W areszcie jest już 25 prawników, pracowników kancelarii, przez trzy firmy przeszły ekipy policyjne zbierające dowody przestępstw. Największe zainteresowanie służb wzbudziła pekińska kancelaria Fengrui specjalizująca się w trudnych i głośnych sprawach związanych z łamaniem praw człowieka. Wszystko zaczęło się o świcie 9 lipca, kiedy z rozmachem aresztowano pracującą tam znaną prawniczkę Wang Yu. Ponad 20 funkcjonariuszy, odcięty prąd, internet, sforsowane drzwi… Zatrzymano także jej szefa, Zhou Shifenga, potem kolejnych kolegów po fachu. W areszcie jest już sześciu pracowników Fengrui. O co zostali oskarżeni? Zarzuty są poważne, a ich lista – długa. Przede wszystkim chodzi o „zorganizowaną przestępczość”, która miałaby polegać np. na nagłaśnianiu procesów w drażliwych sprawach, na organizowaniu protestów przed sądami w czasie trwania rozpraw, podżegania opinii publicznej na korzyść oskarżonych czy zamieniania „drażliwych spraw w sprawy polityczne”. Przez nagłaśnianie spraw kancelaria zdobywała sławę i rozgłos, dzięki czemu przyciągała nowych klientów, a ponieważ nie zawsze jej prawnicy byli w stanie wygrać procesy dzięki przepisom, sięgali po środki pozaprawne. Policja twierdzi, że rozbiła „przestępczy gang” oplatający swymi mackami cały kraj i wpływający negatywnie na chiński wymiar sprawiedliwości.

Aresztowani, bądź jedynie przesłuchani, już zostali osądzeni przez oficjalne media. W gazetach pojawiły się demaskujące artykuły opisujące bezmiar wykroczeń „sprawiających problemy prawników”. Tego typu teksty pojawiają się dość często w prasie czy internecie, ale teraz do zwyczajowego arsenału dołączono ciężkie działa – telewizyjne wyznania winy przez oskarżonych. Jeden z aresztowanych pracowników Fengrui wyznał, że za wszystkim stoi jego szef, którym kierują bliżej niesprecyzowane motywy polityczne, co więcej – jest on lubieżnikiem. Publiczne wyznania przestępców, ze łzami w oczach wyliczających swoje zbrodnie, a także prywatne przywary, są dość powszechne w chińskiej telewizji. Dawniej jednak samokrytykę przed całym krajem składali głównie przestępcy kryminalni – mordercy, gwałciciele, złodzieje. Od dwóch lat czas antenowy dostają gratis zatrzymani pod różnymi zarzutami dziennikarze, aktywiści czy nawet członkowie elit. Ubrani w pomarańczowe kamizelki (w takim stroju występują przed sądem oskarżeni), szlochając, przyznają się do kontaktów z prostytutkami, szantaży, łapówek czy rozprzestrzeniania pornografii i przepraszają społeczeństwo za swe niemoralne zachowanie. Takie telewizyjne spowiedzi (ciężko podejrzewać, że są one osobistą i dobrowolną inicjatywą występujących…) stały się współczesnym odpowiednikiem publicznych upokorzeń – marszy wstydu z czasów rewolucji kulturalnej, kiedy ulicami oprowadzano ubranych w papierowe czapki wrogów ludu.

Departament Stanu USA wydał dość ostre oświadczenie, w którym potępił działania władz i nawoływał do zwolnienia zatrzymanych. Odpowiedź, raczej ambiwalentna niż nerwowa, pojawiła się we wstępniaku słynącej z twardogłowych redaktorów gazety „Global Times”. Autorzy dziwią się niedoinformowaniu Amerykanów: „Kiedy Chiny były słabe, oskarżenia USA były jak kij, ale teraz jest inaczej. Najnowsze oświadczenie USA nie przyniesie żadnych realnych efektów […]. Co więcej, w Chinach wielu uważa, że jeśli ktoś otrzymuje wsparcie od sił zewnętrznych, oznacza to, że nie jest przyzwoitym człowiekiem”. Oczywiście gangiem adwokatów zajmie się chiński wymiar sprawiedliwości i oczywiście zostaną sprawiedliwie osądzeni.

Wygląda na to, że wprowadzane od niedawna „rządy prawa” – gorące hasło zeszłorocznego plenum i prezydenta Xi Jinpinga – obejmują jedynie tych, którzy nie występują przeciwko władzom i nie sprawiają kłopotów. Dysydenci, aktywiści, niepokorni prawnicy – dla nich prawo przybiera inne, zdecydowanie mniej przyjazne oblicze.