Bohaterowie filmu Andreasa Dresena „W rytmie marzeń” to grupa niemieckich nastolatków, których wejście w dorosłość zbiegło się z transformacją ustrojową. Losom Daniego i jego przyjaciół: Rico, Marka, Paula i Pitbulla towarzyszy dynamiczna muzyka, emocje w filmie buzują, a piwo leje się strumieniami, lecz nie jest to typowe, młodzieżowe kino z sympatycznymi bohaterami. Akcja rozgrywa się w latach 90. w Lipsku, które przestało być jednym z miast NRD, a stało się, przynajmniej dla chłopców, areną trudnej i brutalnej walki o przetrwanie. Wszyscy mają marzenia i plany, lecz jasne wydaje się, że do ich spełnienia droga jest długa, a sposób, w jaki żyją – daleki od wzorcowego. Świat, w którym chłopcy próbują różnych smaków życia, to właściwie ziemia niczyja, niemalże miejskie ruiny, na których powoli budowany jest nowy porządek. Tymczasem jednak rządzą tu siła i pieniądze.

W filmie Dresena nie ma właściwie pozytywnych bohaterów, wszyscy są przegrani – trochę na własne życzenie, trochę przez los, a może po prostu za sprawą zmiany politycznej, która jednym przyniosła sukces, a innym klęskę. Film, oparty na powieści Clemensa Meyera, odczytywany w świetle kina o dorastaniu może rozczarowywać. Reżyser nie uniknął bowiem fabularnych klisz i dosłowności. W filmie wiele jest scen pokazujących, jak bohaterowie manifestują swoją dorosłość, ale ich afirmacja młodości dokonuje się dość stereotypowo (picie alkoholu, oszałamianie się głośną muzyką i szybką jazdą samochodem). Może to jednak wynikać także ze sposobu obrazowania, polegającego na zderzaniu komizmu z tragizmem. Naturalizm i brutalność niektórych scen podyktowane są również chęcią odwzorowania rzeczywistości transformacji, w jakiej dorastają bohaterowie – świata bezwzględnego, pozbawionego dawnych reguł (stąd epatowanie przemocą fizyczną w relacjach międzyludzkich i konsumpcyjnym stylem życia).

Warto odczytywać „W rytmie marzeń” w kontekście problematyki enerdowskiej, nurtu filmowego dotyczącego zmiany roku 1989, kwestii zjednoczenia Niemiec oraz wyobrażeń NRD w kinie, a także twórczości reżysera, bo dzięki temu motywacje i działania bohaterów nabrać mogą pełniejszego znaczenia.

Ostro i pod prąd

To, co uderza w filmie Dresena, to ogromne zagubienie nastolatków. Droga ku zatraceniu w alkoholu, przemocy i narkotykach wydaje się niekiedy wręcz bezsensowna, lecz Dresen w swoich filmach lubi stawiać bohaterów w sytuacji bez wyjścia, gdy dokonywane wybory spychają ich często na skraj szaleństwa. Postacie są nierzadko ludźmi „nie na miejscu”, pozostającymi na uboczu, marginesie. Bohaterowie, którzy postępują wbrew zasadom, którzy za nic mają obowiązujące reguły społecznych gier, filmowy świat, na pozór bezpieczny i znany, który okazuje się pełen niepokoju i zagrożeń – to charakterystyczne motywy twórczości reżysera, obecne w takich filmach jak „W siódmym niebie” („Wolke 9”, 2008) czy „Willenbrock” (2004). Dresen przypomina eksperymentatora, który konfrontuje swoich bohaterów z sytuacją ekstremalną i przygląda się ich zachowaniu, niejako bez znieczulenia. Sam, jako obywatel byłej NRD, nieraz już dał świadectwo przełomu 1989 r. i latom 90. ubiegłego wieku: w dość przewrotnym, ironicznym debiucie „Stilles Land” („Cicha kraina”, 1992) czy epizodycznym, rozgrywającym się w Berlinie filmie „Kształty nocy” („Nachtgestalten”, 1999). „W rytmie marzeń” byłby zatem w pewnym sensie kontynuacją tych zainteresowań, także estetyczną (miejskie pejzaże czy bliskość kamery śledzącej emocje).

„Był kiedyś kraj, w którym żyłem. Spędziłem w nim najpiękniejsze chwile mojego życia, kiedy byłem młody i zakochany…”

Powyższa fraza, pochodząca z filmu „Słoneczna Aleja” („Sonnenallee”, reż. Leander Haußmann, 1999), to trop nieco mylący w przypadku „W rytmie marzeń”. Niemiecka Republika Demokratyczna jest niezwykle ważnym punktem odniesienia dla narracji Dresena, węzłowym punktem w życiu bohaterów, stanowiącym wspólną płaszczyznę odniesień, w tym czysto językowego porozumienia (snute wspomnienia, powiedzenia czy popularne do niedawna slogany). Reżyser ujmuje jednak to wspomnienie o NRD w wyraźną ramę, swego rodzaju ironiczny cudzysłów. W Niemczech czas tzw. pierwszej fali filmowej nostalgii za NRD, którego symbolem jest „Słoneczna Aleja”, już dawno minął. Nieistniejąca już Republika powraca w filmie Dresena na nowo, lecz w formie pewnej konwencji, czytelnej właśnie jako zbiór schematycznych odwołań (określone slogany, gesty, frazy). Funkcje filmowych retrospekcji z „W rytmie marzeń” odczytać można w kontekście medialnych obrazów NRD – w tym chociażby fotograficznych. Kiedy przeszłość skonfrontowana zostaje ze zmienioną teraźniejszością, czytelna staje się zmiana – pojawienie się nowego krajobrazu lub degradacja starego.

