Miasto i prawo
Wiosną i latem prezydent Bronisław Komorowski zdecydował o losie dwóch aktów prawnych, wpływających bezpośrednio na przestrzeń i jakość życia w mieście. Podpisał ustawę krajobrazową i skierował do Trybunału Konstytucyjnego tzw. małą ustawę reprywatyzacyjną.
Zawiłe drogi tych ustaw z jednej strony pokazują, że szczere intencje i żmudna, systematyczna praca popłacają, a z drugiej – że przestrzeń miejska jest zakładniczką polityki. Pozytywna ocena dotyczy ustawy krajobrazowej, która stała się narzędziem po raz pierwszy definiującym krajobraz i porządkującym jego kształt. Wytrwała praca wielu podmiotów – prezydenckich legislatorów, jednostek samorządowych oraz wieloletnie starania organizacji pozarządowych – przyczyniły się do sukcesu. Udało się nie tylko uchwalić akt prawny, ale też ochronić jego zapisy przed spłycającymi moc prawa zmianami proponowanymi przez Sejm.
Ustawa reprywatyzacyjna tyle szczęścia nie miała. Napisana pod presją kampanii wyborczej i sztucznie generowanego zainteresowania tematem ze strony stołecznego Ratusza (głównie przy okazji referendum dot. odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz z 2013 r. i kampanii samorządowej z 2014 r.), okazała się prawem marniejszym od dekretu Bieruta – nieprzewidującym odszkodowań w przypadku braku zgody na zwrot nieruchomości (choć sam Ratusz uparcie twierdzi, że jest inaczej), czego skutkiem było zakwestionowanie jej konstytucyjności i pozostawienie problemu reprywatyzacji nierozwiązanym. To pokazuje, że jakość prawa znaczą przede wszystkim intencje legislatora.
Miasto i władza
W upalnym sierpniu Senat po raz kolejny wpłynął na przestrzeń. Przyjął ustawę odbierającą straży miejskiej prawo prowadzenia kontroli fotoradarowej. W ostatnim czasie fotoradar stał się narzędziem motywującym kierowców do przestrzegania prawa (ale tylko w zasięgu tego urządzenia) i które – przede wszystkim – generującym wielkie przychody dla budżetów samorządów.
W tym miejscu warto wspomnieć o władzy w szerszym kontekście. Zwykle krytycznie komentujemy jakość polskiej polityki i zdolności rządu do radzenia sobie z problemami. Warto jednak zmienić perspektywę, przybliżyć horyzont i spojrzeć na siebie. Korzystamy z przestrzeni, używając pewnych narzędzi. Jednym z nich jest samochód. Prócz iluzorycznej wygody i wymiernej udręki (tkwienie w korkach, zanieczyszczenie powietrza), daje on kierowcom władzę: nad przestrzenią, czasem i prawami innych użytkowników dróg. Jak sprawujemy tę władzę? Sprawiedliwie i z poszanowaniem cudzych praw? Statystyki i obserwacja pokazują wyraźnie, że często jej nadużywamy – wymuszamy pierwszeństwo, ignorujemy pieszych i rowerzystów, rozjeżdżamy trawniki, parkujemy na miejscach przeznaczonym dla niepełnosprawnych.
Miasto i własność
Sezon ogórkowy, przyprawiany pieprzem kampanii, obfitował w medialne doniesienia o tym, jak spędzamy wakacje. Pośród widoków z gór, lasów, połonin i znad jezior, dyskusję rozgrzało chłodne polskie morze. Lecz nie woda, a plaża stała się obiektem zainteresowania dziennikarzy, socjologów, a nawet prawników. Wszystko za sprawą sławnych już parawanów, które kolorem pokryły szarość nadbałtyckiego piachu.
Parawany nad morzem stawiane są nie od dziś. Pierwotnie służyły jako ochrona przed wiatrem, lecz w miarę upływu czasu stały się namiastką polskich miast z ich koronna cechą: grodzeniem przestrzeni. Plaża jest wspólna, przestrzeń też. Ale skoro wspólna, to niczyja, a natura próżni nie znosi. Dlatego też wspólne niczyje można zawłaszczyć: kołami samochodu, które zaorzą miejski trawnik, lub parawanem, prywatyzującym kawałek plaży. Jak grzmieli prawnicy: bezprawnie. Znowu prawo, władza, przywłaszczenie, nadużycia…
Miasto i psychoanaliza
Nie od dziś wiadomo, że sztuka uczy, rozwija, ale też – leczy duszę. Pozwala rozprawić się z lękami, kompleksami, przeszłością, mitami, pokazać przyszłość, wyznaczyć kierunek zmian.
Finisz wakacyjnych doniesień medialnych z warszawskiego podwórka wzbogacił temat instalacji artystycznej, która pojawiła się między blokami Muranowa, tuż obok Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN. Prosta instalacja „Płot nienawiści”, to ogrodzenie, w którym szczeble zostały zastąpione splecionymi ze sobą wulgarnymi napisami, zapożyczonymi ze ścian polskich miast. Te u źródła – na kolorowych fasadach świeżo ocieplonych domów – budzą raczej obojętność. Tylko nieliczni i tylko czasem podejmują próbę walki z procederem, zamalowując wulgaryzmy i nienawistne hasła.
Z instalacją stało się inaczej. Od razu wzbudziła kontrowersje i nawet skłoniła kogoś do misternego owinięcia jej folią i opatrzenia hasłem „Precz z tą hucpą”. Tak oto okazało się, że wypisywane na murach wulgarne czy antysemickie hasła nie budzą emocji, ale próba rozprawienia się z nimi już tak. Co takie reakcje mówią o nas samych?
Miasto i przyszłość
W przestrzeni miejskiej zapisany jest swoisty kod genetyczny. Jest ona jak laboratorium, które bada jakość prawa, władzy, wzajemnego szacunku. Przestrzeń jest szklaną kulą, w której możemy zobaczyć przyszłość. Po gorącym lecie nastanie czas jesiennej nostalgii, która sprzyja refleksji. Tę w dużym stopniu może zaburzyć, ale też wzmocnić, kampania wyborcza. To dobry czas, by pytać kandydatów o przestrzeń i proponowane rozwiązania dla miast i ich mieszkańców. W odpowiedziach będzie zawarta prawda o naszej przyszłości i o tym, czy miasta, ich przestrzeń, jakość życia, problemy i wyzwania staną się w końcu zagadnieniem równie ważnym, jak rozwój wsi czy budowa autostrad.
Pytajmy o przestrzeń miejską. Jest ona papierkiem lakmusowym mierzącym jakość naszej społecznej i politycznej kondycji, a także miejscem… zbiorowej psychoanalizy.