Książka „Galimatias. Zaprzepaszczony sens Oświecenia” autorstwa politologa Stanisława Filipowicza imponuje erudycją oraz umiejętnością zwięzłej rekonstrukcji wielowiekowych procesów kulturowych i politycznych. Niestety praca ta wpisuje się w szeroki w Polsce nurt jednostronnej krytyki popkultury, konsumeryzmu, europejskiego liberalizmu i obecnego stanu liberalnej demokracji. Trudno nie przyznać racji autorowi, który punktuje szereg bolączek nękających społeczeństwa współczesnej Europy. Z drugiej jednak strony wizja wyłaniająca się z wielowątkowego eseju jest tak pesymistyczna, że na usta czytelnika ciśnie się mimowolnie pytanie: skoro jest tak źle, to dlaczego jest tak dobrze?
Autor posługuje się metodą historyczną: ze skrupulatnie zgromadzonych źródeł historycznych, kulturowych i filozoficznych wywodzi swój opis narodzin, tryumfu, załamania i późniejszej recepcji paradygmatu oświeceniowego w ogólnej wizji społeczeństwa w Europie. Przedmiotem analizy są m.in. preoświeceniowy, utopijny traktat „Miasto Słońca” pióra Tomasza Campanelli, świadectwa dokumentujące okrucieństwa rewolucji francuskiej, pisma Fryderyka Nietzschego i szkoły frankfurckiej. Historyczne rozważania ciągnące się przez większą część książki stanowią jednak zaledwie krok wstępny do podjęcia decydującego zadania w ostatnim rozdziale. Ambicją Filipowicza jest udokumentowanie długiej, historycznej drogi, którą przebył proces recepcji ideałów Oświecenia. Filipowicz czyni to po to, aby w jej świetle zaprezentować problemy, na jakie ostatecznie natrafiła myśl liberalna fundująca nowożytną demokrację.
Sedno sporu o dziedzictwo Oświecenia tkwi w bardzo ciekawej tezie cytowanego na wstępie przez Filipowicza amerykańskiego historyka z pierwszej połowy XX w. Carla Beckera. W roku 1932 zapisał on: „oświecenie nie było bynajmniej, jak się najczęściej uważa, źródłem wizji współczesnej, lecz w istocie stanowiło ostatni akt średniowiecza”. Autor „Galimatiasu” podziela to stanowisko. Uważa, że wielki projekt „wieku świateł”, pomimo pozornej wrogości wobec ancien régime, przynależy tak naprawdę do cywilizacji opartej na metafizycznym ładzie filozofii średniowiecznej. Cechuje go wiara w możliwość rozumowego skonstruowania porządku społecznego (a to zdaniem Beckera łączy Woltera i św. Tomasza). Ponadto Oświecenie podtrzymuje średniowieczną wizję hierarchicznej struktury społecznej, wizję wertykalnego porządku autorytetów i wartości.
Późniejsza recepcja Oświecenia doprowadziła jednak do załamania się tej metafizycznej harmonii. W miejsce ładu wkradł się chaos, wiarę w rozum zastąpił renesans mitu, hierarchię wartości zaś wyparła polifonia, a wśród jej głosów dużo silniej słychać celebrytów mody, sportu i sztuki kulinarnej niż dawnych tenorów religii, sztuki i filozofii. To znamienne, że Filipowicz zgodnie z diagnozą współczesnego kulturoznawstwa dostrzega zjawisko ponownego zaczarowania świata dokonujące się dzięki popkulturze i mediom, ale równocześnie neguje wartość tych nowych mitologii właśnie ze względu na porzucenie przez nie hierarchicznego porządku wartości.
Odnoszę wrażenie, że autor „Galimatiasu” popełnia prosty błąd w percepcji współczesnej mu rzeczywistości. Zamiast uznać, że filozoficzny paradygmat oceny rzeczywistości społecznej powstaje na styku doświadczenia współczesnej kultury i teoretycznej refleksji, Filipowicz przykłada otaczającą go rzeczywistość do starego, pokrytego kilkusetletnią śniedzią, metafizycznego wzorca i diagnozuje, że oglądana przez niego w telewizji i za oknem rzeczywistość społeczna zeszła na psy. Oczywiście warszawski politolog robi to w bardzo subtelny sposób. Po pierwsze, polemizuje z wybitnymi myślicielami (Habermasem, Rawlsem), którzy legitymizują dzisiejszą demokrację liberalną i towarzyszącą jej nieodłącznie popkulturę. Nie jest to więc atak na bezbronnego przeciwnika po drugiej stronie telewizyjnego ekranu, ale na utytułowanego filozoficznego rywala wagi ciężkiej.
Po drugie, Filipowicz bardzo zręcznie do krytyki współczesności zaprzęga postmodernistycznych lub antymodernistycznych myślicieli takich, jak Adorno, Horkheimer, Foucault, Sloterdijk czy Badiou.
