Jak czytamy w programie Prawa i Sprawiedliwości z 2014 r., „tylko demokracja zapewnia jednostce podmiotowość, czyli bycie obywatelem, tylko w demokracji można budować równowagę sił społecznych, która umożliwia sprawiedliwą politykę i jest też warunkiem praworządności”. Z punktu widzenia PiS-u III RP cierpiała na niedostatek demokracji, który teraz należy naprawić.

Nie tylko władza

Może się to wydać dziwne, skoro rządy PiS-u w pierwszych tygodniach zwracają uwagę tempem, w jakim przejmowane są kolejne instytucje państwa, a także kontrowersjami co do sposobu ich przejęcia. Zgłaszają je nawet komentatorzy z prawej strony sceny ideowej, tacy jak Piotr Zaremba.

Liderzy PiS-u regularnie podkreślają jednak, że bez zastąpienia dotychczasowych ludzi i instytucji nowymi kadrami niemożliwa będzie realizacja programu partii. Jak powiedziała w niedawnym orędziu premier Beata Szydło, wybranie pięciu sędziów Trybunału Konstytucyjnego przez Platformę Obywatelską w poprzedniej kadencji sejmu „miało uniemożliwić rządowi Prawa i Sprawiedliwości wprowadzenie dobrej zmiany, czyli obniżenia wieku emerytalnego, realizacji programu dla rodzin 500 +. Chciano w ten sposób zablokować opodatkowanie zagranicznych banków i hipermarketów”. Trybunał miałby w takim razie przeciwdziałać projektom PiS-u nie dlatego, że są niezgodne z prawem, ale dlatego, że nie lubi tej partii.

Jarosław Kaczyński, zapytany, co ma być odpowiedzią na „układ”, symbolizujący problemy, z którymi borykała się III RP, odpowiedział w wydanym w 2006 r. „Alfabecie braci Kaczyńskich” jasno: „[N]owe państwo. Nie chcemy tworzyć rewolucyjnych trybunałów. Ale chcemy nowych instytucji”.

Wymiana instytucji i kadr ma umożliwić odblokowanie kanałów redystrybucji dóbr. Jak wyjaśniał Kaczyński, „chcemy doprowadzić państwo do stanu normalności, co jest niemożliwe bez rozbicia nieformalnego, ale potężnego układu kierującego redystrybucją dóbr społecznych”. Niewątpliwie nie chodzi jednak tylko o pieniądze, ale także o zmiany w społecznej hierarchii statusu.

Jest to zadanie moralne, a odpowiedzi na nie – o czym pisze w aktualnym numerze Karolina Wigura – często odwołują się do języka moralności. Dlatego celem PiS-u nie jest po prostu władza, ale wzięcie pełnej odpowiedzialności za państwo. Jego naprawa będzie możliwa tylko w sytuacji sprawowania przez aktualną władzę całkowitej kontroli nad instytucjami i – jako pochodna – znacznej kontroli nad określonymi elementami życia społecznego.

Fot. Adrian Grycuk. Źrodło: Wikimedia Commons
Fot. Adrian Grycuk. Źrodło: Wikimedia Commons

Partia i Swojskość

Jak owa odpowiedzialność ma się zatem realizować? Filip Memches pisze w aktualnym numerze „Kultury Liberalnej”, że „Kaczyński dąży do czegoś, co będzie radykalnym novum. Jarosław Kaczyński sam przyznawał w 2006, że PiS jest „partią antysystemową”. Deklaracje takie są o tyle niezadowalające, że nie bardzo wiadomo, na czym polega życie poza systemem, dopóki się tego nie sprawdzi.

PiS ogłosił kilka sztandarowych projektów, takich jak świadczenie 500 zł na drugie i kolejne dziecko czy obniżenie wieku emerytalnego. Te dwa postulaty, a także propozycja nałożenia podatku na banki i supermarkety, pokazują ogólny kierunek zmian. Wydawałoby się, że może chodzić o solidarność społeczną – ulżenie biednym i nałożenie większych obciążeń na bogatych.

Określenie takie nie byłoby jednak dostatecznie precyzyjne i to nie tylko dlatego, że w tym samym czasie premier Beata Szydło twierdzi w wywiadzie dla TVN-u, że „Polakom zabrano pieniądze z OFE”, choć jest to przeciwne solidarystycznemu i antykorporacyjnemu nastawieniu rządu. Solidarność jest z punktu widzenia praktyki politycznej PiS-u terminem zbyt abstrakcyjnym i inkluzywnym.

