Głosowanie pierwotnie miało się odbyć w połowie lutego. Datę wyborów przełożono – oficjalnie decyzję uzasadniano problemami z zapewnieniem bezpieczeństwa wyborcom w stanach Adamawa, Yobe i Borno. W regionie tym od kilku lat trwa krucjata antyterrorystyczna wymierzona w fundamentalistów z Boko Haram.

Wybory zaplanowano na 28 lutego. Ostatecznie głosowano przez dwa dni. Komisje wyborcze z trudem przezwyciężyły szereg wyzwań natury technicznej – nowoczesny sprzęt zakupiony przez władze bezpośrednio przed wyborami odmówił posłuszeństwa. Nawet Goodluck Jonathan, poprzedni prezydent kraju, musiał pokornie odczekać trzy kwadranse w kolejce do urny. Awaria – siła wyższa. Wstępne wyniki ogłoszono stosunkowo szybko, bo już we wtorek 31 marca. Zwyciężył Muhammadu Buhari, lider Kongresu Postępowego. Historia zatoczyła w ten sposób symbolicznie koło.

Początki kariery

Buhari jest 72-latkiem o sylwetce maratończyka. Przed kamerami najczęściej pojawia się w tradycyjnym stroju Hausa i Fulanów, zislamizowanych grup etnicznych z północy kraju. Przywdziewa wówczas obszerną szatę nazywaną „babban riga”. Na głowie ma nieodłączne kufi. Kreatorzy mody na Buharim nie zarobią. Polityk zawsze wybierał prostotę i tradycję. I takiego właśnie prezydenta wybrał najbogatszy kraj całego kontynentu afrykańskiego.

Secretary_Kerry_Meets_With_Nigerian_Presidential_Challenger_Buhari_For_Conversation_About_Upcoming_Election_(16364324705)
Muhammadu Buhari podczas spotkania z Johnem Kerrym w styczniu 2015 r. Źródło: Wikimedia Commons.

Przyszedł na świat w Katsinie, mieście hausańskim, ważnym węźle komunikacyjnym i handlowym Nigerii. Pochodzi z wielodzietnej rodziny i taką założył – urodził się jako 23. dziecko swego ojca, a sam ma dziesięcioro dzieci. Wywodzi się z grupy etnicznej Fulanów (razem z bliskimi im Hausańczykami stanowią oni ok. 1/3 180-milionowej populacji kraju). Jest gorliwym muzułmaninem, skromnym ascetą, stroni od niepotrzebnego luksusu.

Buhari wybrał karierę wojskową. Ukończył elitarne szkoły w ojczyźnie oraz kursy oficerskie w Anglii i USA. Dosłużył się stopnia generalskiego. Do świata wielkiej polityki wkraczał tylnymi drzwiami. Brał udział w zamachu stanu w 1966 r. Nie odegrał w nim jednak roli szczególnie istotnej. Na sławę Buhari musiał jeszcze zaczekać.

Buharyzm

Jako polityk zyskał społeczną rozpoznawalność w połowie lat 70. Przez kilka lat piastował funkcję Komisarza Federalnego ds. Ropy Naftowej i Bogactw Naturalnych. Dał się wtedy poznać jako zajadły przeciwnik korupcji, a także osoba niezwykle krytyczna wobec intensyfikacji relacji gospodarczych z koncernami z Zachodu.

W 1983 r. Buhari stanął na czele junty wojskowej, która obaliła cywilny rząd Shehu Shagariego. U władzy utrzymał się zaledwie dwa lata. Obalił go inny wojskowy – Ibrahim Babangida. Buhari trafił do więzienia, gdzie spędził 40 miesięcy.

