Najbardziej optymistycznym scenariuszem, jaki przychodzi do głowy światowym analitykom, jest zamrożenie konfliktu, mające polegać na powracających co jakiś czas starciach i utrzymaniu się w regionie stanu zawieszenia w stosunkach międzynarodowych. Oczywiście analitycy mogą nie przewidzieć trafnie dalszego rozwoju zdarzeń – tak jak nie przewidzieli i samego kryzysu.
Mimo że nie potrafimy przepowiedzieć przyszłości, wiemy, że wypadki na Ukrainie mają wpływ na to, co zdarzy się w Europie za kilka miesięcy, za rok czy za kilka lat. Jesteśmy także w stanie ocenić, jak kryzys ukraiński wpłynął na stan ducha Europy w roku 2015.
Największy kryzys w Europie?
Rewolucja na Ukrainie, zabór Krymu i wojna w Donbasie – czy to są największe wyzwania dla europejskiego i geopolitycznego ładu? Możliwe, że jeszcze rok temu by je za takowe uznano, ale teraz na dalszy plan spycha je działalność tzw. Państwa Islamskiego na Bliskim Wschodzie, związane z nią zagrożenia i popełniane tam zbrodnie. Słabnie także Unia Europejska, a rzekomo dominujące w niej wartości okazują się coraz większą iluzją. Bez względu na to, czy nasz europejski świat się zawali, widzimy coraz wyraźniej, że już teraz musimy go zdefiniować na nowo. Niestety tego wciąż nie dostrzega wielu europejskich polityków. A Ukraina zupełnie schowała się za horyzont.
Tymczasem to właśnie ten kryzys, a nie wewnętrzne problemy Unii czy najazd uchodźców na europejskie brzegi, po raz pierwszy tak wyraźnie ukazał słabość Unii.
Za sprawą ukraińskiego kryzysu padł pierwszy z mitów – możności stworzenia wspólnej europejskiej polityki zagranicznej prowadzonej w imię europejskiej solidarności. Unia działała albo ze zbyt wielkim opóźnieniem (czego przykładem były nakładane długo po fakcie sankcje), albo też cedowała odpowiedzialność na poszczególne państwa. Czym innym są bowiem formaty genewski czy normandzki, jak nie powrotem do klasycznego paradygmatu relacji międzynarodowych, czyli „koncertu mocarstw”? Unia Europejska miała być jego zaprzeczeniem. Rok 2014 pokazał, że nie jest.
Wiele państw geograficznie oddalonych od areny konfliktu w Donbasie wykazało brak zainteresowania i zrozumienia dla problemów krajów takich jak Polska i Rosja. To wtedy upadła wewnętrzna solidarność. Bez względu na niesłuszność ówczesnych działań, tamta postawa daje obecnie polityczny pretekst tym, których nie dotyka bezpośrednio inny wielki unijny kryzys – ten związany z uchodźcami. Musimy spojrzeć prawdzie w oczy i powiedzieć sobie, że narodowe egoizmy biorą górę nad poczuciem wspólnoty. Strach pomyśleć, co stanie się, gdy w Unii pojawią się kolejne symptomy kryzysu – zwłaszcza za kilka lat, po wyczerpaniu się funduszy strukturalnych.
Ukraina z punktu widzenia Ukraińców
Oczywiście ostatnie dwa lata nie są całkowitą klęską Ukrainy. Mimo przelanej krwi i śmierci wielu ludzi, kraj odniósł pewne sukcesy. Zmieniły się ukraińskie społeczeństwo i media, wzrosła rozpoznawalność Ukrainy oraz Ukraińców w Europie. Podjęto kilka reformatorskich inicjatyw, jednak większość zmieniających kraj starań została zawieszona z uwagi na wojenne działania.
Ukraina we wrześniu 2015 r. to pokaleczony kraj zaangażowany w działania wojenne w jego wschodniej części. Mimo żyrowanych przez Niemcy i Francję (bez udziału innych krajów Unii) porozumień zawartych w Mińsku, pokój w Donbasie jest fikcją. Co więcej, w stolicy Białorusi dwa najważniejsze kraje Unii Europejskiej wyraziły zgodę na faktyczne oddzielenie tego terytorium od Ukrainy. Stany Zjednoczone i Wielka Brytania nie dotrzymały z kolei zobowiązań podjętych wobec Ukrainy w Budapeszcie w roku 1994. Uznanie zaboru Krymu de facto także już nastąpiło.
Perspektywa europejska jest dla Ukrainy odległa, a atlantycka praktycznie nie istnieje. Nie wiadomo, czy w tej drugiej sprawie przyszłoroczny szczyt NATO w Warszawie przyniesie jakikolwiek przełom. Biorąc jednak pod uwagę sprzeciw Niemiec wobec umieszczenia baz NATO w Polsce, założyć można z całą pewnością, że dalsze rozszerzenie Paktu także nie uzyska tam poparcia.
Przyszłość polityczna Ukrainy nie rysuje się więc w jasnych barwach. Podobnie jest zresztą i z kwestiami ekonomicznymi. Zbyt powolne postępy reform ekonomicznych, obniżenie poziomu życia czy brak perspektyw poprawy każą zastanowić się nad możliwością kolejnego społecznego wybuchu. Demokratycznie wybrany parlament przypomina polski sejm z początku lat 90. XX w. – tyle tylko, że Polska nie miała wojny na granicy i otrzymywała spore wsparcie z Zachodu.
Upadek „projektu demokratycznej Ukrainy”, który może rychło nastąpić, okaże się kolejną kompromitacją Unii Europejskiej. Co gorsza, nic nie wskazuje na to, że uda się nam przed tym obronić.
Temat europejskich reakcji na kryzys na Ukrainie będzie przedmiotem konferencji „Pękające granice, rosnące mury”, która odbędzie się 8 września w Warszawie i w której wezmą udział intelektualiści, dyplomaci oraz przedstawiciele europejskich i amerykańskich mediów. Szczegóły dotyczące konferencji znajdują się TUTAJ.