Wada jest taka, że opiera się ono na identycznej filozofii działania, która była stosowana w przypadku Grecji przez ostatnie lata i która się nie sprawdziła. Grecja ma oszczędzać i wprowadzać reformy strukturalne, w zamian za to jej potrzeby finansowe zostaną zaspokojone przez wierzycieli publicznych. Zaleta jest taka, że porozumienie uchyla nieśmiało drzwi do rozwiązań, które teoretycznie mogą okazać się skuteczne. Chodzi o warunkową możliwość redukcji kosztów obsługi greckiego długu, co de facto może okazać się redukcją samego długu.
Jeżeli Grecja w najbliższych miesiącach udowodni, że jest warta zaufania, a wierzyciele będą gotowi darować jej część długów, pojawi się szansa na trwałe rozwiązanie problemu, czyli przywrócenie Grecji wypłacalności i otwarcie drogi do wzrostu gospodarczego. Brak któregokolwiek z tych elementów sprawi, że Grecja wyleci w końcu ze strefy euro.
Żeby zrozumieć co „deal” oznacza dla Grecji i Europy, warto najpierw poukładać sobie najważniejsze fakty dotyczące Grecji oraz samego porozumienia.
Trzy przyczyny kryzysu
Zasadniczym problemem jest gigantyczna recesja, uniemożliwiająca jakąkolwiek spłatę zadłużenia. Grecki PKB znajduje się obecnie 30 proc. poniżej poziomu sprzed recesji (koniec 2007 r.). Dla porównania – PKB drugiej najgorzej zachowującej się gospodarki strefy euro, czyli Włoch, jest „tylko” 10 proc. poniżej przedkryzysowych poziomów. Ścieżka greckiego dochodu jest znacznie gorsza niż analogiczna ścieżka amerykańskiego dochodu podczas depresji lat 30. Tak fatalne wyniki gospodarcze mają trzy przyczyny. Pierwsza to naturalny dla okresów po kryzysie zadłużeniowym deficyt popytu. Podmioty zadłużone dążą do osiągnięcia nadwyżki dochodów nad wydatkami, a podmioty niezadłużone redukują inwestycje, dlatego – jak pokazuje wiele badań – kryzysy zadłużeniowe przynoszą głębokie recesje i słabe ożywienia.
Przyczyna druga to zła polityka makroekonomiczna narzucona strefie euro przez Komisję Europejską, Europejski Bank Centralny i Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Nie chodzi o to, że kraje zadłużone nie powinny zaciskać pasa, ale o to, że tempo wprowadzania oszczędności powinno być niższe, a polityka pieniężna znacznie łagodniejsza. Największe zastrzeżenia można mieć do EBC, który w 2011 r. w ogóle nie reagował na paniczny wzrost rynkowych stóp procentowych (uczynił to dopiero w połowie 2012 r., ponad rok za późno), a w 2013 i 2014 r. dopuścił do znaczącego spadku inflacji, który będzie prawdopodobnie spadkiem długotrwałym. Jeżeli w całej strefie euro inflacja jest niska, to na peryferiach występuje deflacja, co utrudnia obniżenie relacji długu do PKB.
Jeżeli Grecja w najbliższych miesiącach udowodni, że jest warta zaufania, a wierzyciele będą gotowi darować jej część długów, pojawi się szansa na trwałe rozwiązanie problemu.| Ignacy Morawski
Wreszcie trzecia przyczyna greckiej tragedii to strukturalne problemy tamtejszej gospodarki, jak przeregulowanie, oligarchizacja, klientelizm czy niska efektywność administracji. Ze względu na te problemy Grecji, w przeciwieństwie do innych krajów peryferyjnych, nie udało się znacząco zwiększyć eksportu, który jest najlepszym lekarstwem na deficyt popytu wewnętrznego. Niektórzy, jak Jeffrey Sachs, uważają, że Atenom nie udało się tego dokonać, ze względu na ogólnie mały i słaby sektor eksportowy. Ale warto zauważyć, że nawet w takich dziedzinach, jak produkcja żywności, w czym Grecja nie była wcale słaba, dynamika eksportu jest tam wyraźnie niższa niż w innych krajach peryferyjnych. W 2010 r. Ateny miały taki eksport żywności jak Portugalia – dziś Portugalia eksportuje 20 proc. więcej.
