Szanowni Państwo!
Słynny filozof polityki John Gray przekonuje, że w sprawach bezpieczeństwa w żadnym wypadku nie możemy liczyć na państwa Starego Kontynentu. Nie tylko dlatego, że Unia Europejska nadal nie stworzyła swoich sił zbrojnych z prawdziwego zdarzenia, a „wspólna polityka bezpieczeństwa i obrony” dobrze wygląda tylko na papierze. Także, bo wątpliwe jest, aby poszczególne państwa europejskie miały dziś ochotę stawać wzajemnie w swojej obronie. W rozmowie z „Kulturą Liberalną” wprost zadaje pytanie: „Jaka byłaby reakcja Niemiec, gdyby w Europie Wschodniej lub państwach bałtyckich wybuchł prawdziwy kryzys? Czy Niemcy poszłyby na wojnę z Rosją?”.
Czy Polska jest zatem bezpieczna? W ferworze kampanijnych przepychanek i pytań o koszty realizacji obietnic wyborczych jak zwykle tracimy z oczu coraz bardziej skomplikowany międzynarodowy kontekst, w którym przyjdzie funkcjonować nowemu rządowi.
Polityka zagraniczna rzadko ma znaczenie podczas wyborów. Tymczasem niepokój związany z tym, co dzieje się na wschodnich i południowo-wschodnich rubieżach Unii Europejskiej – chodzi o wojnę na Ukrainie oraz konflikt w Syrii i związany z nim kryzys migracyjny – stał się elementem przedwyborczej gry politycznej. Prawo i Sprawiedliwość szło do wyborów, zapowiadając poważną korektę w polskiej polityce zagranicznej – budowę nowych sojuszy w środkowej Europie, wzmocnienie relacji transatlantyckich i twardsze stanowisko wobec Brukseli. Ile z tych obietnic uda się zrealizować, pozostaje kwestią otwartą. Przecież dopiero co Andrzej Duda musiał zweryfikować zapowiedzi osiągania lepszych rezultatów niż Bronisław Komorowski. Głośno zapowiadany powrót Warszawy do stołu, przy którym Berlin, Paryż, Moskwa i Kijów decydują o przyszłości Ukrainy, nie będzie miał w tej chwili miejsca.
Tym samym widać, że to, czy jesteśmy podmiotem, czy przedmiotem w polityce zagranicznej, jest dość płynne. I w małym stopniu zależy od polskich partii politycznych, jakiego by nie były koloru. Problem zasadniczy bowiem polega na tym, że z potencjalnymi sojusznikami dzielą nas liczne różnice interesów. Stany Zjednoczone nie radzą sobie z rozwiązywaniem konfliktów i – ze względu na ogromne koszty utrzymania armii – poważnie myślą nad ograniczeniem swojej obecności międzynarodowej. Z kolei państwa Unii Europejskiej nadal nie przejawiają chęci wzięcia na siebie ciężaru rozbudowania zaplecza militarnego z prawdziwego zdarzenia. Zanim więc odpowiemy sobie na pytanie, jakie mają być cele polskiej polityki zagranicznej, najpierw należy sobie odpowiedzieć na pytanie, jakie są przyczyny i jaka rzeczywista skala słabości Zachodu? Nie chodzi tu jedynie o słabość militarną, ale także – a może przede wszystkim – instytucjonalną oraz ideową, które wynikają z katastrofalnych decyzji, które podjęto przy okazji wojen w Iraku i Afganistanie. Polacy powinni mieć świadomość, że skutki tych decyzji mają znaczenie także dla naszego regionu.
Tym tematom poświęcone są dwie rozmowy z dwoma wybitnymi filozofami polityki świata anglosaskiego: Michaelem Walzerem i wspomnianym już Johnem Grayem.
