Przed wyborami, kiedy było już jasne, że rola PiS-u w przyszłym parlamencie będzie znacząca, pojawiały się gdzieniegdzie głosy o potencjalnej „wielkiej koalicji” przeciwko partii Jarosława Kaczyńskiego. Spośród domniemanych koalicjantów w wyborczy wieczór atmosferę triumfu dało się jednak odczuć jedynie w sztabie Nowoczesnej. PiS zdobyło w sejmie bezwzględną większość, więc jakiekolwiek działania zmierzające do utworzenia koalicji mniejszych ugrupowań musiały zostać odłożone na półkę.

Liderów głównych partii opozycyjnych i pozaparlamentarnej Zjednoczonej Lewicy możemy teraz spotkać na ulicy. Wraz ze społecznym aktywistą Mateuszem Kijowskim, przywódcy opozycji wezwali swoich zwolenników do protestu wobec działań mających na celu osłabienie pozycji Trybunału Konstytucyjnego. Sondaże pokazują, że głównym beneficjentem obecnej sytuacji jest Nowoczesna – kwestią dyskusyjną pozostaje, na ile zawdzięcza to aktywności w sejmie i w mediach, a na ile uczestnictwu w protestach.

Nie ulega jednak wątpliwości, że zamykanie marszów i pikiet KOD w ramce pt. „protesty zwolenników partii opozycyjnych” jest zbytnim uproszczeniem. I to nawet jeśli w masie protestujących niewiele osób wie, jaką dokładnie rolę odgrywa TK, a jeszcze mniej jest w stanie przytoczyć przykłady trzech spraw, w których ta instytucja zabierała głos w przeciągu ostatniego roku.

Frontalny atak na jedną z podstawowych instytucji tego państwa, jak również na obecną Konstytucję, był na pewno wstrząsem dla ludzi żyjących dotąd w przekonaniu, że dożyliśmy wreszcie czasów, w których polityka stanie się nudna, angażować się będziemy wyłącznie w działania dotyczące konkretnych problemów o znaczeniu nieustrojowym, a miliardy z Unii Europejskiej zapewnią nam stabilny rozwój. Gdyby ktokolwiek trzy miesiące temu stwierdził, że w przeciągu pierwszego miesiąca rządów PiS-u będziemy świadkami podważania autorytetu TK i przepychania „reformy” (w istocie osłabienia) tej instytucji w tempie, które uzasadniać może wyłącznie stan wyższej konieczności – uznany byłby za kogoś z bardzo silną skłonnością do przesady. Dzisiaj naprawdę strach przewidywać, o czym będziemy rozmawiać w styczniu, lutym, marcu – niewątpliwie będziemy mieć jeszcze masę powodów do protestowania.

W końcu jednak będziemy musieli zadać pytanie: do czego te protesty mają prowadzić? Chociaż pójście w gronie kilkudziesięciu tysięcy osób myślących podobnie jak my jest dla reprezentantów poglądów lewicowych i centrowych doświadczeniem świeżym i dającym motywację do działania, to w przypadku braku efektów wszystkim nam grozi stopniowe wypalenie.

W tej chwili wiemy tylko jedno o ludziach chodzących na manifestacje KOD – łączy ich niechęć, strach, zaniepokojenie rządami Jarosława Kaczyńskiego, Andrzeja Dudy i Beaty Szydło. Zmiany w funkcjonowaniu TK wejdą w życie już niebawem. Perspektywa unieważnienia wyborów przez Sąd Najwyższy, o której pisano w niektórych gazetach, to medialna wydmuszka. Musimy liczyć się z tym, że ewentualne przywrócenie należnej pozycji organowi stojącemu na straży prawa nastąpi nie wcześniej niż w 2019 r. Do tego czasu nie można opierać całego ruchu na jednym haśle.

KOD może oczywiście działać, reagując na kolejne kontrowersyjne pomysły władz. Na razie na transparentach osób uczestniczących w demonstracjach widać hasła dotyczące bądź zawieruchy wokół TK, bądź atakujące – czasem w sposób naprawdę niewybredny, jak w przypadku transparentu ze strzelbą wymierzoną w kaczkę – przedstawicieli partii rządzącej. Przekaz negatywny to jednak za mało, aby budować poczucie wspólnoty.

Ilu KOD-owców ruszy protestować przeciwko wypowiedzeniu konwencji antyprzemocowej, a ilu uzna, że jej ratyfikacja była jednak błędem? Czy KOD-owcy zabiorą głos w kwestii praw mniejszości seksualnych? Czy działalność KOD ograniczy się do działań mających na celu wyrażenie sprzeciwu wobec niszczenia konstytucyjnych organów – jak najbardziej potrzebnego, ale niewystarczającego do utrzymania ruchu o charakterze masowym – czy też zdecyduje się zabierać aktywnie głos we wszystkich kontrowersyjnych tematach?

Inicjatorzy manifestacji w obronie TK zagospodarowali niezadowolenie wynikające ze stylu przejmowania władzy przez PiS. Nadal jednak nie wiemy, w jaki sposób liderzy KOD definiują demokrację i czyhające na nią zagrożenia. Niewiele jest w tej inicjatywie postulatów pozytywnych, nieopartych na kontestowaniu kolejnych rządowych działań. Jeżeli ruch nie wypracuje własnej identyfikacji, ludziom zwyczajnie znudzi się wieczne wychodzenie na ulicę w oczekiwaniu na wynik kolejnych wyborów.