W przemówieniu rosyjski przywódca ostrzegał przeciwko „prowadzeniu gier z terrorystami” i podkreślał, że islamistom w Syrii można stawić czoła jedynie na drodze militarnej. Słyszeliśmy wiele wyjaśnień, dlaczego Moskwa wysłała korpus ekspedycyjny do Syrii. Najbardziej leniwe intelektualnie spośród nich krąży wokół syryjskiego miasta portowego Tartus – jedynej bazy morskiej na Morzu Śródziemnym, która pozostaje w posiadaniu Rosji. Tartus nie jest jednak tak ważna jak się wydaje. Alternatywy dla tej bazy gotów jest dostarczyć Cypr.

Chodzi więc o coś poważniejszego. Syria jest dla Moskwy okazją do potwierdzenia statusu globalnej potęgi, a to dzięki możliwości wywierania wpływu na tereny odległe od rosyjskich granic. Rosyjsko-syryjskie kontakty mają bardzo długą historię. Świat arabski był jedną z kilku aren, na których Sowieci w czasie zimnej wojny z powodzeniem budowali trwałe relacje partnerskie – i do tej pory mają zaskakująco dobre notowania w tym regionie.

Ta interwencja jest więc prawdopodobnie rodzajem ostrzeżenia. Pozycja Rosji jako drugiego największego na świecie eksportera broni jest dziś zagrożona. Gdy piszę ten artykuł, Moskwa wysłała już do Syrii 28 myśliwców Suchoj, podobną liczbę helikopterów bojowych, a także nieznaną liczbę czołgów T-90. Stany Zjednoczone w ciągu ostatniej dekady miały wiele okazji do „prezentowania” swoich produktów na Bliskim Wschodzie – Rosja do tej pory takiej sposobności nie miała.

Rosyjski kontrakt na broń z reżimem Baszara al-Assada wart jest ok. 4 mld dolarów – w znacznej części jest jednak dany na kredyt. Reżim Assada balansuje na granicy upadku, co rodzi obawy, że nie będzie go w stanie spłacić. Tak było w przypadku Iraku, gdzie Moskwa musiała spisać na straty 8 mld długu reżimu Saddama Husajna. To dlatego Rosjanom zależy na tym, żeby Assad, a przynajmniej jego przedstawiciele byli obecni przy negocjacjach pokojowych, o ile w ogóle do nich dojdzie.

Ilu_4_Asle Toje
Autorka ilustracji: Katarzyna Urbaniak

Rosjanie rozpoczęli również budowę baraków wojskowych, które będą mogły pomieścić dodatkowe siły, prawdopodobnie brygadę piechoty morskiej. W jakim celu Rosjanie chcą zaangażować żołnierzy? W tej kwestii pojawiają się trzy rodzaje przypuszczeń.

Pierwsza hipoteza, „przewidywalna”, mówi, że Rosja, sprowokowana początkowymi sukcesami, na jakie pozwoli jej przewaga technologiczna, zostanie wciągnięta w coraz cięższe walki, a następnie w niemożliwą do wygrania asymetryczną wojnę. Mało prawdopodobne? Stany Zjednoczone zdecydowały się na okupację Iraku, mimo własnych doświadczeń z Wietnamu. Znał je także doskonale Związek Radziecki, najeżdżając Afganistan i angażując się w długotrwały konflikt.

Kolejny scenariusz, nazwijmy go „obronnym”, zakłada, że siły zbrojne zostaną zaangażowane po to, aby zapobiec upadkowi Damaszku, co jest obecnie prawdopodobne. Siły powietrzne NATO ze zrozumiałych względów nie chcą wejść w rolę wojsk wspierających reżim Assada. Może właśnie dlatego Rosja wysyła swoje myśliwce, przeznaczone jednak oryginalnie głównie do walki z innymi celami powietrznymi. Spośród aktorów syryjskiego konfliktu możliwości interwencji mają jedynie Zachód i Rosja.

Scenariusz „ofensywny”, a tym samym najbardziej „putinowski”, zakłada, że Rosja przygotowuje pojedynczą ofensywę, mając na uwadze jeden cel – Ar-Rakkę, stolicę islamistów w Syrii. Jeżeli to miasto upadnie, Państwo Islamskie straci swoje centrum, a rywalizujące z nim siły bojowników zyskają szansę na jego pokonanie. Jeśli Zachód zdecyduje się wesprzeć Rosję, angażując własne siły powietrzne do zablokowania islamistom drogi odwrotu, Państwo Islamskie może szybko stać się zaledwie „islamistyczną wysepką”.

Rosja kieruje się własnym interesem w dążeniu do ustabilizowania sytuacji w Syrii. Zahartowani w bojach dżihadyści stanowią większe zagrożenie dla pobliskiej Rosji niż dla Stanów Zjednoczonych. Rosjanie wychodzą z założenia, że reżim Assada ma większe szanse na ustabilizowanie sytuacji w regionie niż tylko z pozoru umiarkowana syryjska opozycja.

Niezależnie od naszej oceny sytuacji, wydaje się, że Rosja stała się graczem niezbędnym do rozwiązania konfliktu w Syrii. Dzięki wzmożonej obecności w regionie Rosja „kupiła sobie” miejsce przy stole negocjacyjnym. A jako że siły Assada są zbyt nadwątlone, aby utrzymywać obszary podbite przez swojego „patrona”, Rosja w tej roli prawdopodobnie wykorzysta swe osiągnięcia, by wpływać na rozwiązania negocjacyjne.

Państwa Zachodu znalazły się w wyjątkowej dla siebie sytuacji – oto porozumienie może zostać zawarte, ale bez nich w decydującej roli przy negocjacyjnym stole. Ten przykry fakt może jednak okazać się niewystarczający, by Zachód zechciał skoordynować swoje działania z Moskwą. Aby tak się stało, stosunki z Kremlem musiałyby ulec pewnej normalizacji. A jak wiemy – pozostają one zamrożone od kiedy Rosja zajęła należący do Ukrainy Krym.

Zachodnie sankcje uderzyły jednak w Rosję bardziej niż przewidywano – przede wszystkim dlatego, że zbiegły się ze spadkiem cen ropy naftowej i spowolnieniem w gospodarce światowej. Putin nie poradzi sobie będąc w permanentnej izolacji, ale mimo to nie chce zrezygnować ze swej polityki. Związek rosyjskiej aktywności w Syrii z sytuacją na Ukrainie potwierdzają dane z raportów informujących o malejącym poparciu dla prorosyjskich separatystów we wschodniej Ukrainie.

Militarnie silny, lecz ekonomicznie i dyplomatycznie słaby podmiot międzynarodowy, taki jak Rosja, może dobrze wykorzystać swoje mocne strony, wyłącznie wtedy, gdy staje naprzeciwko aktora (lub aktorów) dyplomatycznie i gospodarczo równie silnych, lecz militarnie słabych lub niechętnych do zaangażowania swoich sił. Nic dziwnego więc, że Moskwa działa w ten sposób.

O tym, jak słabo radzi sobie Zachód w rozwiązywaniu syryjskiego kryzysu, wiele mówi nam fakt, że liczne głowy państw obecne na obchodach 70. rocznicy powstania ONZ wydają się wierzyć Putinowi na słowo i życzą mu w Syrii powodzenia.