Pamiętam, że kiedy byłem w drugiej albo trzeciej klasie podstawówki, nasza nauczycielka wzięła do ręki komiks, który ktoś z nas tego dnia przyniósł do szkoły, i przeglądając go, stwierdziła, że ona nigdy nie rozumiała, jak to się właściwie powinno czytać. Bardzo mnie to wtedy zdziwiło. Jako przedstawiciel pokolenia jakoś tam na komiksach wychowanego (może i oferta wydawnicza była wtedy skromna, ale jednak była – no i trzy razy w tygodniu dostawialiśmy „Świat Młodych”, zawsze z komiksem na ostatniej stronie) żywiłem głębokie przekonanie, że czytanie komiksów jest absolutnie naturalne, tak jak czytanie książek czy oglądanie filmów. Potem także zdarzało mi się spotykać ludzi, którzy twierdzili, że komiksów nie rozumieją, ale zawsze uznawałem to za zawoalowaną formę dystansowania się od gatunku. Jednak teraz, świeżo po lekturze „Zrozumieć komiks” Scotta McClouda, pojmuję, że rzeczywiście komiks posługuje się technikami i chwytami, które nie muszą być wcale dla wszystkich tak oczywiste; że to dziedzina sztuki bardziej odrębna niż dotąd mi się zdawało.
We wstępie do polskiego wydania Jerzy Szyłak porównuje tom McClouda do „Fantastyki i futurologii” Lema – i jest to porównanie bardzo trafne. W obu przypadkach mamy do czynienia z dziełem poświęconym teorii, ale napisanym przez wielce doświadczonego praktyka. I obie próby, trzeba zgodzić się z Szyłakiem, okazują się wyjątkowo udane.
Pomysł McClouda wydaje się prosty do bólu: stworzyć komiks, który będzie opowiadał o komiksach. Ważne jest jednak to, że twórca nie zajmuje się historią tej dziedziny sztuki, tylko jej teorią. Owszem, tu i ówdzie napomknie o historii, ale egipskie hieroglify czy pionierskie prace Töpffera są mu raczej potrzebne do konstruowania wywodu i pokazywania pewnych cech właściwych komiksowi, a nie do genealogicznych opowieści. McCloud stawia pytania o to, czym komiks jest, ale przede wszystkim zajmuje się tym, co i jak komiks „robi”. I tak od definicji komiksu w rozdziale pierwszym płynnie przechodzi do jednej z najciekawszych części – rozdziału drugiego, w którym rozwija całą teorię postrzegania świata przez ludzki umysł i tego, jak się owo postrzeganie przekłada na rysowniczą praktykę. Kluczem jest tutaj identyfikacja czytelnika z postacią, nasze przeniesienie samych siebie w świat przedstawiony, co tłumaczy pewne czysto praktyczne kwestie. Wracając do wspomnień z dzieciństwa: pamiętam, że zastanawiałem się, dlaczego „śmiesznie rysowane” ludziki komiksowe pojawiają się często na zupełnie realistycznym tle. Odpowiedź tkwi właśnie w owej identyfikacji z postacią, której nadmierna realistyczność zwyczajnie by przeszkadzała.
Fascynujące są partie poświęcone narracji komiksu. McCloud stawia tezę, że w komiksie najważniejsze jest to, co dzieje się między kadrami, bo przecież każdy kadr z osobna to po prostu rysunek i dopiero zestawione razem ożywają i przekształcają się w komiks. Analizuje typy relacji między kadrami, a potem przechodzi do kwestii upływu czasu w komiksie i dalej do tego, jak kreska oddaje emocje i wrażenia, bo przecież w komiksie jeden zmysł (wzroku) zastępuje wszystkie inne. To właśnie w rozdziale o czasie chyba w pełni zrozumiałem kłopoty mojej nauczycielki: praktykujący czytelnik komiksu odbiera to bezrefleksyjnie i odruchowo, ale to faktycznie dość niezwykłe, jak rozmiar kadru, odstępy między kadrami czy rysowanie „na spad” (czyli kadr, który wychodzi poza krawędź strony) przekładają się na czasową percepcję ukazywanych zdarzeń. Podobnie dzieje się w rozdziale piątym pt. „Życie w kresce”, który pokazuje, jak czarna linia na papierze może być nośnikiem bardzo różnych emocji, wrażeń i wszelkich innych komunikatów. Powołując się na cytat z Paula Klee, McCloud dowodzi, że „sztuka nie odtwarza tego, co widoczne, ale pozwala to zobaczyć”. Klee raczej nie miał na myśli opowieści obrazkowych, ale pasują one doskonale do jego tezy: jak to się dzieje, że kreską można oddać nie tylko emocje postaci, ale także szybkość (i to na różne sposoby), zapach, ton wypowiedzi – i wiele więcej. Bardzo ciekawe są obserwacje pokazujące różnice doświadczeń komiksu „zachodniego” i japońskiego (jako mangowy laik nie byłem świadom, jak dużo wzięliśmy ze wschodniej praktyki rysunkowej).
Wykład McClouda adresowany jest do odbiorcy wyrobionego – niekoniecznie komiksowo, chodzi mi raczej o wyrobienie w obcowaniu z teorią sztuki. Wbrew sympatycznej okładce, która może kojarzyć się z podręcznikami for dummies, jest to rzecz gęsta i poważna, wynikająca po części z lektur autora, ale przede wszystkim z jego doświadczenia rysowniczego i po prostu poważnej refleksji nad tą dziedziną sztuki. To raczej propozycja dla czytelnika dorosłego (testowałem na oczytanym w komiksach dwunastolatku – i gdzieś w połowie odpadł). Nie należy jej jednak sprowadzać wyłącznie do wykładu w sensie dosłownym, bo jednym z wielkich atutów „Zrozumieć komiks” jest właśnie jego komiksowość. Rysowana forma, z narratorem-okularnikiem, który mówi do nas w dymkach i objaśnia, pokazując, okazuje się tu czymś znacznie więcej niż naturalnym chwytem uprzystępniającym lekturę i przenoszącym ją na pole komiksu. Ma się wrażenie, że McCloud tyle samo czasu co na refleksję, poświęcił na obmyślenie, jak by tu swoje obserwacje przenieść i oddać rysunkiem – kadry są tu bardzo przemyślane i mówiące w równym stopniu słowem, co obrazem. A przecież o to w komiksie chodzi. „Zrozumieć komiks” okazuje się doskonałym przykładem na stawianą przez jego autora tezę na temat tego, jak wszechstronny i nośny jest to gatunek.
Album Scotta McClouda dociera do nas ponad dwadzieścia lat po premierze oryginału i choć o teorii komiksu to i owo się u nas ukazywało, pewnie stanie się pierwszą lekturą obowiązkową. Na pewno jest to tom bardzo inspirujący dla komiksowych twórców, ale nie mniej dla czytelników. Po tej lekturze komiksy czyta się tak samo chętnie jak wcześnie, tyle że nieco bardziej świadomie. Ja w każdym razie wyjąłem sobie archiwalne albumy Tadeusza Baranowskiego, tomy Willa Eisnera, a do tego właśnie wydanego i jakże dynamicznego „Battling Boya” Paula Pope’a, i teraz wertuję je naprzemiennie. Patrzę na kadrowanie, na kreskę, na przestrzenie między kadrami – i chyba po raz pierwszy komiksy naprawdę studiuję…
Komiks:
Scott McCloud, „Zrozumieć komiks”, przeł. Michał Błażejczyk, wyd. Kultura gniewu, Warszawa 2015.