Żadne z pism powojennej Polski nie osiągnęło w okresie PRL tego, co „Tygodnik Powszechny”: zarówno, jeśli chodzi o rząd dusz wśród polskiej inteligencji, jak i jakość publikowanych tekstów. Paradoksalnie, prawdziwy czas próby dla środowiska „Tygodnika” przyszedł dopiero po roku 1989 wraz z dwoma wyzwaniami: kryzysem wewnątrzkatolickiego dialogu i lustracją. O ile sprawę lustracji „Tygodnika” można uznać za zamkniętą, to kwestia dialogu z resztą Kościoła wydaje się w dalszym ciągu bardzo problematyczna.

Po przełomie demokratycznym wielu ludziom Kościoła nie podobała się m.in. wstrzemięźliwość pisma względem projektów państwowej rechrystianizacji przestrzeni publicznej, w tym wprowadzenia religii do szkół. Rozdźwięk między „Tygodnikiem” a dużą częścią Kościoła nie był jednak specjalnym zaskoczeniem – wiadomo było, że pismo oferuje pewną szczególną wersję katolicyzmu, silnie inspirowaną francuskim personalizmem, która dla wielu ludzi Kościoła była trudna do zaakceptowania.

Apogeum kryzysu na tym polu miało miejsce w 1995 r., kiedy Jan Paweł II skrytykował linię redakcji w liście do Jerzego Turowicza z okazji 50-lecia „Tygodnika”. Obok wskazania pozytywnej roli pisma i podkreślenia własnych związków z nim (od roku 1958 był jego współpracownikiem), pisał, że „odzyskanie wolności zbiegło się paradoksalnie ze wzmożonym atakiem sił lewicy laickiej i ugrupowań liberalnych na Kościół, na Episkopat, a także na papieża. (…) Mnożyły się oskarżenia czy pomówienia o klerykalizm, o rzekomą chęć rządzenia Polską ze strony Kościoła, czy też o hamowanie emancypacji politycznej polskiego społeczeństwa. Pan daruje, jeżeli powiem, iż oddziaływanie tych wpływów odczuwało się jakoś także w «Tygodniku Powszechnym»”.

Według relacji ks. Adama Bonieckiego spór ten miał swój finał w roku 1997, kiedy Jan Paweł II spotkał się z poważnie już chorym Jerzym Turowiczem, by osłabić wrażenie konfliktu między gazetą a papieżem. O ile jednak między „Tygodnikiem” a Janem Pawłem II miał miejsce intensywny dialog, w przypadku relacji ze znaczną częścią polskiego Kościoła było dokładnie odwrotnie – niezgoda prowadziła do wstrzymania dyskusji. Dla wielu kościelnych hierarchów rozmowy o religii w szkołach, skandalach pedofilskich, celibacie wśród księży były mniej lub bardziej zakamuflowaną próbą ataku na Kościół, dla redakcji – próbą jego uzdrowienia. To największa klęska środowiska ukształtowanego przez Jerzego Turowicza: względnie mały wpływ na polski Kościół. Jednym z ostatnich przejawów braku dialogu jest zakaz występów w mediach poza „Tygodnikiem” nałożony na Adama Bonieckiego przez przełożonego księży marianów.

*

Jeszcze do niedawna za największą porażkę „Tygodnika” chciano jednak uznać coś zupełnie innego: kwestię rozliczenia się z własną peerelowską przeszłością. Ostatnie lata to gorący spór o współpracę ludzi pisma z tajnymi służbami PRL, spór już dzisiaj w zasadzie jałowy, bo prawda jest mniej lub bardziej znana: choć kontakty ludzi „Tygodnika” ze służbami były, to jednocześnie pismo w zasadniczy sposób przyczyniało się w tamtym okresie do poszerzenia obszarów wolności. Dowody można znaleźć w archiwalnych numerach „Tygodnika”, są nimi teksty Herberta, Kisielewskiego, Kołakowskiego, Miłosza, Słonimskiego, Turowicza, Wojtyły i wielu innych „obrońców” PRL.

Dlatego też rozgorzały przed kilku laty spór między starym „Tygodnikiem”, przeciwnym uczestnictwu w lustracji, a nowym „Tygodnikiem” (patrz: tekst Andrzeja Romanowskiego „Wielkość i upadek Tygodnika Powszechnego”), który pod przewodnictwem Adama Bonieckiego razem z Instytutem Pamięci Narodowej starał się rozwikłać niełatwe decyzje redakcji sprzed upadku komunizmu, wydaje się nie mieć dziś szczególnego znaczenia. Boniecki zdecydował się na dość daleko idącą współpracę z IPN-em, co – wbrew przewidywaniom przeciwników tego posunięcia – nie doprowadziło do zmiany statusu pisma. Ci, którzy mieli je za wewnątrzkościelnego konia trojańskiego, umocnili się w swoim przekonaniu, natomiast ludzie darzący „Tygodnik” szacunkiem mogli się przekonać, jak skomplikowane było jego prowadzenie w okresie PRL-u.

*

Utrzymanie prestiżu nie oznacza jednak, że „Tygodnik” tak jak dawniej dzierży rząd dusz polskiej inteligencji. Nakład pisma, które na początku lat 90. było w czołówce sprzedaży tygodników opinii, bardzo spadł i znajduje się bliżej końca niż początku tabeli: sprzedaż w styczniu tego roku wyniosła ponad 18 tys. egzemplarzy, podczas gdy np. „Polityka” miała 124 tys. sprzedanych egzemplarzy. To zresztą tylko część problemu, równie ważne jest, że mniej się dziś o „Tygodniku” rozmawia, rzadziej czyta się w nim teksty, które wpływają na kształt polskiej debaty publicznej (choć się zdarzają – jak choćby ostatni esej o. Ludwika Wiśniewskiego).

Pojawiały się wewnątrz „Tygodnika” głosy, by zrezygnować z przymiotnika „katolicki” w nazwie i przejść do wyłącznie świeckiej rzeczywistości. Sekularyzacja „Tygodnika” byłaby jednak złą decyzją z dwóch powodów: po pierwsze, pismo straciłoby swój wyróżniający je spośród innych status pisma łączącego świat wiary ze światem kultury i polityki; po drugie, znikłaby z pejzażu polskiego katolicyzmu znacząca intelektualna tradycja.

Ta tradycja była przede wszystkim wynikiem działalności bardzo różnorodnego środowiska intelektualnego, którego pismo było ośrodkiem. Dziś, choć łamy „Tygodnika” otwarte są w dalszym ciągu dla ludzi wielu światopoglądów, trudno mówić o środowisku porównywalnym choćby z tym z początku lat 90. Szkoda, bo donioślejszy głos „Tygodnika” byłby znów potrzebny. Ciągle potrzebujemy poważnej rozmowy o kształcie polskości w świecie zmieniającego się pojęcia narodu, ciągle ważna jest refleksja o znaczeniu chrześcijaństwa w epoce świeckiej, kiedy religia przestaje być oczywistością. Wiele przełomowych odpowiedzi na te pytania udzieliło pismo Turowicza, wiele ważnych odpowiedzi zaproponowało pismo Bonieckiego. Czy tak samo będzie z pismem Mucharskiego?

 


 

Polecamy także:

Adam Michnik, Jarosław Kuisz, Piotr Kieżun:
Ile jest miejsca dla Kościoła w liberalnej demokracji? [ZAPIS DEBATY]

Jarosław Kuisz, Piotr Mucharski, Stanisław Obirek, Janina Ochojska:
Ile jest miejsca dla Kościoła w liberalnej demokracji? Batalie Turowicza