Tekst również w wersji ukraińskiej [LINK].


 

Magiczna linia między Charkowem a Odessą, wzdłuż której miałaby podobno przebiegać granica „Noworosji”, upstrzona jest brutalnymi demonstracjami oraz miejscami ich potencjalnego wybuchu. Czasem uczestnicy odnoszą śmiertelne rany, gdzie indziej słyszymy tylko okrzyki: „Poroszenko – morderca”. Przemoc lub jej groźba, instynktowny już strach – to wszystko staje się częścią codzienności.

Staje się nią także śmierć. Najwięcej wiedzą o niej ci, którzy wracają ze strefy ATO, gdzie toczy się regularna wojna. To już nawet 50 tysięcy żołnierzy. Mogą powiedzieć, czym jest śmierć i ile kosztuje życie: ich własne, ich zabitych kolegów, a także tych, którzy na froncie jeszcze nie byli.

Na ulicach pojawiają się inwalidzi. Ci dawniejsi, z wieloletnim stażem, latami siedzą w domu, bo w ich blokach nie ma wind, a na podwórku nawet równych dróg i chodników. Ulica powoli przyzwyczaja się do kolejnej tury – tych, którzy zostali okaleczeni przez wojnę.

Przyzwyczajamy się również do koloru khaki. Okrywają się nim smutni mężczyźni pachnący od dawna alkoholem. Na ubraniach noszą symbole nieistniejących już batalionów wojskowych, na ich głowach siedzą pomalowane hełmy i czapki w stylu kozaków z Kubania. Wojskowe spodnie i buty zakładają też zbyt młodzi do wojska nastolatkowie. Uczniowie i uczennice starają się nadążyć za modą i zakładają na siebie to, co sprytnie oferuje rynek. Wiadomo – popkultura żywi się marzeniami, a one są różne.

Mainstream także omamiła śmierć. Pamiętacie, jak drżano o los pierwszych torturowanych, a później rozstrzelanych w Kijowie? Jak wylewano łzy nad tysiącami zabitych na Wschodzie? Teraz czytając: „W ciągu ostatniej doby w ATO zabito dwóch żołnierzy”, uspokajamy się – dwie osoby to nie 2 tys. i nie 200 tys.

Niepokój wywołało jednak nagłe morderstwo. Drugie w ciągu ostatnich kilku dni. Nie wiadomo już które w ciągu ostatniego półrocza – zabito prorosyjskiego dziennikarza Ołesia Buzynę. Przedtem Siergieja Suchoboka, a jeszcze wcześniej – Ołeha Kałasznikowa, byłego polityka Partii Regionów. Ale to śmierć Buzyny, tak błyskawicznie skomentowana przez Putina, wywołała najwięcej emocji.

Prorosyjscy komentatorzy twierdzą wręcz, że władze Ukrainy prowadzą celową eksterminację osób zaangażowanych w pacyfikację Majdanu oraz ówczesne prorządowe zgromadzenia. Władze Rosji widzą w tym prześladowania ze strony obecnej władzy wobec osób o prorosyjskich poglądach. Zrzucają winę albo na Poroszenkę i Jaceniuka, albo na Prawy Sektor – różnica między nimi jest dla propagandy nieistotna. Każdy, kto posługuje się językiem ukraińskim i zakłada wyszywanki, jest wcielonym złem.

Od niemal półtora roku wszystko odbywa się według niezbyt wyszukanego scenariusza. Teraz kolejne motywy zaczynają się powtarzać. Spodziewano się, że między Wielkanocą a komunistycznym „Dniem Zwycięstwa”, między rocznicą powstania jednych „republik ludowych” a klęską innych, coś na pewno się stanie. Kijów nie jest gotowy na los Charkowa czy Odessy: z wybuchającymi biurami i samochodami wolontariuszy, z marszami aktywistów. Nie mówiąc nawet o powtórzeniu upadku „chorych ludzi” Ukrainy – Ługańska i Donbasu.

Buzyna nie był liderem opinii wśród dziennikarzy. Nie był działaczem ani obiecującym politykiem. Był znany, bo robił dużo szumu. Buzyna to nie ukraiński Niemcow. I właśnie dlatego to morderstwo wywołuje w Kijowie tak wielką panikę: zabójstwa ludzi „nieistotnych” są elementem wojny ideologicznej – od dziś może zginąć każdy. Ten rodzaj wojny doszedł już do Kijowa.

„Słuchaj, rozstrzeliwać w środku dnia, ot tak, na ulicy, to nie takie proste. Śmierć straci na wartości” – mówi znajomy. I cóż? No, to straci. Do tego też się przyzwyczaimy.

 

Rubrykę prowadzi Łukasz Jasina.