Kolos na glinianych nogach
Nigerię często porównuje się do kolosa stojącego na glinianych nogach. Barwna biblijna metafora, zaczerpnięta z Księgi Daniela, zdaje się trafiać w sedno. Nigeria jest pełna paradoksów, sprzeczności przesądzających o wątpliwej stabilności systemu polityczno-gospodarczego. Klasyczna dla politologów triada – ogromna powierzchnia + populacja + istny sezam bogactw naturalnych – czyni kraj ten kontynentalnym supermocarstwem. To jednak tylko jedna strona medalu.
Nigeria jest najludniejszym państwem całego kontynentu. Mieszka tam blisko 180 mln ludzi, co oznacza, że co szósty mieszkaniec Afryki jest Nigeryjczykiem. Według prognoz demografów populacja Nigerii w najbliższych dekadach będzie rosła najszybciej na świecie i przekroczy pół miliarda w 2050 r. Czy system ekonomiczny jest w stanie reagować na taki wstrząs ludnościowy? Wydaje się to mało prawdopodobne.
Owszem, Nigeria to piąty eksporter ropy naftowej na świecie, a także jeden z głównych graczy w sektorze wydobycia gazu ziemnego i kolumbitu. Bogactwa te tradycyjnie budowały PKB, którego poziom od początku tego stulecia rósł w tempie 6-8 proc. w skali roku. Miara ta nie jest jednak obiektywnym narzędziem oceny dynamiki wzrostu gospodarczego Nigerii – kilkanaście miesięcy temu zmieniono metodę liczenia wzrostu PKB, przesuwając rok bazowy z 1990 na 2010. Dzięki temu z dnia na dzień PKB Nigerii podskoczyło o prawie 100 proc. i przekroczyło 500 mld dolarów! Rewolucja ta dokonała się na papierze – jej skutki będą jednak odczuwalne w dłuższej perspektywie czasowej w portfelach zwykłych Nigeryjczyków.
Przekonanie o wykształceniu się w Nigerii więzi ponadetnicznej od początku było utopią. Mieszkańcy tego kraju nigdy nie stanowili i nigdy nie będą stanowić narodu. | Błażej Popławski
Bez wątpienia inwestorzy coraz śmielej kierują swoją uwagę ku – nominalnie – najbogatszej gospodarce Czarnego Lądu. Dynamicznie rozwija się branża telekomunikacyjna, bankowa, a także filmowa. W Nigerii produkuje się rocznie najwięcej filmów na świecie. W Afryce „Nollywood” – jak żartobliwie mawia się o tej gałęzi gospodarki – wygrywa w starciu z Hollywoodem i Bollywoodem. Kształtują się nowe, bardziej zachodnie nawyki konsumenckie.
Mimo tych wyraźnych zmian, stabilność ekonomiczna kraju pozostaje uzależniona od eksportu surowców naturalnych. Każde, nawet niewielkie, załamanie cen ropy na rynkach światowych gwałtownie wstrząsa ekonomiką nigeryjską, rodząc przy tym frustrację społeczną.
Władzom nigeryjskim nigdy specjalnie nie zależało na dywersyfikacji takiego modelu, wygodniej było poprzestać na ingerowaniu w miary statystyczne. Tak Ludowa Partia Demokratyczna, ugrupowanie rządzące Nigerią w okresie 1998–2015, podtrzymywała mit prosperity. Dotknięcie klątwą surowcową okazało się po prostu opłacalne – przynajmniej dla elit politycznych, od dekad zawłaszczających zyski z eksportu bogactw naturalnych. Kolos na glinianych nogach chwieje się coraz wyraźniej, czego uparcie nie dostrzega nowo wybrana elita tego kraju – politycy Kongresu Postępowego.
Iluzja narodu
Modną pamiątką, którą turyści przywożą z Nigerii, jest charakterystyczna trójgłowa rzeźba. Przesłanie chętnie reprodukowanego dzieła jest klarowne: Nigeryjczycy stanowią naród – jeden, niepodzielny, oparty na harmonii trzech głównych plemion: Ibo, Joruba i Hausa. Ibo mieszkają w bogatej w złoża ropy naftowej południowowschodniej części kraju. To w większości chrześcijanie. Kolebką Joruba jest Nigeria południowozachodnia. W starszej literaturze określani byli często mianem animistów. Na ziemiach kontrolowanych przez nich znajduje się najbogatsze miasto nad Zatoką Gwinejską, zamieszkałe przez ponad 20 mln ludzi, Lagos. Była stolica Nigerii jest symbolem nowoczesności kraju, niepohamowanej modernizacji, luksusu, ale także i korupcji. Hausaland obejmuje o wiele biedniejszą północ kraju, zamieszkałą przez ludy zislamizowane. Oprócz tych trzech grup – stanowiących nieco ponad połowę populacji państwa – w Nigerii mieszka ok. 250 mniejszych plemion. Wykształcenie się w takich warunkach więzi ponadetnicznej od początku było ideą utopijną.
