Lata minęły, a Pałac Kultury nadal jest najważniejszym budynkiem w Warszawie i w Polsce. Jego dominującej pozycji nie zagroziły ani wzrastające w okolicy wieżowce, ani śmiałe plany budowy budynków wyższych, wyrastających ponad jego iglicę, które wciąż pozostają jedynie na papierze i w formie kolorowych wizualizacji. Wielu burzyło go w wyobraźni, na kartach powieści lub w filmach, on jednak na przekór wszystkiemu nadal trwa i w międzyczasie został ogłoszony zabytkiem; stał się tym samym jednym z najmłodszych zabytków, jakie mamy w Warszawie. O jego znaczeniu dla kształtowania sylwety współczesnego miasta można by długo i rozwlekle pisać, a także niejedno już napisano, dlatego dziś nie pozostaje chyba już nic więcej, jak tylko życzyć mu, z okazji urodzin:

Po pierwsze: żeby trwał. Niekoniecznie jako wspominane w znanym dawnym wierszu uczucia miłości lub przyjaźni, ponieważ Pałac, wzniecając niejedne żywiołowe nastroje, dobitnie pokazał już, że potrafi być od emocji trwalszy. W dobie jednak rzeczy wymienialnych, wieżowców stawianych na kilkanaście lat, a potem rozbieranych pod wyższe realizacje, fakt istnienia tego wysokościowca budzi pewien spokój. Z jednej strony jest to spokój wynikający z ciągłości istnienia, co samo w sobie ma znaczenie wcale niebagatelne, gdyż w mieście, które ulegało tylu zniszczeniom, fakt, że obiekty dłużej trwają, wydaje się niezwykle cenny. Z drugiej, budzi on spokój z tego względu, że spina wokół siebie wszystkie warszawskie wieżowce, nadając ich gromadzie swoisty charakter.

Po drugie: żeby się trochę schował za okoliczną zabudową. Gdy był sam, budził niejaką grozę, przygniatając miasto swoim masywnym korpusem. Paradoksalnie, piękno Pałacu ujawniło się dopiero, gdy lekko przysłoniła go z różnych stron korporacyjna estetyka szklanych wysokościowców. Była to zresztą relacja dwustronna. Ich bezduszne i uniwersalne bryły same zyskały bowiem dodatkową tożsamość, dzięki towarzystwu Pałacu. Ponadto, gdy okoliczna zabudowa podpełznie pod sam Pałac (przez co przysłoni go także z perspektywy przechodnia), budynek ten otrzyma w końcu to, czego nie miał od samego początku, czyli bezpośredni kontakt z organizmem miasta.

Po trzecie: żeby stracił trochę swojej „pierwotnej” autentyczności. Pałac ma dziś już 60 lat, co dla takiego budynku, wyposażonego wciąż w technologię z lat 50., wymagającą nieustannej konserwacji, nie jest dobre. Pałac to nadzwyczaj nieekologiczny budynek, pochłaniający mnóstwo energii i z przestarzałą aparaturą. Dlatego życzę mu, żeby z łatwością przeszedł proces wymiany swoich wewnętrznych instalacji, jakkolwiek odległy może się ten proces wydawać.

Pałac najpewniej zostanie z nami na długo. Kwartał miasta, który został pod jego wzniesieniu unicestwiony, być może wróci w jakimś stopniu i stworzy wreszcie bezpośrednie otoczenie dla tego budynku. Jednak z biegiem czasu zapewne umilkną głosy nawołujące do jego zburzenia. Wpisał się już w tkankę miasta i – jak to przeczytałem w jednej książce – „zbigbenizował”, przeistaczając się w prawdziwą wieżę ratuszową, na której zawsze znaleźć można było zegar, odmierzający bieg czasu dla całej stolicy.

Żyj długo nam, Pałacu, i oby Twój blask nigdy nie zgasł.