Nadmierny optymizm trojki
Na problem z dynamiką dochodów nakłada się problem zadłużenia. Grecja wchodziła w kryzys z długiem publicznym na poziomie 100 proc. PKB, w zdecydowanej większości finansowanym przez inwestorów zagranicznych. W 2010 r. została uznana przez rynek finansowy za kraj niewypłacalny (nikt nie chciał kupować jej obligacji), więc dziś z długiem na poziomie ok. 180 proc. PKB logicznie wydaje się kompletnym bankrutem. Tyle że teraz, po dwóch programach ratunkowych z 2010 i 2012 r. oraz redukcji długu prywatnego, większość długu znajduje się u wierzycieli publicznych. A kluczowa dla wypłacalności jest nie tyle bieżąca relacja długu do PKB, co perspektywy dla tej relacji. Wierzyciele – czyli Komisja Europejska, Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Europejski Bank Centralny – chcą wymusić na Grecji takie oszczędności fiskalne i strukturalne, by kombinacja solidnego wzrostu PKB i wysokiej nadwyżki budżetowej wprowadziła Grecję na ścieżkę wyraźnego spadku zadłużenia. Wtedy rynek finansowy może teoretycznie uznać Grecję ponownie za kraj wypłacalny i pożyczać jej pieniądze rozsądnym kosztem. Dla MFW barierą wypłacalności jest koszt obsługi długów na poziomie 15 proc. PKB rocznie brutto – czyli płatności odsetek plus spłata starego długu poprzez zaciągnięcie nowego długu (tzw. rolowanie) – oraz spadek stosunku długu do PKB poniżej 120 proc. do roku 2022.
Do 2014 r. wierzyciele przyjmowali następujące długookresowe założenia. Grecja będzie rozwijała się w tempie ok. 2 proc. rocznie realnie i ok. 4 proc. rocznie nominalnie. Od 2014 r. kraj miał mieć pierwotną nadwyżkę w budżecie (czyli nadwyżkę, nie licząc kosztu obsługi długu), a od 2016 r. ta nadwyżka miała wynosić 4,5 proc. PKB. Efektywne oprocentowanie długu miało rosnąć z ok. 2,2 do ok. 3,5 proc. w ciągu dekady. Utrzymywanie nominalnego wzrostu wyraźnie powyżej kosztów obsługi długu oraz nadwyżka pierwotna w budżecie miały prowadzić do skokowego obniżenia zadłużenia – do 2022 r. Grecja miała sprowadzić dług poniżej 120 proc. PKB, a do 2040 r. do 60 proc. PKB. Koszt obsługi długu miał utrzymywać się poniżej 15 proc. PKB rocznie. Ten plan był ambitny i opierał się na optymistycznych założeniach, ale nie był całkowicie nierealny. W połowie 2014 r. MFW pisał w swojej analizie, że są powody do ostrożnego optymizmu w sprawie Grecji. Wzrost gospodarczy przyspieszał i w trzech pierwszych kwartałach 2014 r. Grecja należała do najszybciej rozwijających się państw europejskich!
Jednak rok 2015 pokazał, że te założenia były zdecydowanie zbyt optymistyczne. Grecy nie mają zdolności dokonywania takich oszczędności, które pozwoliłyby na osiągnięcie wysokiej nadwyżki w budżecie – rząd Antonisa Samarasa znacząco mijał się z celami, a rząd Alexisa Tsiprasa całkowicie te cele zlekceważył. Grecy nie realizowali też wielu reform strukturalnych, wymaganych przez wierzycieli, co czyniło prognozy wzrostu gospodarczego ryzykownymi. Główny ekonomista MFW, Olivier Blanchard, pisał, że Grecy od 2010 r. pozytywnie przeszli zaledwie 5 z 12 planowanych przeglądów reform. Co najgorsze, na początku 2015 r. grecki rząd przyjął strategię konfrontacji z wierzycielami, która doprowadziła do załamania zaufania do greckiej gospodarki. Kraj znów znalazł się w recesji, nie ma nadwyżki w budżecie i wszystkie plany wierzycieli zostały przekreślone.
Co można było zrobić?
Coraz więcej głosów wskazywało, by dokonać solidnej redukcji greckiego długu i dać tym samym Atenom szansę na nowe otwarcie. Jednak agresywna i konfrontacyjna strategia greckiego rządu oraz niechęć Niemiec przekreśliły takie rozwiązanie. Inni wskazywali, że lepiej zorganizować uporządkowane wyjście Grecji ze strefy euro i w ten sposób dać jej szanse na nowe otwarcie. Ale zdecydowana większość europejskich decydentów ewidentnie boi się, że byłby to precedens utrudniający utrzymanie jedności strefy przy kolejnym pierwszym lepszym kryzysie. Wierzyciele zdecydowali więc, że spróbują powtórzyć dotychczasową strategię i… liczyć na łut szczęścia.