Po trzecie, autor „Galimatiasu” przytomnie wystrzega się idealizacji epoki Oświecenia. Z jednej strony przejawia pewną dozę sympatii wobec konserwatywnie rozumianego wieku świateł jawiącego się jako kontynuacja porządku rozumu. Z drugiej jednak pisze o nieodłącznie towarzyszącej Oświeceniu komponencie mitologicznej, którą piewcy rozumu starali się wstydliwie ukryć. Przedstawia także barbarzyńskie okrucieństwa towarzyszące zaprowadzaniu rządów rozumu, które były jego jednoznacznym zaprzeczeniem.
Swoisty alians z myślą postmodernistyczną oraz wielokrotne wskazywanie na przemoc jako nieodzowną komponentę cywilizacyjnego projektu nowożytności zdradzają głębokie, filozoficzne założenia, które przyjmuje w swoich rozważaniach Stanisław Filipowicz. Praca została napisana pod silnym wpływem lektury Michela Foucaulta oraz Fryderyka Nietzschego, interpretowanego właśnie przez pryzmat pism francuskiego myśliciela. Z tego powodu Filipowicz niechętnie wspomina o zdobyczach Oświecenia, które niewątpliwie przetrwały dziejowe burze XIX i XX w.
W sprawie kultury masowej autor wzoruje swe stanowisko na Ortedze y Gassecie, autorze „Buntu mas”. Lekceważy współczesne postulaty emancypacji. To charakterystyczne dla polskich autorów utyskujących na obecną postać liberalnej demokracji w Europie, że prześlepiają dokonującą się dosłownie na naszych oczach feministyczną transformację cywilizacji, rewolucyjną zmianę społecznego statusu homoseksualistów czy zbawienne (zarówno dla niewierzących, jak i wierzących) procesy sekularyzacyjne.
Zgodnie z optyką przyjętą przez Filipowicza recepcja Oświecenia doprowadziła w Europie do płytkiego materializmu, bezmyślnego hedonizmu, upadku dyskursywnej, racjonalnej wizji demokracji oraz wplątania człowieka współczesności w procesy nieustannej manipulacji dokonywanej przez zręcznych polityków posługujących się mediami. Autor eseju podziela więc wiele zarzutów, które demokracji liberalnej przedstawiają radykalni myśliciele współczesnej lewicy. Sam jednak skłania się najwyraźniej ku pozycjom zajmowanym od lat przez Alasdaira MacIntyre’a. Jest to więc zdecydowana krytyka osławionego emotywizmu, czyli pozytywistycznej redukcji etyki do sfery subiektywnej, często irracjonalnej i poddanej władzy afektów. Równocześnie mamy do czynienia z dość nostalgicznym spojrzeniem w stronę dawnego, metafizycznego ładu opartego na władzy autorytetu. Wykorzystanie postmodernistycznej krytyki liberalizmu zbliża także Filipowicza do brytyjskiego filozofa i teologa Johna Milbanka, który po mistrzowsku dokonał tego na początku lat 90. w programowej książce „Theology and Social Theory”, argumentował zarazem potrzebę powrotu do arystotelejsko-platońsko-augustiańskich pryncypiów.
To, co odróżnia Filipowicza od Milbanka, MacIntyre’a, Sloterdijka lub Badiou, to brak jasnej wizji przyszłości. Poza lakonicznym stwierdzeniem, że do wyjścia z obecnego impasu potrzebna jest wiara w nową utopię, autor „Galimatiasu” nie zdobywa się na nakreślenie żadnej pozytywnej propozycji. Tym samym jego praca raczej powtarza zgrane już zarzuty pod adresem liberalizmu i liberalnej demokracji i nie stanowi nowatorskiego głosu w społecznej debacie. Historyczne procesy opisywane przez Filipowicza zostały już przecież wielokrotnie scharakteryzowane w sposób nieodbiegający znacząco od wizji warszawskiego politologa. On sam podaje w bibliografii zbiór artykułów autorstwa najważniejszych współczesnych myślicieli społecznych, m.in.: Žižka, Agambena, Badiou, Nancy’ego („Co dalej z demokracją?”, Warszawa 2012).
Drugim poważnym mankamentem książki jest kwestia „zaprzepaszczenia” sensu Oświecenia. Wyrażenie pojawiające się w podtytule mogłoby sugerować, że optymistyczna wizja tryumfu rozumu przy zachowaniu wertykalnego porządku wartości miała spore szanse powodzenia, została jednak na skutek popełnionych błędów „zaprzepaszczona”. Z drugiej jednak strony z historycznej analizy Filipowicza wynika, że już w samym oświeceniowym zarodku kryło się źródło późniejszej degeneracji ideałów wieku świateł. Ten problem pozostaje właściwie nierozstrzygnięty. Tym samym tytuł książki można opatrzyć niepokojącym znakiem zapytania.
Książka:
Stanisław Filipowicz, „Galimatias. Zaprzepaszczony sens Oświecenia”, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2014.