W jednym z ostatnich wydań Faktów TVN pojawił się materiał o wyludnianiu się wielu polskich miast. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że zjawisko samo w sobie zostało już zauważone dawno i zdążyło też ukazać swoje negatywne skutki. Pomyślmy choćby o nieplanowanych osiedlach podmiejskich, które w szybkim tempie powyrastały właściwie już pod każdym większym polskim miastem, a teraz borykają się z problemami infrastrukturalnymi – bo nikt nie pomyślał o przedszkolach, szkołach, czy choćby poszerzeniu ulicy dojazdowej. Jak pokazują zaś ostatnie raporty (na przykład, raport PwC dot. polskich metropolii), wyludnianie się większości polskich miast będzie faktem jeszcze przez lata. Czy ten trend da się zatrzymać? Wydaje się to trudne z kilku powodów.
Wyludnianie się miast w Polsce związane jest z jednej strony z biedą i brakiem pracy, z drugiej zaś… z bogaceniem się społeczeństwa. Trasy przeprowadzek Polaków i Polek z centrów miast prowadzą zarówno do innych ośrodków, jak i na obszary podmiejskie. Słowem, część z nas ucieka z jednych miast po to, by szukać pracy w innych, a część dlatego, że woli zamienić ciasne miejskie mieszkanie na domek pod miastem. Wymarzony domek z ogrodem to marzenie nie tylko nowych dorobkiewiczów, ale również młodych małżeństw, które myślą o powiększeniu rodziny.
Tego rodzaju przeprowadzkom pod miasta sprzyja też rozwój infrastruktury drogowej, która sprawia, że liczba samochodów w naszym kraju ciągle rośnie. Zaniechania w obrębie transportu publicznego, w szczególności zaś na kolei, doprowadziły zaś do tego, że dziś w Polsce naprawdę lepiej jest przemieszczać się samochodem. Do czasu, rzecz jasna, aż wszyscy się w niej nie podusimy, ponieważ powietrze w naszym kraju jest od lat już najgorsze w całej Unii Europejskiej.
Wyludnianie się miast w Polsce związane jest z jednej strony z biedą i brakiem pracy, z drugiej zaś… z bogaceniem się społeczeństwa. | Wojciech Kacperski
Czy zatem kluczem w przeciwdziałaniu tym trendom jest tylko tworzenie miejsc pracy w wyludniających się miejscach? Wydaje się, że to zdecydowanie za mało. Przywracanie centrów miast mieszkańców nie może także polegać wyłącznie na ich uatrakcyjnianiu poprzez, np. lepszą komunikację miejską, czy szerszą ofertę kulturalną. To wielowymiarowy problem, u którego podłoża leży chroniczny niedobór mieszkań. Do zmiany tego stanu rzeczy potrzeba będzie lat i woli politycznej.
Tymczasem z punktu widzenia obecnej władzy problem ten wydaje się nie istnieć. Polacy się bogacą, budowane są drogi, buduje się przecież też mieszkania. Co z tego, że w większości z tych mieszkań nikt nie mieszka, bo są za drogie. To problemy samorządów, więc tym gorzej dla nich. Ostatecznie, gdy naprawdę zaistnieje potrzeba powiększenia liczby mieszkańców, np. w takim Poznaniu czy Łodzi, to po prostu powiększy się granice miasta, wchłaniając z powrotem tych, którzy poza nie uciekli. Wszystko to jednak rozwiązania co najwyżej powierzchowne.
Rozwój Warszawy na tym tle bardzo cieszy, wpisuje się przy tym w trend ogólnoświatowego wzrostu liczby mieszkańców w wielkich aglomeracjach. Musimy jednak pamiętać, że niezależnie od dobrobytu stolicy kryzys mniejszych miast będzie o sobie przypominał. Właściwie już o sobie przypomniał, w ostatnich wyborach, w związku ze zmianą władzy. Jeśli obecny rząd nie podejmie starań o zmianę bieżących trendów, ludzie bardzo szybko oskarżą nową władzę o dręczące ich problemy, a przy najbliższych wyborach dadzą szansę komuś innemu. Pozostaje tylko pytanie, kto coś w końcu z tym zrobi?