julien_benda_IKONKA_il

Kim jest nowoczesny klerk? To ten, który winien dążyć ku sprawom wiecznym, lecz sądzi, że sławę przyniesie mu polityka. Ten, który polityczne namiętności stawia ponad rozum i dążenie do sprawiedliwości. Nowoczesny klerk to zdrajca. Zdrajca własnego powołania.

„Obowiązkiem klerka – pisał Julien Benda w eseju «Zdrada klerków», dopiero niedawno wydanym w całości po polsku – zawsze było nadawać najwyższą wartość myśli bezinteresownej, wolnej od wszelkiego dążenia do osiągnięcia praktycznych wyników”. To, co praktyczne, było zawsze dla klerka, artysty, pisarza, intelektualisty tożsame ze zdradą własnego powołania. Klerk, jak go rozumiał Benda, nie może służyć ani porządkowi, ani naturze, ani historii czy pięknu. Nie może służyć nawet pokojowi, bo pokój nie jest wartością bezwzględną. Dla klerka absolutem jest tylko sprawiedliwość. I rozum, którym winien się kierować.

Klerk jest moralistą, a tacy nigdy nie są w cenie. W XX i XXI w. jego sytuacja staje się jednak szczególnie trudna. Sam Benda, kiedy kończył swój esej w 1927 r., czyli niemal sto lat temu, wiedział, że pisze właściwie na zgliszczach. Przestrzegał wówczas, że na kontynencie nie ma „prawie nikogo, kto nie byłby dotknięty (lub się za takiego nie uważał) rasową, klasową czy też narodową namiętnością, a najczęściej wszystkimi trzema”. Już wtedy, a od tego czasu niewiele się pod tym względem zmieniło, rzesze ludzi budziły w sobie nienawiść do innych grup społecznych, do tych, a nie innych partii, przywódców politycznych i religijnych. Namiętności polityczne stały się uniwersalne. Dziś takimi pozostały, wzmocnione tylko przez współczesne środki komunikacji, które jeszcze silniej, jeszcze skuteczniej skupiają ludzi w roznamiętnione, wzajemnie sobie nienawistne masy.

Klasyczny klerk nie łudził się, że powstrzyma ludzi od namiętności, nienawiści, a nawet zbrodni. Miał tylko nadzieję – i w tym widział swoją rolę – że uda mu się przestrzec przed uczynieniem „z tych odruchów religii”. Liczył na to, iż zdoła ludzi przekonać, że prawdziwa wielkość pochodzi z ich doskonalenia. Napięcie między tymi dwoma – siłą destrukcji i pasją doskonałości – tworzyło przecież, pisał Benda, „szczelinę, przez którą mogła wślizgnąć się cywilizacja”. Z końcem wieku XIX doszło jednak do zmiany. Klerkowie, którzy mieli nakładać „wędzidło realizmowi narodów”, sami porzucili własny idealizm i „zaczęli igrać z namiętnościami politycznymi”. Uznali je, mówiąc inaczej, za swoje. Pragnęli odtąd, miast trwać we właściwym dla siebie „duchowym ascetyzmie”, osiągać szybkie rezultaty. Troszczyli się już nie tyle o człowieka i władztwo sprawiedliwości, ile o interes klasowy lub narodowy. Kierowali nie rozumem, a emocjami, czasem nawet nienawiścią. A przede wszystkim wierzyli – jak pisał Benda – w idée fixe, swoją doktrynę. Byli nowocześni, ale przestali być „oficjantami abstrakcyjnej sprawiedliwości” jak Zola czy Duclaux. Ich prawdę określała odtąd użyteczność, ich pojęcie sprawiedliwości – okoliczności.

Zdrada klerków miała – jak wiemy – dramatyczne konsekwencje. Intelektualiści zdradzali tak przed pierwszą, jak i drugą wojną światową. To im Benda poświęca w swojej książce najwięcej miejsca, ponieważ to ich wiara w kult nagiego faktu, siły, konieczności i pragmatyzmu utorowała drogę do zbrodni. Klerkowie zdradzali też jednak później. I na różnych polach. Nie tylko w imię narodu czy klasy, lecz także „zaangażowania”, „miłości”, „uświęconej pozycji pisarza”, wreszcie walki o własną karierę, tu i teraz. W odpowiedzi na tę krytykę wielu mówiło, że życie nie jest neutralne, że żąda od nas deklaracji, opowiedzenia się po którejś ze stron. Klerk odpowiadał na to: „życie neutralne nie jest, ale prawda tak, przynajmniej politycznie”. Było to myślenie obce wszystkim gatunkom realistów.

Tylko dlaczego klerk zdradzał i zdradza nadal? – pytał Benda. Dlaczego nie chce już bronić tego, co bezinteresowne, racjonalne, stałe, a zamiast tego gotów jest rzucić się w odmęty czystego działania, irracjonalnego poświęcenia dla sprawy? Powodem, zdaniem Bendy, jest głód uczuć, szczególny typ romantyzmu. W dużej mierze zdrada klerka jest też następstwem warunków, w których przyszło mu działać, społecznych namiętności, które go otaczają.

Nowoczesny klerk tęskni za znaczeniem, społecznym uznaniem, dlatego porzuca własne ideały. Oskarżają go o niepraktyczność, śmieją się z jego naiwności, robi więc wszystko, by udowodnić własną przydatność. Pochłonięty polityczną obsesją zapomina jednak, że sensem jego istnienia nie jest polityka, lecz prawda. Jego rolą jest być gzem zakłócającym spokój przemądrzałych realistów, których gęby pełne są frazesów o rozsądku lub racji stanu. Jak pisze Benda, celem klerka jest podtrzymywać „płomień wartości niepraktycznych”, co oznacza: przypominać o szacunku dla prawd racjonalnych i faktycznych, sprzeciwiać się zorganizowanemu kłamstwu, walczyć o prawa jednostki i sprawiedliwość dla wszystkich obywateli. Bez nich nie da się przecież żyć w dobrym społeczeństwie. Klerk nie może o tym zapominać, na tym polega jego skromna wielkość.

julien_benda_zdrada klerkow_okladka

Książka:

Julien Benda, „Zdrada klerków”, przeł. Marek Mossakowski, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2014.