W czerwcu 2014 r. władze chińskie ogłosiły pięcioletni plan dotyczący powstania i wdrożenia tzw. systemu kredytu społecznego. W 2020 r. ma on być gotowy do działania i przyjęcia do swoich baz najróżniejszych danych związanych z działaniami i zwyczajami obywateli. Dzięki niemu wiarygodność każdego Chińczyka zyska wizualną manifestację – liczbę punktów, dzięki której będzie wiadomo, czy jest porządnym człowiekiem, który spłaca na czas kredyty i nie łamie przepisów prawa drogowego, czy też niewiarygodną łachudrą zalegającą z ratą i z szeleszczącym plikiem mandatów. Może wydawać się to niewiarygodne, ale władze Chin naprawdę są w trakcie tworzenia systemu inwigilacji doskonałej. A co lepsze – ich obywatele wydają się nie mieć większych zastrzeżeń.

W styczniu 2015 r. chiński bank centralny wydał polecenie stworzenia systemu oceniania klientów ośmiu wiodącym chińskim firmom sektora IT, m.in. Alibabie i Tencentowi. Kilka miesięcy później powstał Kredyt Sezam – firma-córka Alibaby, która zajmuje się ocenianiem wiarygodności osób w oparciu o dane pozyskiwane wyłącznie online, jak np. zakupy przez internet, rezerwacje hotelowe, lotnicze i wszelką inną aktywność finansową przeprowadzaną online. Zarejestrowany w którejkolwiek z licznych firm grupy Alibaba klient dobrowolnie (jak na razie) zgadza się na algorytmowe oszacowanie swej wiarygodności i w zależności od liczby przyznanych punktów (od 350 do 990) może liczyć na określone korzyści, m.in. na tani kredyt na zakupy. Chińczycy słyną z oszczędności, która powodowana jest m.in. brakiem dostępu do tanich kredytów. Część osób nie korzysta z tradycyjnego systemu bankowego – w Chinach w użyciu jest jedynie 436 mln kart kredytowych. Bank centralny co prawda prowadzi centrum informacji kredytowej i znajdują się w nim dane dotyczące 850 mln Chińczyków, ale pochodzą one w większości z banków i nie oferują pełnego profilu ewentualnego kredytobiorcy. Miliony Chińczyków nie są wiarygodnymi klientami dla banków, tylko z powodu ich mizernej historii pożyczkowej. Dlatego kompilując dane zdobyte przez różne firmy z różnych obszarów aktywności obywatela, można skonstruować jego pełen profil finansowo-obyczajowy, dzięki któremu ocena stanie się banalnie prosta.

Stworzenie systemu kredytu społecznego teoretycznie ma ułatwić dostęp do pożyczek ludziom wiarygodnym, oszczędnym, praworządnym i na czas spłacających swoje zobowiązania. Ma uwiarygodnić najemców podczas wynajmu mieszkania czy absolwentów w czasie szukania pierwszej pracy. Ma również pomóc państwu w przestawieniu zorientowanej na eksport gospodarki chińskiej na model popytu wewnętrznego. To wszystko sprawia, że początkowe reakcje Chińczyków są raczej pozytywne. Przy przyzwoitej liczbie punktów pewne rzeczy stają się prostsze – hotele nie chcą depozytu przy meldowaniu (rzecz obowiązkowa i niewygodna, bo często żądana kwota jest równa lub wyższa od całej należności), na lotnisku można poczekać na spóźniony odlot w sekcji VIP, a nawet podbić swoją atrakcyjność matrymonialną (portale randkowe promują klientów z wysoką punktacją). Można również zaszpanować znajomym i rodzinie, bo punktacja nie jest bynajmniej tajna, a firmy zachęcają wręcz do jej publicznego eksponowania. W końcu to powód do dumy, prawda?

Krytycy zwracają uwagę na ciemne strony systemu kredytu społecznego. Po pierwsze, obecnie przynależność do niego jest dobrowolna, ale już od 2020 r. ma być obowiązkowa, a osoby znajdujące się na czarnej liście mogą mieć ograniczany dostęp do usług internetowych. Po drugie, sposób zbierania danych będzie naruszał prywatność jednostki, a punkty przyznawane w zależności od oceny zachowań jednostki, np. mało za zakupy gier, dużo za zakupy artykułów dziecięcych. System ma korzystać z połączonych baz danych – banków, firm kredytowych, policji, sądów, urzędów, firm internetowych, portali… Podobno ma być również monitorowana aktywność online, wpisy, komentarze, preferowane strony, czas marnowany na plotki i kotki, a nawet grono przyjaciół – zadawanie się z bezrobotnymi nałogowymi graczami nie wpłynie pozytywnie na punkciki. W systemie znajdzie się każdy dorosły Chińczyk i system pozna każdy aspekt jego życia, a jak już pozna, to oceni. I przydzieli punktację, która w przyszłości może przecież posłużyć do różnych celów…

Władze Chin z jednej strony walczą z internetem – spowalniają, blokują, grodzą i odcinają, z drugiej zaś niezwykle umiejętnie wykorzystują go do coraz doskonalszego inwigilowania swoich (hm, czy tylko swoich?) obywateli. Już teraz można mieć w Chinach poczucie nieustającego nadzoru i nieprzerwanej życzliwej uwagi Wielkiego Brata. Np. do podróży pociągiem niezbędne jest podanie numeru dowodu osobistego, do wymiany waluty obcej – wizyta w banku (kantorów w Chinach nie ma) i wyczerpujące wypełnianie stosu karteluszków. Jeśli opisany system kredytu społecznego rzeczywiście wejdzie w życie w kształcie choćby tylko częściowo zawierającym wyżej wymienione punkty, przywódcy Chin zrealizują ostateczny sen despoty – skuteczną kontrolę jednostki i pełen wgląd w jej życie, zachowania i działania.