Koniec roku nie tylko w Polsce obfituje w nowe ustawy. W ostatnich dniach również w Chinach uchwalono kilka nowych praw. W mediach zagranicznych najwięcej uwagi poświęcono nowemu prawu antyterrorystycznemu, które narzuca na firmy obowiązek udostępnienia na żądanie władz zaszyfrowanych danych własnych i swoich klientów, jak również zobowiązuje je do nierozprzestrzeniania informacji związanych z terroryzmem. Niewątpliwie wzmożona uwaga mediów wiąże się z tym, że nowe prawo utrudni życie głównie wielkim koncernom, takim jak Apple, IBM czy Cisco. Ja jednak chciałabym napisać o innej ustawie, takiej która ma szansę pozytywnie zmienić życie milionów Chinek.

W niedzielę, 27 grudnia, chiński parlament przegłosował pierwsze w dziejach Chin prawo dotyczące przemocy w rodzinie. Zacznie ono obowiązywać od marca 2016 r. i w zamierzeniu ustawodawców zmienić ma postrzeganie przemocy w rodzinie przez organy państwowe, takie jak policja i sądy, i realnie pomóc ofiarom krewkich mężów i partnerów. Tak, piszę o ofiarach mężów, ponieważ ponad 90 proc. ofiar przemocy w rodzinie to kobiety, pozostałe 10 proc. to inni członkowie rodziny, w tym dzieci, osoby starsze czy mężczyźni. Według danych Ogólnochińskiej Federacji Kobiet aż 25 proc. wszystkich Chinek doświadczyło przemocy ze strony najbliższych, ale średnia roczna liczba zgłoszeń wynosi zaledwie ok. 90 tys. Chińskie żony i partnerki nie zgłaszają przypadków znęcania, ponieważ do tej pory organy ścigania przyjmowały je z niechęcią, bądź wprost odmawiały interwencji. Dopiero w 2011 r. głośny przypadek znęcania się znanego biznesmena nad amerykańską żoną przebił się do mediów i zapoczątkował dyskusję o przemocy domowej i zamiataniu jej pod dywan.  Dlaczego? Jak to często w Chinach bywa, przyczyną jest tradycja i głęboko zakorzenione zwyczaje.

Przytaczane czasem w Chinach przysłowie o niemieszaniu się w sprawy rodzinne: „Nawet najmędrszy sędzia nie jest w stanie rozwikłać rodzinnych swarów” (清官难断家务事), wydaje się wskazywać, że niesnaski rodzinne są zazwyczaj tak skomplikowane, że osoba z zewnątrz nie może ich sprawiedliwie osądzić i dlatego lepiej pozostawić ją w rękach osób zainteresowanych. A o przemocy w rodzinie nawet nie powinno się mówić poza nią. Ta niechęć do wtrącania się w życie prywatne domowników związana jest wprost z konfucjanizmem i systemem sprawowania władzy w dawnych Chinach. Prawo w Państwie Środka zawsze regulowało zasady obowiązujące pomiędzy zbiorowościami – rodzinami, albo wręcz rodami i klanami; nie interesowało się jednostką. Zaś system odpowiedzialności zbiorowej – za przewinę jednego z członków konsekwencje ponosił cały ród – sprawiał, że państwo relacje pomiędzy krewniakami pozostawiało w rękach starszyzny rodowej, która miała wolną rękę w dyscyplinowaniu, niekiedy nawet ze skutkiem śmiertelnym, pozostałych członków rodziny. We wsiach za porządek odpowiadała starszyzna wioskowa, najczęściej w osobach najbogatszych chłopów. W ten sposób organy państwowe z jednej strony pozbywały się wielu kłopotów związanych z rozsądzaniem sporów rodzinnych, z drugiej – zyskiwały solidnych sojuszników w utrzymywaniu porządku w społeczeństwie. To podejście do relacji rodzinnych przejęli komuniści po 1949 r., zachowując ten darmowy i sprawny system kontroli i przymusu. Jedyna zmiana to przejęcie władzy na najniższym poziomie przez lokalne komitety partyjne czy komitety osiedlowe (te składają się najczęściej ze żwawych emerytów i emerytki i wiedzą wszystko o mieszkańcach osiedla i ich problemach). Gdy w mieszkaniu po raz kolejny wybucha awantura, to oni pukają do drzwi i starają się załagodzić konflikt, o wzywaniu policji czy robieniu obdukcji nikt raczej do tej pory nie wspominał.

Dzięki nowemu prawu ma się to zmienić. Ustawa explicite zobowiązuje policję do przyjęcia zgłoszenia, do interwencji na miejscu i w razie potrzeby udzielenia pomocy ofierze w kontakcie z lekarzem. Dręczyciel zaś ma mieć założone akta i zostać ostrzeżony o konsekwencjach w razie kolejnych interwencji. Ustawa dotyczy nie tylko małżeństw, ale także innych członków rodziny mieszkających razem, obejmuje także konkubinaty, pomija zaś pary homoseksualne. Wymienia również rodzaje przemocy: bicie, naruszanie wolności fizycznej, powtarzające się wyzwiska i groźby; niestety zabrakło w niej zapisu o przemocy ekonomicznej bądź seksualnej. Z tą ostatnią sądy chińskie wciąż mają problem, ponieważ dominuje przeświadczenie, że w małżeństwie gwałtu być nie może. Nawet jeśli żona wnosiła sprawę rozwodową, jako powód podając przemoc seksualną ze strony męża, sądy odrzucały pozew, argumentując, że skoro współżycie jest obowiązkiem małżonków, to o gwałcie nie może być mowy. Pod tym względem prawo chińskie ma wciąż sporo do nadrobienia. Wystarczy wspomnieć, że dopiero w tym roku poprawiono ustawę, w której gwałt był aktem dokonywanym wyłącznie na kobiecie, dzięki czemu pojawiła się podstawa prawna do ścigania także sprawców gwałtu na mężczyźnie (grozi za to do 5 lat pozbawienia wolności). Do tej pory sprawców (najczęściej innych mężczyzn) można było skazać łagodniej, jedynie za napaść i naruszenie nietykalności fizycznej.

Mimo mankamentów nowego prawa i zadziwiającej zwłoki w jego wprowadzeniu, co najmniej połowa obywateli Chin ma powód do radości. Oby tylko było ono rzeczywiście respektowane, wpłynęło na zmianę zachowań społecznych i pomogło ofiarom przemocy – nieważne, czy będą nimi dzieci, kobiety czy mężczyźni.