„Sfotografuj wieżę Eiffla, Germaine – poradził redaktor tygodnika «Vu» – pokaż ją tak, jak widzisz, i nie przynoś mi pocztówkowego widoczku”. Trzydziestoletniej Germaine Krull wieża zdawała się gigantycznym kawałem żelastwa. Dopiero kiedy wspięła się na kolejne poziomy, ukazał się jej gąszcz żeber, precyzyjna, pajęcza sieć. Ujęta z ukosa, z pozycji żaby, w nietypowym zbliżeniu. Sfotografowana „od środka” wygląda jak wyeksponowany szkielet, zgęszczenie formy: z windami, plątaniną schodów, belek i słupów.

Opublikowana w 1928 r. książka fotograficzna Germaine Krull nosi tytuł „Metal”. Przypomina cudowny sen trzyletniego chłopca: zawieszone w chmurach smukłe żurawie, ażurowe rusztowania, zwisające liny tworzą obraz niepojętej mocy. Przęsła mostu, konstrukcja metra, nachodzące na siebie trybiki. Dzięki podwójnemu naświetleniu kliszy Krull upozorowała ruch kół roweru: nakładające się na siebie, prześwietlone szprychy. Artystka podgląda maszyny i budynki jak dziecko, które zagląda w trzewia martwego zwierzęcia: zachwyt miesza się z lękiem i ciekawością. „Widok tych metalowych kolosów, przy których czułam się drobna i nieistotna, napełniał mnie chyba przerażeniem – wspominała artystka – ale nieprzeparta chęć uchwycenia ich na obrazie, zbliżenia się do nich, aby je trochę oswoić, kazała mi je fotografować”.

GKrull_09
fot. materiały prasowe Jeu de Paume

Germaine Krull urodziła się w Wildzie pod Poznaniem w 1897 r. W dzieciństwie mieszkała w Bośni, we Włoszech, w Szwajcarii i Paryżu. Rodzina wędrowała z powodu kontraktów ojca. Był inżynierem i bon vivantem, a także jedynym nauczycielem małej Germaine. Jak wspominała, wiedzy przekazał jej niewiele, ale dzięki niemu rozsmakowała się w wolności. „Myślałam o nim za każdym razem, kiedy rzucałam wszystko, żeby zrobić coś innego” – wspominała w rozmowie z Françoise Denoyelle w 1981 r. „Mężczyźni, kraje, przyjaciele czy konwencje nigdy nie zbiły mnie z tropu, ani w życiu, ani w fotografii”.

W wieku 18 lat Germaine zaszła w ciążę, a matka zmusiła ją do aborcji. Rok po wybuchu I wojny światowej Krull zaczęła samodzielne życie. Bez matury zapisała się do szkoły fotograficznej w Monachium. Gdy miała 21 lat, otworzyła pierwsze samodzielne studio. Chciała zostać królową Schwabingu, swoją pracownię uczynić artystycznym Parnasem (w jej dzielnicy mieszkali wówczas Tomasz Mann, Franziska von Reventlow czy Rainer Maria Rilke). Zaangażowała się w ruch socjaldemokratyczny i rewolucję listopadową. Po tym, jak Kurt Eisner zginął z ręki prawicowego ekstremisty, Krull organizowała rewolucjonistom ucieczkę do Austrii. Za tę działalność wydalono ją z Bawarii. W 1921 r., wraz ze swoim towarzyszem Samuelem Lewitem, wyjechała do Związku Radzieckiego. W duchu była anarchistką, a partie komunistyczne wydawały jej się nazbyt autorytarne i dogmatyczne. Oskarżona o szpiegostwo i działanie na szkodę leninizmu, o mały włos uniknęła egzekucji. W 1922 r. przymusowo wracała do Niemiec: była ciężko chora na tyfus i wypadały jej włosy.

GKrull_02
fot. materiały prasowe Jeu de Paume

Niewysoka, krępa, miała szeroką twarz o grubych rysach. Na razie fotografia nie była jej powołaniem, lecz sposobem zarobkowania. Pracowała w berlińskim atelier, kiedy spotkała holenderskiego dokumentalistę, Jorisa Ivensa. Towarzyszyła mu w Rotterdamie, kiedy kręcił swój awangardowy „Most”. Równolegle fotografowała: „stalowy las”, lekkie, a zarazem przytłaczające, geometryczne konstrukcje. Kiedy pobierali się w 1927 r., ich uczucie było już letnie. Germaine pokochała kobietę, którą w swoich wspomnieniach nazywa Elzą. Miała 28 lat, kiedy zrobiła sobie „Autoportret z Ikarette”: twarz rozmyta, nieomal całkiem przesłonięta przez aparat. Na pierwszy plan wybijają się dłonie (były dla niej najbardziej fascynującą częścią ciała)­, w prawej trzyma papierosa. W Berlinie fotografowała kobiety. Jej akty miały bez wątpienia lesbijski podtekst: dwie przyjaciółki ­– nagie, w pończochach, w butach na wysokim obcasie lub czarnych rękawicach, splątane ramiona i nogi. „Chodziło mi przede wszystkim o piękno” – pisała we wstępie do albumu „Études de Nu”. Na nowo interpretuje mity: Wenus z Milo, Gracje, współczesne nimfy, które wycierają się po kąpieli, wzajemnie podziwiając swoje ciała.

