się tak karygodne sytuacje, jak te, w których wielkie ogólnopolskie dzienniki przedrukowują fragmenty tłumaczeń bez podania nazwiska tłumacza.

Pozostałe wydarzenia to w większości spotkania otwarte dla publiczności. Na oko dyskusji o tłumaczeniach jest chyba tyle samo, co spotkań o innych dziedzinach sztuki.

Urszula Kropiwiec: Poprzez ten program chciałyśmy pokazać tłumacza, który umie zajmująco wypowiadać się o różnych aspektach kultury współczesnej. Będą więc rozmowy o teatrze i tłumaczeniach Szekspira, ale także panele poświęcone tłumaczeniom z literatur postkolonialnych czy ekfrazie – opisowi dzieł sztuki w literaturze. Myślę, że jednym z ciekawszych spotkań będzie rozmowa z Wiesławem Juszczakiem i Dariuszem Czają, w której o swojej przygodzie z przekładem opowiedzą wybitni humaniści. Chcemy pokazać przekład jako fascynujące zjawisko kultury, a nie przedmiot przekładoznawstwa, uchodzącego za nudną akademicką dyscyplinę.

W programie jest też sparing tłumaczy z udziałem dwojga tłumaczy z literatury angielskiej: Barbary Kopeć-Umiastowskej i Maciej Świerkockiego. Brzmi to trochę jak pojedynek raperów. Nie boicie się tzw. „festiwalizacji” wizerunku tłumacza, a więc sprowadzanie go do roli celebryty i traktowanie jego pracy jak happeningu? Przecież tłumaczenie to żmudna, benedyktyńska robota.

Urszula Kropiwiec: Pisarze pracują w podobny sposób, a jednak nikt nie widzi nic złego w organizowaniu festiwali, których celem jest popularyzowanie literatury. Oczywiście, widmo „festiwalizacji” krąży nad nami, ale akurat w dziedzinie przekładu daleko nam do nadmiaru popularyzatorskich przedsięwzięć.

Justyna Czechowska: Ja, z jednej strony, obawiam się zmieniania tłumaczy w celebrytów, z drugiej strony – to, że w końcu mogą się pokazać, uważam za bardzo dobre dla nich samych. Wreszcie mogą wystąpić, wreszcie są pytani o zdanie i wreszcie pojawia się ich nazwisko. Mówiąc obrazowo, tłumacze mogą w końcu pozbyć się tych przysłowiowych dresów, w których całymi dniami samotnie pracują w swoich domach, a tłumaczki nareszcie mogą nałożyć makijaż i wyjść do ludzi. Sama doświadczyłam tego sześć lat temu, kiedy wspólnie z obecną tu Ulą Kropiwiec zaczęłyśmy organizować cykliczne spotkania w dniu tłumacza. Nagle okazało się, że istnieje ogromna potrzeba spotkania się, publicznej rozmowy, ba, zrobienia sobie wspólnego zdjęcia, odnalezienia swojego nazwiska na plakacie. Dlaczego tylko górnicy mają ubierać odświętne czapki 4 grudnia?

Odnalezione_fot_Dominik Werner_2
Fot. Dominik Werner

Festiwal jest inicjatywą samych tłumaczy czy propozycją z zewnątrz?

Aleksandra Szymańska: „Odnalezione w tłumaczeniu” nie jest co prawda inicjatywą tłumaczy, ale tłumacze kształtują jego program i to jest, jak myślę, jego wielkim atutem. Program pierwszej edycji przygotowała Katarzyna Tubylewicz, tłumaczka z języka szwedzkiego i pisarka, za obecną edycję odpowiada rada programowa, czyli Urszula Kropiwiec, Magdalena Heydel i Justyna Czechowska.

Jakie środowiska i instytucje pomagają wam w tym przedsięwzięciu?

Urszula Kropiwiec: Środowisko akademickie w postaci Uniwersytetu Gdańskiego. W tym roku w naturalny sposób jest to Instytut Anglistyki i Amerykanistyki.

Justyna Czechowska: I Stowarzyszenie Tłumaczy Literatury, które już po raz drugi organizuje warsztaty dla liceów z cyklu „Temat lekcji: tłumacz”. Na festiwalu ważnymi gośćmi będą też tłumacze zagraniczni, którzy przekładają literaturę polską na angielski. To o tyle ważne spotkanie, że będziemy rozmawiać z osobami, które wykonują ten sam zawód, choć pochodzą z zupełnie innego kręgu kulturowego i działają w zupełnie innych warunkach rynkowych. Wisienką na torcie będzie spotkanie grupy tłumaczy na różne języki, którzy od lat zajmują się przekładaniem dzieł Olgi Tokarczuk. Dla nich to okazja do wymiany doświadczeń, dla publiczność – okazja do przysłuchania się debacie tłumaczy z samą autorką.

A co z wydawcami? W Polsce tłumaczy z domami wydawniczymi łączy swego rodzaju Hassliebe. Wydawca często jest przyjacielem tłumacza, ale chyba najczęściej po prostu wszechmocnym zleceniodawcą. Czy wydawcy będą obecni na festiwalu?

Urszula Kropiwiec: Będą, choć zaproszenie wydawców nie było łatwe.

Justyna Czechowska: Na festiwalu obecna będzie Sonia Draga, która weźmie udział w rozmowie o tym, jak funkcjonuje rynek wydawniczy i z jakimi napięciami mamy do czynienia pomiędzy różnymi graczami tego rynku. Zaprosiliśmy również Małgorzatę Szczurek z wydawnictwa Karakter…

…która sama jest tłumaczką.