Upór i konsekwencja w świecie polityki nigeryjskiej są cnotami rzadkimi, ale opłacalnymi. Potwierdziły to tegoroczne wybory. Buhari – co sugerują wstępne rezultaty głosowania – pokonał Jonathana, zdobywając kilka milionów głosów więcej. | Błażej Popławski

Historycy nie są dziś zgodni w ocenie pierwszej prezydentury Buhariego. Ideologię przez niego wyznawaną, którą nigeryjscy politolodzy nazywają buharism, określić można jako antyliberalną i sanacyjną. Prezydent sprzeciwiał się liberalizacji rozumianej zarówno w sensie gospodarczym, jak i politycznym. Krytykował prowadzoną przez Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy politykę dostosowania strukturalnego – przekazywania rządom krajów rozwijających się wsparcia finansowego w zamian za obietnicę wdrożenia przez nie reform demokratycznych. Buhari nie wahał się ograniczać praw obywateli. Zmienił prawo, dając niezwykle szerokie prerogatywy resortom bezpieczeństwa. Zakazał demonstracji i strajków. Wprowadził cenzurę. Deportował z kraju setki tysięcy nielegalnych – jego zdaniem – imigrantów z krajów ościennych. Do więzień trafiali przedstawiciele opozycji politycznej. Nigeria pod rządami Buhariego niebezpiecznie zbliżała się do modelu państwa policyjnego, dyktatury rządzonej przez wojskowych.

Ale były też i dobre strony prowadzonej w ten sposób polityki. Sieci klientalnych relacji zostały rozbite. Poziom korupcji zmalał. Spadły także wskaźniki przestępczości. Przeciętnym obywatelom, nieangażującym się w politykę, żyło się po prostu lepiej. Dziś okazało się, że takiego właśnie Buhariego Nigeryjczycy zapamiętali najlepiej.

Do czterech razy sztuka

Buhari trzykrotnie ubiegał się o fotel prezydenta. W 2003 r. przegrał z Olusegunem Obasanjo. Uzyskał jednak całkiem przyzwoity wynik – głosował na niego co trzeci wyborca. Po czterech latach poniósł dotkliwszą porażkę – tym razem z Umaru YarʾAduą. Buhariego poparło niespełna 20 proc. głosujących. W 2011 r. powtórzył wynik z 2003 r., przegrywając tym razem z Goodluckiem Jonathanem.

Upór i konsekwencja w świecie polityki nigeryjskiej stanowią cnoty rzadkie, ale opłacalne. Potwierdziły to tegoroczne wybory. Buhari – co sugerują wstępne rezultaty głosowania – pokonał Jonathana, zdobywając kilka milionów głosów więcej. Ostatecznych wyników jeszcze nie znamy. Sondaże wskazują na rekordową frekwencję (w poprzednich trzech wyborach głosowało zwykle 35–45 mln Nigeryjczyków).

Wyzwania

Główne hasła kampanii wyborczej Muhammadu Buhariego koncentrowały się wokół walki z korupcją oraz ostatecznego wyeliminowania zagrożenia ze strony Boko Haram. Czy Buhari jest w stanie sprostać tym wyzwaniom?

Jest muzułmaninem, pochodzi z północy kraju – ma zatem szansę na odbudowę nadszarpniętych w okresie prezydentury Jonathana relacji między władzami federalnymi a emirami z Hausalandu. Bez odbudowania zaufania do instytucji publicznych wśród zislamizowanych ludów północy kraju, krucjata antyterrorystyczna nie ma szans się powieść. Nie można także zapominać, że Buhari jest doświadczonym wojskowym. Ma zatem szansę o wiele efektywniej niż jego poprzednik oddziaływać na strategię w walce z fundamentalistami islamskimi.

Mniej realne wydaje się wyplenienie przez niego korupcji w Nigerii. Nowotwór ten od dekad trawi organizm państwowy i nie da się go wyciąć jednym chirurgicznym cięciem. Buhari nie będzie też miał dostępu do środków opresji politycznej, z których nagminnie korzystał przed trzema dekadami. Społeczeństwo nigeryjskie od tego czasu przeszło wieloaspektową transformację. Wybór Buhariego na prezydenta nie oznacza zatem, co sugeruje część nieprzychylnych mu komentatorów, „ucieczki od wolności” w stronę dyktatury. Decyzję wyborców interpretować należy bardziej jako dowód desperacji, żądzę zmiany politycznej. Nigeryjczycy wybrali mniejsze – i znane im – zło. Nic więcej.