Szanowni Państwo!
Kilka dni temu papież Franciszek, chcąc uczcić rocznicę, określił rozpoczętą 100 lat temu rzeź Ormian jako ludobójstwo. Wybuchł skandal dyplomatyczny. Zagotowało się na linii Watykan–Ankara. A już dziś niemiecki minister spraw zagranicznych, Frank-Walter Steinmeier, stwierdził, że sam nie posłużyłby się terminem „ludobójstwo”, niemniej rozumie tych, którzy po niego sięgają. Turecka dyplomacja czeka w napięciu na 24 kwietnia – dzień, który Ormianie oficjalnie uznają za rocznicę rozpoczęcia tragicznych wydarzeń. Komentarzy nie zabraknie. Nie wiadomo przecież, jakich słów użyje dyplomacja sojuszników z państw NATO.
A mieszkańcy państw Unii Europejskiej w najbliższych dniach będą zadawać sobie pytanie, dlaczego Turcja wypiera się popełnienia zbrodni z czasów I wojny światowej, solidnie przecież udokumentowanej i opisanej. Czy nie lepiej pojednać się z Ormianami oraz z własną przeszłością? Zbliżyć się do standardów polityki pamięci państw UE?
Jeśli zadajemy to pytanie, zapewne niewiele rozumiemy z tego, co rzeczywiście dzieje się nad Bosforem.
Zacznijmy od tego, że Turcja wyszła obronną ręką z globalnego kryzysu ekonomicznego. Jej wzrost gospodarczy utrzymuje się na poziomie, o którym mogą tylko pomarzyć kraje Unii Europejskiej. „Jakiej Unii?” – zapewne wielu Turków dodałoby z przekąsem, dając do zrozumienia, że integracja ze Wspólnotą, przez lata niepodważalny dogmat tureckiej polityki, przestała być dla nich atrakcyjna. Przyszłością Turcji jest Azja, może Afryka – tam dziś skupia się uwaga agresywnych inwestorów z Anatolii.
Tempo wzrostu PKB to jednak nie wszystko. Po arabskim przebudzeniu, stabilna i nieustannie modernizująca się Turcja pozostaje wzorem do naśladowania dla nieomal wszystkich krajów Bliskiego Wschodu. Jej przywódca – Recep Tayyip Erdoğan – pełniący najpierw funkcję premiera, a obecnie prezydenta, stał się politycznym idolem świata arabskiego. Partia Sprawiedliwości i Rozwoju, której przewodzi, a która przewodzi krajem od 2002 r., w sposób unikalny łączy wartości muzułmańskie z kapitalistycznymi. Fuzja ta nie oznacza jednak demokratyzacji państwa.
Wybory parlamentarne, które odbędą się w Turcji już 7 czerwca tego roku, będą zatem wielkim testem na siły przeciwników Erdoğana. Jeśli ugrupowanie prezydenta zdobędzie większość pozwalającą na zmianę konstytucji, Ankara jeszcze szybciej podąży ścieżką nieliberalnej demokracji. O szlachetnych protestach z 2013 r. mało kto dziś już pamięta. Po zdławieniu demonstracji Erdoğan nie tylko utrzymał partię przy władzy, ale jeszcze rok później wygrał wybory prezydenckie.
Turcja zbliża się do autorytaryzmu. Jest państwem nowoczesnym w formie, ale zatopionym w mitach starannie wyselekcjonowanej przeszłości. I właśnie dlatego politycy tureccy wydają się cierpieć na zbiorową amnezję. Wyparli z pamięci wspomnienie o tragedii – śmierci około 1–1,5 mln Ormian. Ludobójstwo rozpoczęło się od aresztowania elity, ale masakry miały miejsce na terenie prawie całej Anatolii. Dorosłych mężczyzn zabijano zwykle na miejscu. Pozostałych wysiedlano. Setki tysięcy osób zmuszono do marszu przez Pustynię Syryjską.
O tej tragedii nigdy nie przeczytamy we współczesnych tureckich gazetach. Rzeź Ormian to temat tabu, którego naruszenie jest karane zgodnie z literą prawą i sumieniem narodu. Z tym większym uporem należy o ludobójstwie Ormian pisać i opowiadać, przełamując zmowę milczenia i cenzorskie zapędy tureckich władz. Otwarcie dyskusji o tej zbrodni to także dobry punkt wyjścia do szerszej debaty o przyszłości tego niemal 80-milionowego narodu, którego znaczenie na globalnej mapie bez wątpienia rośnie.
Do dzisiejszego numeru zaprosiliśmy Dariusza Kołodziejczyka, profesora historii, znawcę dziejów Imperium Osmańskiego i Republiki Turcji. W rozmowie z Błażejem Popławskim wyjaśnia on meandry procesu modernizacji nad Bosforem. Tłumaczy też, dlaczego kres planów integracji Turcji z Unią Europejską uznać należy za porażkę Europy, a nie tego kraju.
O ludobójstwie sprzed wieku pisze z kolei Richard G. Hovannisian. Pochodzący z rodziny ocalałych z ludobójstwa Ormian wybitny amerykański historyk odsłania kulisy eksterminacji i pokazuje, w jaki sposób projekt ten stał się prototypem nowoczesnych ludobójstw. Hovannisian snuje śmiałe porównania między Holocaustem a Medz Jeghern, jak nazywane są masakry Ormian. Zastanawia się też, co musiałoby się zmienić w Turcji, by oba narody mogłyby odnaleźć pojednanie.
Pod większością wniosków Kołodziejczyka i Hovannisiana dotyczących niezakończonego eksperymentu modernizacyjnego Turcji podpisuje się Max Cegielski. „Fascynacja Zachodem jest domeną starych elit, a także potomków wąskich kręgów władzy osmańskiej”, mówi reportażysta w rozmowie z Błażejem Popławskim. Obecna władza to „nowe elity, głos prowincji, głos ludu”.
Zestaw komentarzy zamyka esej turkolożki Justyny Chmielewskiej poświęcony cenzurze w Turcji. Dowiemy się z niego m.in., w jaki sposób z tureckiego internetu codziennie znikają nowe strony; czy można skazać pisarkę za słowa, które wypowiada… bohaterka napisanej przez nią powieści; jak tureccy twórcy kultury reagują na represje polityczne.
24 kwietnia, w 100. rocznicę rozpoczęcia tragicznych wydarzeń opublikujemy także komentarz Per-Åke Holmquista, szwedzkiego reżysera, autora przejmującego filmu o ludobójstwie Ormian pt. „Back to Ararat”.
Zapraszam do lektury,
Błażej Popławski
Stopka numeru:
Autor koncepcji Tematu Tygodnia: Błażej Popławski.
Współpraca: Łukasz Pawłowski, Julian Kania, Thomas Orchowski.
Zdjęcia: Justyna Chmielewska.