Nigeryjczycy nigdy nie stanowili i nigdy nie będą stanowić narodu. Doskonale zdają sobie z tego sprawę radykalnie nastawieni politycy, zwłaszcza przedstawiciele młodego pokolenia, postulując podział kraju na dwa organizmy. W wersji soft projekt taki oznacza dewolucję, zwiększenie samosterowności gospodarczej poszczególnych regionów. W wersji hard – secesję północnych stanów, gdzie od końca XX w. obowiązuje szariat i przekształcenie ich w niezależny kalifat.
Społeczeństwo nigeryjskie dzieli się coraz wyraźniej – z roku na rok jest w nim więcej bogatych i biednych. Rozwarstwienie to pogłębia frustrację i rodzi gniew wobec elit politycznych. | Błażej Popławski
Najnowsza historia Afryki zna przypadki podziałów krajów postkolonialnych – lekcje te dowodzą krótkowzroczności takich rozwiązań. Sudan Południowy, bo o nim mowa, mimo ogromnych złóż ropy naftowej, jest krajem upadłym politycznie i gospodarczo, rozdartym wojną między dwiema głównymi grupami etnicznymi – Dinkami i Nuerami. Czy scenariusz południowosudański mógłby się w Nigerii powtórzyć?
To raczej mało prawdopodobne. Renegocjacja granic nie jest zabiegiem czysto przestrzennym. Czas wytyczania w Afryce granic po linijce – na szczęście – już dawno minął. Walka o nowy kształt państwa to przede wszystkim proces odbudowywania tożsamości społecznej oraz kształtowania autonomii rynkowej. We współczesnej Afryce idee tak dalece zakrojonej inżynierii polityczno-ekonomicznej często bywają łączone z wizją budowy społeczeństwa obywatelskiego. Plan taki to kolejna mrzonka. Narodziny nigeryjskiej klasy średniej – w krajach bogatego Zachodu: nośnika idei obywatelskich, ducha przedsiębiorczości i poglądów wolnorynkowych – utrudnia wzrost polaryzacji ekonomicznej. Teoretycznie, według szacunków Afrykańskiego Banku Rozwoju, do klasy średniej zaliczyć należałoby co dziesiątego Nigeryjczyka. Dane te i tak wydają się być mocno przeszacowane. Społeczeństwo nigeryjskie dzieli się coraz wyraźniej – z roku na rok jest w nim więcej bogatych i biednych. Rozwarstwienie to pogłębia frustrację i rodzi gniew wobec elit politycznych. Z kolei działające w Afryce Zachodniej organizacje pozarządowe szybko przeistaczają się w firmy reprezentujące interesy plemienne. Taka jest właśnie sfera publiczna w Nigerii – naznaczona piętnem rywalizacji etnicznej, przeżarta korupcją i nepotyzmem.
Co dalej?
Historia Nigerii lubi się powtarzać. Po 32 latach do władzy wraca generał, były dyktator Muhammadu Buhari (sylwetkę polityka przedstawiliśmy bezpośrednio po ogłoszeniu wyniku wyborów). 29 maja tego roku został on oficjalnie zaprzysiężony na stanowisku prezydenta. Przed Nigerią otwiera się nowy rozdział historii.
Nigeria potrzebuje polityka bezkompromisowego, który zaprowadzi rządy twardej ręki. Tylko marzyciele wierzą, że lider socjaldemokratów, jak nazywają siebie działacze Kongresu Postępowego, zdoła całkowicie wyplenić korupcję niszczącą organizm państwowy czy rozprawić się z fundamentalistami z Boko Haram. Nie zlikwiduje też dysproporcji w rozwoju gospodarczym kraju. Nie zakończy transformacji postkolonialnego społeczeństwa. Może tylko część tych procesów nieco przyspieszyć – na co właśnie liczą Nigeryjczycy, a przynajmniej ci, którzy hucznie świętują zaprzysiężenie nowego prezydenta.