Sztuka w przestrzeni publicznej zawsze zwraca uwagę i prowokuje do dyskusji. Tym bardziej nie dziwi fakt, że pojawieniu się czy zniknięciu jakiegoś dzieła towarzyszą różne emocje. Po niedawno zdemontowanej „Tęczy” na placu Zbawiciela została taka „dziura” (lub też „szaranagajama”, cytując Mirona Białoszewskiego), że mimo iż nie ma jej już jakiś czas, to wciąż jest przywoływana – albo z żalem z powodu jej zniknięcia, albo z radością z… tego samego powodu.
Pojawienie się na Muranowie nowej instalacji, zwanej „Płotem Nienawiści”, w niewielkiej odległości od Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN, wzbudziło nie mniejsze emocje. To stalowa, spawana konstrukcja, która jest ażurowym płotem z bardzo nieregularnym prześwitem. Gdy obserwator przyjrzy się uważniej, będzie mógł odcyfrować obraźliwe napisy, które doskonale pewnie zna z murów i elewacji bloków z polskich miast. Projekt nie miał być dokumentacją twórczości z budynków na Muranowie, ponieważ podobne napisy, dosyć uniwersalnie, pojawiają się na wielu osiedlach, jednak odniesienie do najbliższej okolicy samo ciśnie się na myśl.
Pomysł stworzenia instalacji, która będzie dokumentowała negatywne emocje i w jakiś sposób spróbuje je skanalizować, wydaje się interesujący. Można było jednak podejrzewać, że lokalizacja na Muranowie sprawi, że będzie ona odbierana w dość wąskim kontekście, mimo że problem, o którym traktuje, jest o wiele szerszy. Nie trzeba było długo czekać, żeby próba nawet zakamuflowanego operowania negatywnymi emocjami spotkała się z pewnymi formami agresji. Płot dość szybko zasłonięto płachtą z napisem „Precz z tą hucpą”. Co ciekawe, obraźliwe napisy, ukryte w plątaninie powyginanych prętów, zostały zastąpione przez inny dość obraźliwy napis. Agresja rodzi agresję?
To zbyt proste wyjaśnienie. Wydaje się, że w tym wypadku mieliśmy raczej do czynienia z nieumiejętnością radzenia sobie z emocjami. Zakrycie oraz zakrzyczenie krzyku krzykiem jest dość typową obroną przed niewygodnymi faktami. A faktem w tym wypadku jest to, że tego rodzaju napisy mijamy codziennie, a ich liczba znacznie przekracza liczbę tych zebranych na „Płocie Nienawiści”. Przypomina się słynny obrazek Marka Raczkowskiego, na którym mężczyzna, wracając do domu, mija po drodze różnego rodzaju obraźliwe hasła wypisane na murach. Na żaden z nich nie reaguje, choć „zdobią” one nie tylko bloki, ale także jego klatkę schodową i windę. Ostatecznie okazuje się, że obraźliwe napisy w jakiś sposób weszły również do jego mieszkania. Rysunek Raczkowskiego pokazywał, że agresja, na którą jesteśmy niewrażliwi, często znajduje się w nas samych. Reakcja jakiejś osoby lub grupy mieszkańców na „Płot nienawiści” zdaje się tylko potwierdzać tę być może banalną, ale jakże istotną tezę.
To ciekawe, jeszcze kilka tygodni temu żegnaliśmy instalację artystyczną, która wzbudziła chyba najwięcej agresji ze wszystkich dzieł, jakie ostatnio były pokazywane w naszym kraju. „Tęcza” z placu Zbawiciela była podpalana siedem razy. Oczywiście agresja, z jaką się do niej odnoszono, była inna, niż ta, z jaką potraktowano „Płot Nienawiści”, a jednak wydaje się to niebywałe, że dwa dzieła, operujące na zupełnie innych emocjach (płot odnosił się do agresji, zaś tęcza – do radości i tolerancji), spotkały się z podobną reakcją. Czyżby jedyną odpowiedzią na sztukę w przestrzeni publicznej miała być agresja?
Sztuka, owszem, powinna prowokować. Sztuka w przestrzeni publicznej powinna też dawać możliwość interakcji. To oczywiście rodzi niebezpieczeństwo jej dewastowania, gdyż dziś niemal już każde dzieło wyposażone jest w pewien (mniejszy lub większy) ładunek polityczny. Sztuka w przestrzeni publicznej nie tylko powinna prowokować, ale również umożliwiać nadawanie jej nowych znaczeń. Tak jak to miało miejsce z tzw. „Palmą” na rondzie de Gaulle’a, która początkowo miała być formą przywrócenia „jerozolimskości” Alejom Jerozolimskim, a dziś – jako obiekt zupełnie niepasujący (pozornie) do reszty otoczenia – stanowi przede wszystkim symbol niespodziewanej twórczej energii Warszawy. To nadawanie nowych znaczeń – a nie niszczenie – powinno być sposobem nawiązywania dialogu z kontrowersyjnymi obiektami w przestrzeni publicznej. Gdyby wsadzić w „Płot Nienawiści” kwiaty, jestem przekonany, z pewnością stałby się mniej nienawistny. Można byłoby też z ulgą powiedzieć, że instalacja, nawet operując negatywnymi środkami, wywołała coś dobrego.