Grecja ma zostać mocniej przyciśnięta do muru w sprawie reform strukturalnych, nieznacznie złagodzone zostaną jej cele fiskalne, a jeżeli Ateny będą „grzeczne”, to może będą starać się o redukcję kosztów obsługi długu. Kraj otrzyma ok. 86 mld euro finansowania, z czego ponad 50 mld euro zostanie przeznaczone na „rolowanie” dotychczasowych długów po korzystnych kosztach, a ok. 30 mld euro na dokapitalizowanie systemu bankowego. Część z tej kwoty ma pochodzić z prywatyzacji. To porozumienie zawiera jednak również jedno niedopowiedziane założenie. Wydaje się, że Niemcy są przekonani, że w długim okresie może być konieczna nominalna redukcja greckiego długu, ale mogą się na to zgodzić dopiero wtedy, gdy kryzys zadłużeniowy w innych krajach minie, a strefa euro posiądzie znacznie sprawniejsze instytucje zapobiegające podobnym kryzysom w przyszłości.
Czy tym razem się uda?
Sukces planu pomocowego będzie można obwieścić dopiero wtedy, gdy Grecja po trzech latach odzyska dostęp do rynku finansowego i samodzielnie finansować swoje potrzeby pożyczkowe. Jakie argumenty przemawiają za tym, że to porozumienie może zakończyć się sukcesem, a jakie za tym, że będzie to porażka?
Szanse opierają się na tym, że uda się przywrócić Grecji wzrost gospodarczy, taki jak w opisanych wyżej pierwotnych założeniach wierzycieli, przy nieco mniejszych wymogach fiskalnych i niższych kosztach obsługi długu. Jeżeli wróci zaufanie pomiędzy Grecją a wierzycielami, to osiągnięcie 2-procentowego realnego wzrostu gospodarczego może być realne. Warunki monetarne w strefie euro są teraz łagodniejsze, niż były w ostatnich latach, i cała strefa przeżywa cykliczne ożywienie, co może pociągnąć w górę i Grecję. Jeżeli Ateny rzeczywiście wprowadzą pakiet reform strukturalnych, usprawniających działanie administracji, to może stać się dodatkowym pozytywnym bodźcem dla dochodów budżetowych oraz wzrostu gospodarczego.
Grecki kryzys to efekt błędów popełnionych przez obie strony – dłużnika i wierzycieli. Wciąż jest szansa, by te błędy naprawić.| Ignacy Morawski
Do osiągnięcia solidnego wzrostu będzie potrzebna łagodniejsza postawa wierzycieli wobec oszczędności fiskalnych w krótkim okresie, a nie można wykluczyć, że taką postawę uda się osiągnąć. Jeżeli znacząco zredukowane zostaną koszty obsługi długu, poprzez obniżenie odsetek i wydłużenie zapadalności, czyli terminu, w którym dłużnik powinien uregulować swoje zobowiązanie wobec wierzyciela, w najbliższych 5–10 latach będą one łatwe do udźwignięcia. Grecja może odzyskać krótkookresowe finansowanie na rynku, a za 10 lat Niemcy mogą zgodzić się na nominalną redukcję długu.
Łatwo zauważyć, że pozytywny scenariusz opiera się na wielu optymistycznych założeniach. W rzeczywistości trudno je będzie spełnić. Zaufanie między Grecją a wierzycielami legło w gruzach i małe są szanse na jego rychłe odbudowanie. W sens drastycznych reform strukturalnych nie wierzy ani grecki rząd, ani większość greckiego społeczeństwa. Nie widać też sygnałów ustępstw ze strony wierzycieli – twardo domagają się głębokich oszczędności fiskalnych, bez których nie zgodzą się zapewne na istotną redukcję kosztów obsługi długu Grecji. Trudno będzie też przekonać rynek finansowy do zaufania władzom w Atenach – a to będzie konieczne po zakończeniu kolejnego trzyletniego programu pomocowego. Po tym, co wydarzyło się na przełomie czerwca i lipca 2015 r., rynek finansowy już zawsze będzie patrzył na Grecję podejrzliwie. Jeżeli oficjalnie pojawiła się propozycja wyprowadzenia kraju z euro, to już nigdy nie da się przekonać inwestorów, że strefa euro jest nierozwiązywalna. Jeżeli sami Grecy opracowywali tajny plan wyjścia ze strefy, to już nigdy nie da się przekonać inwestorów, że ponownie do tego planu nie wrócą.
Pesymistycznie na perspektywy sukcesu planu pomocowego patrzy sam Międzynarodowy Fundusz Walutowy, który na razie odmawia w nim uczestnictwa. Analitycy Funduszu uważają, że nowy plan nie zapewni Grecji trwałej wypłacalności wedle wspomnianych wyżej kryteriów. Prawdopodobnie MFW dołączy do pomocy dla Grecji, tylko jeśli europejscy wierzyciele zgodzą się na redukcję długów.
Grecki kryzys to efekt błędów popełnionych przez obie strony – dłużnika i wierzycieli. Dłużnik zrobił za mało, by zbudować zaufanie wierzycieli, a wierzyciele żądali od dłużnika zbyt wiele. Wciąż jest szansa, by te błędy naprawić.