Treścią polityki PiS-u jest swojskość. Ta jest zaś czymś nie całkiem uchwytnym. Nie definiują jej określone parametry programowe, lecz przynależność do grupy, a w tym wypadku opowiadanie się po stronie partii.

Jak rozliczyć PiS?

Obaw Prawa i Sprawiedliwości nie ma sensu bagatelizować; są w dużej części realne. Naśladownictwo Zachodu mające stanowić model rozwojowy dla Polski czy przykrywanie przez polityków i media konfliktów zewnętrznych i wewnętrznych, uznawanych za przejawy awanturnictwa lub roszczeniowości, uwiarygodniały tezę o braku podmiotowości Polski oraz braku reprezentacji politycznej wielkich grup Polaków.

Z odpowiedzią PiS-u na owe trudności wiąże się jednak istotny problem praktyczny. Przyjęcie pełnej odpowiedzialność za rządy przy równoczesnej nieuchwytności celu tej partii sprawia, że PiS-u nie da się rozliczyć. Niemożliwa jest krytyka wewnętrzna – nie ma żadnych efektów ani wskaźników, które oznaczałyby niepowodzenie projektu. Co więcej, przyjęcie pełnej odpowiedzialności powoduje, że każda krytyka władzy jest traktowana jak frontalne uderzenie w rządowy monolit.

Niesłychanie trudna jest też skuteczna krytyka zewnętrzna. Po pierwsze, może być po prostu bagatelizowana z pozycji siły – PiS ma sejmową większość. Po drugie, ze względu na antysystemowy, antyelitarny, rewolucyjny charakter projektu, krytykę taką łatwo sprowadzić do obrony istniejącego ładu, najpewniej motywowanego własnym – być może niejawnym – interesem. Po trzecie, z tych samych względów upada postulat konieczności ochrony określonych instytucji – jak sądownictwa – przed bieżącą polityczną ingerencją. Jak powiedziała Beata Szydło, do ostatnich antyrządowych sobotnich protestów pod sejmem „dołączają ci, którzy mogą na zmianach wprowadzanych przez PiS stracić”.

Właśnie z tego powodu opozycja powinna rozbrajać opowieść PiS-u o tym, że tylko ta partia reprezentuje lud. Nie wystarczy kolejny raz być anty-PiS-em i bronić istniejącego porządku prawnego, co Grzegorz Schetyna przedstawiał jako centralne zadanie Platformy Obywatelskiej w wywiadzie dla „Kultury Liberalnej”.

Odpowiedzią na tezę PiS-u, że III RP skrywa mroczny sekret, który zostanie w odpowiednim momencie odsłonięty, nie powinna być teza, że tak naprawdę to umysł Jarosława Kaczyńskiego skrywa mroczny sekret. W konsekwencji odbierałoby to partii rządzącej prawo zadawania pytań i prawo krytyki zastanego porządku.

Trzeba tymczasem otwarcie dyskutować nad porządkiem symbolicznym III RP oraz jego niedostatkami i równocześnie zadawać pytania o to, w jaki sposób zmiany wprowadzane przez PiS służą poprawie życia Polaków. Dopiero wówczas PiS nie będzie mógł się przedstawiać jako partia broniąca ludu przed chroniącymi własne interesy elitami. Będzie zaś musiał wyjaśniać, dlaczego proponowane przez rząd zmiany są lepsze niż alternatywy. I dopiero wówczas będzie widać lepiej, że większość znanych dotąd pozytywnych propozycji PiS-u nie przyniesie postulowanych przez tę partię skutków.

Nie sposób wymagać od PiS-u pełnego, konkretnego programu reform, który będziemy rozliczać punkt po punkcie – żadna partia nie działa w ten sposób. Wystarczy tylko, aby PiS przestał markować, że proponuje nam jakąś zagadkową, wielką przemianę, a jego krytycy przestali zakładać, że PiS faktycznie ma coś takiego na myśli. Nie ma sensu w pocie czoła odgadywać, co się kryje w głowie Jarosława Kaczyńskiego. Jak każda utopia, także utopia PiS-owska nie istnieje. Oto mroczny sekret PiS-u.