Michael Walzer, politolog z Uniwersytetu Princeton i wieloletni redaktor naczelny lewicowego magazynu „Dissent”, w rozmowie z Adamem Puchejdą zaczyna od wyjaśnienia przyczyn braku zdecydowania Amerykanów w Syrii: „Interwencja w Iraku była katastrofą. W gruncie rzeczy oddaliśmy Bagdad w ręce szyitów i w ten sposób prawdopodobnie rozpętaliśmy wojnę domową w całym świecie muzułmańskim, która będzie trwała jeszcze bardzo długo. Narobiliśmy niezłego bigosu i nikt nie ma ochoty na powtórkę. Stąd też bierze się niechęć Amerykanów do interwencji w Syrii”.
Walzer odpowiada też na pytanie, z którym zachodni dyplomaci, politycy i wojskowi mierzą się co najmniej od czasu wspomnianej interwencji w Iraku, a które powróciło przy okazji arabskiej wiosny – czy państwa zachodnie powinny interweniować w takich regionach i wspomagać siły dążące do demokracji, nawet jeśli wymagałoby daleko idących poświęceń? „W świecie arabskim, jeśli obalimy dyktatora, nie doprowadzimy do ustanowienia liberalnej demokracji, ale najprawdopodobniej – do wybuchu wojny domowej między różnymi ugrupowaniami muzułmańskimi”, odpowiada Walzer i dodaje, że interwencja jest uzasadniona wówczas, gdy prodemokratyczne siły dowiodą, że ich projekt cieszy się społeczną akceptacją i ma szansę powodzenia. „Moim zdaniem liberalnym demokratom w świecie arabskim powinniśmy mówić jasno: to musi być wasza walka i to wy musicie stworzyć wśród swoich ludzi społeczną podstawę pod ten rodzaj polityki. Jeśli nie jesteście w stanie tego zrobić, my nie możemy zrobić tego za was”.
Słowa Walzera pokazują, jak bardzo zmieniła się postawa Zachodu w ciągu ostatnich kilkunastu lat i jak podkopana została wiara zachodnich państw demokratycznych w ich moc zmieniania świata. A przecież jeszcze nie tak dawno – mówi brytyjski filozof polityki John Gray w rozmowie z Tomaszem Sawczukiem – na Zachodzie dominowała wiara w dalsze rozszerzenie Unii, do której miała też wstąpić granicząca z Irakiem i Syrią Turcja.
Zdaniem Graya owa wiara była jednym z ostatnich przejawów pychy, w jaką popadł Zachód po upadku zimnej wojny. Dziś niewiele z owej pychy zostało, a „Unia jest dysfunkcjonalna, nie tylko gospodarczo, ze względu na kryzys euro. Kryzys migracyjny pokazał zaś, że jest to dysfunkcjonalność przewlekła”, twierdzi Gray. W związku z trapiącymi Wspólnotę przypadłościami musi ona także zdecydowanie ograniczyć swoje cele, politykę zaś postrzegać nie jako realizację wielkich projektów ideowych, ale jako „serię doraźnych działań w odpowiedzi na powracające zło”.
Czy jest dziś ktoś, kto o europejskiej polityce myśli w ten sposób? Gray nie ma wątpliwości – w obliczu kryzysu migracyjnego największym realizmem wykazał się… Donald Tusk.
Tak oto powracamy na polską scenę polityczną, gdzie – paradoksalnie – dawna partia Tuska właśnie utraciła władzę, bo proponowała obywatelom wakacje od ideologii i pragmatyczną realizację drobnych celów.
Czy to oznacza, że polskie i zachodnioeuropejskie nastroje coraz mniej do siebie przystają? To wątpliwe, bo w Europie Zachodniej coraz większą popularność zyskują partie niosące radykalne propozycje ideowe.
Może więc Gray i Walzer się mylą, a odpowiedzią na walący się porządek na granicach Europy nie powinno być więcej pragmatyzmu, ale idealistyczna wiara w liberalną demokrację? Viktor Orbán już zapowiedział, że tę wiarę stracił. Pytanie tylko, czy chcemy podążyć jego śladem.
Zapraszam do lektury!
Łukasz Pawłowski
Stopka numeru:
Koncepcja Tematu Tygodnia: Redakcja.
Opracowanie: Tomasz Sawczuk, Adam Puchejda, Łukasz Pawłowski, Julian Kania, Hubert Czyżewski.