Pamięć przełomu konstruowana jest w oparciu o prywatne wspomnienia i osobiste przeżycia, w których brak charakterystycznych medialnych obrazów pokojowej rewolucji. | Marta Brzezińska

Filmowa NRD to u Dresena czas szkoły podstawowej, okres zawiązujących się przyjaźni, pierwszych fascynacji, ale i rozczarowań. Reżyser „W rytmie marzeń” świadomie kreśli znak równości między NRD a czasem dzieciństwa i niewinności (co najwyżej przeczucia świata dorosłych i prawie „dorosłych wyborów”, nie w pełni uświadomionych). Lata 90. będą więc okresem przyspieszonego dorastania, a zmiana polityczna musi przyspieszyć moment skoku w dorosłość. To dość charakterystyczny motyw filmów dotyczących problematyki muru berlińskiego i procesu zjednoczenia w Niemczech, czego przykładem mogą być takie filmy jak „Hallesche Kometen” Susanne Iriny Zacharias (2005) czy bardzo znany „Good Bye, Lenin!” Wolfganga Beckera (2003). W filmie „W rytmie marzeń” dorosłość jest niszcząca, rozczarowuje, a Lipsk – kreślony w ciemnych barwach, przypominający nieco dzieła Andreasa Kleinerta czy „Nietykalną” Oskara Roehlera (2000), gdzie przestrzeń NRD ulega (jakby przyspieszonemu) rozpadowi, wydaje się opustoszała i nieprzyjazna (co więcej, erozji podlegają także relacje międzyludzkie).

Joel Basmann / Merlin Rose
Joel Basmann / Merlin Rose

Tym większy kontrast w „W rytmie marzeń” stanowią sceny szkolne, będące rekonstrukcją wspomnień Daniego – są kolorowe, delikatne, jakby lekko prześwietlone, niemal nierealne, a w konfrontacji z brutalną, jakże autentyczną współczesnością, czynią ją jeszcze bardziej odstręczającą. Co interesujące, przestrzeń NRD to szkoła, w której bezustannie trwa spektakl – ćwiczenia obrony cywilnej, apele – a także teatr codzienności, w którym trzeba grać rolę: dziecka, ucznia, pioniera i obywatela kraju socjalistycznego. NRD przedstawiona zostaje zatem jako kraj podwójnego życia – publicznego i prywatnego, sceny i kulis (przedstawione to zostało ciekawie także w filmie „Helden wie wir” Sebastiana Petersona z 1999 r.).

Ucieczka w przeszłość

To, że retrospekcja u Dresena jest nostalgiczna, wydaje się oczywiste, lecz na poziomie powtórzonego motywu i konwencji (przy tym dotyczą one okresu dzieciństwa i czasów szkolnych – przewidywalnych i bezpiecznych). To także swego rodzaju filmowy komentarz wobec nostalgii, której rozkwit przypada na okres lat 90., refleksja dotycząca medialnych obrazów przeszłości, sposobów ich użycia w filmowej formie jako konwencji właśnie, ornamentu, kolorowej fantazji – przyjemnej, lecz nieautentycznej, przypominającej bardziej chwilowy rausz niż rodzącej poczucie przynależności, zakorzenienia. „W rytmie marzeń” proponuje w zakresie przedstawienia pracy pamięci o NRD pewien eksperyment – dla bohaterów filmu niejednokrotnie sfera wyobrażeń splata się z realiami filmowej akcji, zaburzając granicę między fikcją a prawdą, sprawiając, że główny bohater zostaje niemal zawieszony między płaszczyznami czasowymi, schwytany w pułapkę wspomnień, które są zdradliwe jak narkotyk. Dani jest bowiem narkomanem odurzonym przeszłością.

Często problematyczne życie w nowej rzeczywistości, już po upadku muru berlińskiego, bywa tematem filmów tak różnych, jak komedia Petera Timma „Der Zimmerspringbrunnen” (2001) czy poważny w tonacji „Berlin is in Germany” Hannesa Stöhra (2001). W filmie Dresena zagadnienie przełomu i transformacji ma znaczenie dla losów bohaterów filmu, choć nie zawsze zostaje to wypowiedziane wprost. Dość często problem zaznaczany jest aluzyjnie – chociażby przy temacie bezrobocia, w scenie, gdy matka przypomina młodemu bohaterowi, że podjęła pracę w przetwórni ryb, pracę, która napawa ją wstrętem. Film jest dość ciekawym komentarzem do problemu poszukiwania tożsamości i własnej drogi. Wspomniane wcześniej filmy Andreasa Kleinerta czy te ostatnie wyprodukowane przez studio DEFA byłyby ścieżką, na którą powraca Dresen, kreśląc swój pejzaż osamotnienia i czasu deziluzji.

Przyglądając się badaniom dotyczącym wspomnień związanych z przełomem roku 1989 i Niemiecką Republiką Demokratyczną, można odnotować charakterystyczny ich rys: pamięć przełomu i czasu, który nastąpił po nim, konstruowana jest w oparciu o prywatne wspomnienia i osobiste przeżycia, w których nierzadko brak charakterystycznych (i pozytywnych) medialnych obrazów transformacji i „pokojowej rewolucji”. W filmie „W rytmie marzeń” także tego nie ma, praca pamięci o NRD, tak bardzo obsesyjna, w której Dani szuka wytchnienia i drogowskazów, jest również wybiórcza, pracuje na jałowym biegu – i oferuje przy tym tylko skromne, krótkotrwałe i fałszywe pocieszenie.

 

Film:

„W rytmie marzeń”, reż. Andreas Dresen, Niemcy 2015.

 

Trailer:

[yt]0DiqjaK3Xp8[/yt]