Chłodne oko Krull sprawia, że jej sceny zdają się współczesne, nieomal czujemy kwaśny zapach bezdomności. Duże wrażenie robią jej reportaże z pchlego targu: chaos przedmiotów, zmieszanych, odrzuconych, wśród których krążą ubodzy i poszukiwacze skarbów. Nic się nie zmieniło. | Anna Arno

W 1926 r. Krull otworzyła studio w Paryżu. Współpracowała z Sonią i Robertem Delaunay’ami. Fotografowała modelki w wybujałych kostiumach Sonii, na tle jej obrazów i tkanin­; projektantka pozowała nieraz sama, w pasiastym poncho czy geometrycznie wykończonej spódniczce. Germaine Krull obawiała się jednak skojarzenia z modą i „sztuką kobiecą”. Na zlecenie tygodnika „Vu” fotografowała paryskich bezdomnych: jak przyznawała po latach, jej spojrzenia nie rozmiękczało współczucie. Kloszardzi, jak ich romantycznie nazywała, piją na ławeczce. Jeden z nich odwraca się zaskoczony obecnością intruza. Stary tramp schodzi na nabrzeże Sekwany. Chłopiec zasnął pod drzewem. Kto był w Paryżu, widział takie sceny. Nawet stroje pozostały te same: kaszkiety i długie, złachmanione płaszcze. Chłodne oko Krull sprawia, że jej sceny zdają się współczesne, nieomal czujemy kwaśny zapach bezdomności. Duże wrażenie robią jej reportaże z pchlego targu: chaos przedmiotów, zmieszanych, odrzuconych, wśród których krążą ubodzy i poszukiwacze skarbów. Nic się nie zmieniło. Myszką trąci tylko podpis z „Vu”: „Z fabryki do sklepu, ze sklepu do składu staroci. Wzlot i upadek. Tutaj rzeczy kończą swój żywot”.

GKrull_16
fot. materiały prasowe Jeu de Paume

W Jeu de Paume pokazano 130 zdjęć Germaine Krull, wiele z nich dotychczas niepublikowanych. Germaine uśmiecha się przez ramię zza kierownicy swojego kabrioletu, który dostała od Peugeota jako zapłatę za pracę dla tej firmy. Paryska wystawa skupiła się na najintensywniejszym, paryskim okresie kariery fotografki (1928–1931). Jej biografia jest pełna niespodzianek. W 1935 r. osiadła w Monako, gdzie przez 5 lat fotografowała słynnych klientów kasyna. W czasie II wojny światowej włączyła się w ruch oporu. W Brazzaville, ówczesnej stolicy Wolnej Francji, działała na rzecz gaullistowskiej propagandy. Brała udział w walkach w Alzacji i wyzwalaniu obozów Struthof i Vaihingen. Po wojnie wyjechała do Azji, została buddystką i przez 20 lat prowadziła luksusowy „Hotel Oriental”. Dobiegała siedemdziesiątki, kiedy porzuciła gospodarskie życie i ponownie zaczęła od zera: zaangażowała się w pomoc tybetańskim uchodźcom na północy Indii. W 1983 r. udar zmusił ją do powrotu do Niemiec. Dwa lata później zmarła, nieomal zapomniana, w domu swojej siostry.

Patrzę na okładkę „Metalu” z nazwiskiem Krull wpisanym w gąszcz wieży Eiffla. Podziwiam przenikliwe, ukośne spojrzenie, które wydobywa piękno z brutalnych, nowoczesnych abstrakcji: krzywizn rozwidlających się torów, gwałtownego zakrętu szosy, dramatycznej sylwety dźwigu. Wracam do jej autoportretu: w czarnym berecie z lat 20., na grubych ustach błąka się cień uśmiechu. Z ukosa, z pozycji żaby, w karkołomnym przechyleniu, Germaine Krull odważnie spogląda na nowoczesny świat.

 

Wystawa:

„Germaine Krull (1897–1985). Un destin de photographe”, Jeu de Paume, Paryż, do 27 września 2015.

 

GKrull_Autoportrait
fot. materiały prasowe Jeu de Paume