Tak, dzięki czemu dużo prościej porozmawiać z nią na temat relacji pomiędzy tłumaczem a wydawcą. Choć pewnie z tego powodu trudniej jej również pracować w branży wydawniczej. Ciężko jest pełnić na raz te dwie role. Ostatecznie w Polsce tłumacz i wydawca zbytnio się nie kochają.

Istnieje coraz więcej nagród za przekład, przyznawanych przy okazji wielkich imprez literackich. Jednak tylko wy zdecydowaliście się na nagrodę przyznawaną wyłącznie tłumaczowi.

Aleksandra Szymańska: To konsekwencja formuły Gdańskich Spotkań Tłumaczy Literatury. Naszymi kluczowymi gośćmi i bohaterami są tłumacze – w szczególności na język polski. Jeśli chodzi o inne festiwale, to faktycznie jest coraz więcej nagród dla polskich tłumaczy przy okazji ważnych literackich wydarzeń. I bardzo dobrze. Sami w przypadku Europejskiego Poety Wolności uznaliśmy, że koniecznym jest honorowanie autorów przekładu.

Na jakiej zasadzie wybierani są laureaci? To nagroda za całokształt?

Aleksandra Szymańska: Regulamin nagrody dopuszcza dość duże gremium środowisk i instytucji mogących zgłaszać nominacje. Regulamin dopuszczał w tej edycji nominacje zarówno za całokształt, jak i za konkretny przekład. Samych nominowanych wybiera grono eksperckie. Kapituła nagrody – w której składzie są Anna Wasilewska, Edward Balcerzan, Andrzej Jagodziński, Adam Pomorski, Krzysztof Pomian, Stanisław Rosiek i Justyna Sobolewska – zdecydowała o przyznaniu nominacji siedmiu tłumaczom za całokształt pracy, a jedna z nominacji – dla Jacka Poniedziałka – jest wyróżnieniem za jego przekład sztuk Tennessee Williamsa.

Wiem, że nominacja dla Jacka Poniedziałka, który jest przede wszystkim aktorem, była dla niektórych zaskoczeniem. Konkuruje z takimi tuzami przekładu, jak choćby Małgorzata Łukasiewicz, Jan Gondowicz czy Maryna Ochab.

Urszula Kropiwiec: Jacek Poniedziałek jest znakomitym przykładem na to, że tłumaczeniem parają się nie tylko zawodowi tłumacze. Poza tym tłumaczenie tekstów na scenę ma swoją specyfikę. Wymaga choćby szczególnego wyczucia dramaturgii. Zresztą Poniedziałek nie jest jedynym aktorem, który zabrał się za tłumaczenie. Ostatnio swój przekład dramatów Moliera wydał Jerzy Radziwiłowicz.

Aleksandra Szymańska: Kapituła nie miała wątpliwości.

www.redwedding.pl www.facebook.com/poloczanski
Fot. Piotr Połoczański

Na koniec chciałbym spytać o sam tytuł festiwalu. Wiadomo, że wyrażenie „Odnalezione w tłumaczeniu” to gra skojarzeń z tytułem filmu Sofii Coppoli „Lost in Translation”. O tym, co gubimy, przekładając tekst da się łatwo opowiedzieć. Co oznacza jednak „odnaleźć coś w tłumaczeniu”?

Justyna Czechowska: Po pierwsze przekład otwiera nam całkiem nowy świat, zamknięty w okładkach książki, którą tłumaczymy na język polski. W momencie, w którym tłumaczy się literaturę, nagle okazuje się, że trzeba sprawdzić jakiś obraz, obejrzeć film. To samo dzieje się w przypadku lektury przekładu. Nagle otwiera się przed nami bardzo szeroko przestrzeń kultury.

Urszula Kropiwiec: Można powiedzieć, że jesteśmy „pantranslatorkami” w tym sensie, że widzimy przekład wszędzie. Chociażby w adaptacjach filmowych, które też będą prezentowane na festiwalu. To jest przekładanie literatury na inny język sztuki, podobnie jak performansy, w których sprawdzamy, co z literatury da się przełożyć na ten język wyrazu artystycznego.

Justyna Czechowska: Warto pamiętać, że przekład zasila również szerokim strumieniem naszą rodzimą literaturę. I sprawia, że nasz odbiór literatury obcej staje się w pewnym sensie bogatszy niż odbiór czytelnika, który posługuje się językiem oryginału. O ile dzieło oryginalne jest jedno i skończone, o tyle przekładów może być bardzo wiele. Weźmy choćby „Alicję w Krainie Czarów”, której tłumaczeń mamy w polszczyźnie już chyba z dziesięć. Brytyjczycy wciąż czytają ten sam tekst. Zawsze przytaczam też przykład z mojej własnej pracy translatorskiej. Gdy podczas przekładania jednego z utworów, miałam wątpliwości, co do tego, czy pewnego fragmentu tekstu nie zrozumiałam zbyt szeroko, zwróciłam się z prośbą o wyjaśnienie do autora. Nagle okazało się, że autor kompletnie nie pomyślał o tym dodatkowym znaczeniu, które zauważyłam. Był bardzo wdzięczny za kontakt i cieszył się, że jego tekst otwiera się na zupełnie inną interpretację. To chyba najbardziej namacalny przykład „odnalezionego w tłumaczeniu”.

 

Druga edycja Gdańskich Spotkań Tłumaczy Literatury „Odnalezione w tłumaczeniu” odbędzie się w dniach 9–11 kwietnia 2015 r. i zogniskuje się wokół przekładów literatury anglojęzycznej. Podczas festiwalu po raz pierwszy wręczona zostanie Nagroda Prezydenta Miasta Gdańska za Twórczość Translatorską im. Tadeusza Boya-Żeleńskiego.